Trudno wyobrazić sobie wakacyjny wyjazd bez pamiątkowych zdjęć. Dawniej wklejane były do albumów, dzisiaj są publikowane przede wszystkim w mediach społecznościowych. Niestety, oglądają je nie tylko przyjaciele, ale również przestępcy szukający w sieci ofiar. Wśród nich są także pedofile, dlatego należy być bardzo ostrożnym z udostępnianiem fotografii dzieci. Zagrożeń jest jednak więcej.
Wprawdzie wakacje zbliżają się do końca, ale jeszcze sporo osób skorzysta z upalnej pogody i wyjedzie gdzieś w Polskę lub na zagraniczną wycieczkę. Natomiast inni – mający urlop za sobą - zapewne przeglądają w aparatach i telefonach zrobione wcześniej zdjęcia, aby wybrać najlepsze i pochwalić się przed znajomymi. Oczywiście, większość z nich zamieszczona zostanie w internecie. I tu może pojawić się problem.
Szukając bowiem atrakcyjnych ujęć zapominamy o bezpieczeństwu. Własnym, jak krewnych, których fotografowaliśmy.
W internecie nic nie ginie – niby wszyscy o tym wiemy, ale myślimy, że nas to nie dotyczy. Błahe z pozoru zdjęcie z naszym dzieckiem w serwisie społecznościowym może jednak wiązać się z poważnymi konsekwencjami. Jakimi? Materiał może trafić w niepowołane ręce i co gorsza trafić na pedofilskie strony
Zacytowano również wynik badania, które wskazuje, iż w Polsce 40 procent rodziców zamieszcza w internecie zdjęcia i filmy, na których są dzieci. A więc każdy statystyczny rodzic wrzuca rocznie średnio 72 zdjęcia i 24 filmy z pociechami. Pozornie nic dziwnego, tak się dzieje na całym świecie.
„Sharenting to słowo, które powstało z połączenia dwóch angielskich określeń: share – dzielić się i parenting – rodzicielstwo. Oznacza regularne zamieszczanie w sieci przez rodziców zdjęć, filmów i informacji z życia dziecka. Czym się najczęściej dzielimy? Różnorodność materiałów wrzucanych do sieci przez rodziców jest ogromna. To zazwyczaj przełomowe momenty z życia maluchów, jak pierwszy uśmiech, ząbek, pierwsze samodzielnie stawiane kroki. Zamieszczamy też relacje dokumentujące ważne wydarzenia z przedszkola, czy szkoły oraz wspólne wyjazdy wakacyjne” – tłumaczy Ministerstwo Cyfryzacji.
A jednak taki zwyczaj wiąże się z dużym ryzykiem. Przede wszystkim dla uwiecznionych na zdjęciach dzieci. Powodów jest kilka.
Dziecko może nie być przygotowane na negatywne komentarze, a nie ma co się czarować – w sieci hejterów nie brakuje, potrafiących wykpić każdego i wszystko. Bywa też, że zdjęcie jest wykorzystywane w niewłaściwy sposób, montowane, staje się źródłem memów, a jeśli internetowa machina ruszy, to nie ma sposobu, aby ją powstrzymać.
Istnieje jeszcze większe niebezpieczeństwo, jeśli chodzi o zdjęcia małych dzieci. Zwłaszcza rozebranych, a niestety takich także nie brakuje.
Pedofile wykorzystują zdjęcia lub stopklatki z filmów, które dla większości osób nie są w żaden sposób wrażliwe. Jednak opatrzone na przykład seksualizującymi komentarzami czy odpowiednio otagowane mogą nabrać znaczenia, jakiego byśmy nie chcieli. Dlatego warto zastanowić się kilka razy, czy rzeczywiście musimy dodać to akurat zdjęcie
Jeśli chcesz zapoznać się z poradnikiem „Sharenting i wizerunek dziecka w sieci”, to można go znaleźć na stronie Ministerstwa Cyfryzacji – kliknij tutaj
Ale od razu kilka prostych porad przygotowanych przez ekspertów:
- Pamiętaj, że zdjęcie lub film z wizerunkiem Twojego dziecka mogą zobaczyć ktoś obcy. Czy godzisz się na to i liczysz z konsekwencjami? Czy wziąłeś (-aś) pod uwagę, że może ono wpłynąć negatywnie np. na szkolne relacje Twojej pociechy, a kiedyś może nawet na jej przyszłość zawodową? Warto to rozważyć.
- Włącz ustawienia prywatności. Sprawdzaj, kto może zobaczyć udostępniane przez Ciebie materiały – serwisy społecznościowe dają taką możliwość. Zweryfikuj też listę swoich znajomych – czy na pewno znasz każdą z tych osób?
- Nigdy nie wrzucaj roznegliżowanych zdjęć swoich dzieci. Nawet niewinne z pozoru zdjęcie może być wykorzystane przez pedofila.
- Rozmawiaj z dzieckiem o jego wizerunku w sieci. Pytaj, co możesz publikować i komu udostępniać materiały. Twoje dziecko ma prawo do prywatności i powiedzenia „nie”.
Na inne ryzyko związane z publikowaniem zdjęć w internecie uwagę zwróciła Marianna Fijewska, reporterka Polsat News, która zajęła się influencerami, czyli „celebrytami” brylującymi w sieci. Oni w dość beztroski sposób podchodzą do kwestii bezpieczeństwa, bo relacjonują dosłownie wszystko, chwalą się sekretami życia prywatnego i nierzadko w ten sposób pomagają przestępcom.
Fijewska opisała przykład skrajnej naiwności, która przyniosła fatalny skutek. Młoda kobieta pochwaliła się, że ma nową, stylową torebką, którą w szatni zostawia w rękawie kurtki, a że wcześniej pokazała co posiada (m.in. biżuterię), to zainteresowali się nią złodzieje. Gdy była w nocnym klubie – oczywiście, zamieściła stosowną informację w sieci - to przestępcy ruszyli za nią. Odnaleźli kurtkę i torebkę, a w niej klucze. Szybki odlew i wystarczyło, aby ślusarz dorobił komplet kluczy. Gdy kilka dni później influencerka ogłosiła światu, że jest na siłowni, to złodzieje poszli do jej domu. Co się później wydarzyło, nie trzeba tłumaczyć.
Taka historia wydaje się nieprawdopodobna, a jednak podobnych nie brakuje. Rzekomo powstały nawet grupy przestępcze specjalizujące się w okradaniu internetowych celebrytów. Bo ofiary ułatwiają im zadanie.
Jeszcze kilka lat temu, żeby zgromadzić informacje na czyjś temat, trzeba było się nieźle namęczyć wykorzystując techniki detektywistyczne. Dziś wystarczy sprawnie poruszać się po Facebooku i Instagramie
Wpisy, oznaczenia lokalizacji, filmiki, zdjęcia, relacje, transmisje na żywo - media społecznościowe oferują nam całą gamę narzędzi, dzięki którym możemy dzielić się swoim życiem z innymi. Jeśli aktywnie korzystamy z Facebooka lub Instagrama istnieje duża szansa, że nie zwrócimy uwagi na szczegół, który będzie zagrażał naszemu bezpieczeństwu
Z kolei dr Piotr Łuczuk, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa i redaktor naczelny serwisu FilaryBiznesu.pl podkreślił, że „zjawisko "wirtualnego ekshibicjonizmu" jest chętnie wykorzystane nie tylko przez służby specjalne do inwigilacji, ale również przez środowiska przestępcze”.