Pełczyńska-Nałęcz komentuje aferę KPO. Pisze o "trollach zza miedzy"

Chodzi o skompromitowanie KPO i funduszy. Więcej, całej Unii i naszego w niej członkostwa. Jawność danych jest wykorzystywana jako oręż do demolowania publicznych projektów inwestycyjnych. Niektórzy zaczynają nawet sugerować, że w tej „hecy” pomagają farmy trolli zza miedzy. W ogóle by mnie to nie zdziwiło - tak o aferze KPO pisze Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej.

Media obiegły w ostatnich dniach informacje pochodzące z opublikowanej na stronach kpo.gov.pl mapy przedstawiającej przedsiębiorstwa z branży HoReCa, który uzyskały finansowanie na projekty w ramach środków z Krajowego Planu Odbudowy. Rząd poinformował, że podpisano umowy z 1621 podmiotami - średnimi, małymi i mikroprzedsiębiorstwami.

Na liście znalazło się wiele kontrowersyjnych projektów, na przykład o solarium w pizzerii, "domek na wodzie" do spotkań biznesowych, mobilne ekspresy do kawy, jacht. Część dotacji trafiła do podmiotów powiązanych z działaczami politycznymi czy samorządowymi.

Kwota dofinansowania oscylowała wokół kilkuset tysięcy złotych.

Opozycja nazywa to "największą aferą obecnego rządu". Władza odbija piłeczkę i wskazuje, że dotyczy ona kilku przypadków związanych z małym odsetkiem finansowania w ramach całego KPO. Wyjaśnienia sprawy ma podjąć się prokuratura.

Tymczasem głos w kwestii afery zabrała po raz kolejny Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej.

Przekonywała, że "strona z mapami inwestycji i beneficjentów" stanowiła nowość.

"Bo pełna jawność danych to zasada każdej szanującej ludzi władzy. Ludzie oglądają, korzystają. Czują się poinformowani. Kilkoro odpowiedzialnych obywateli wyraża zaniepokojenie wybranymi projektami. Wykorzystują jawność danych do tego, do czego ona służy - czyli społecznej kontroli. Natychmiast informuję: tam gdzie są wątpliwości rozliczymy. Jeśli są naruszenia - wezwiemy do zwrotu środków. Mysz się nie prześlizgnie. Kontrole, kary, zwroty"

 - napisała minister.

Mówienie o aferze i nagłaśnianie sprawy nazwała "tanimi igrzyskami" oraz wymieniła kilka zagadnień, które jej zdaniem stanowią "teorie spiskowe" - chodzi m.in o poluzowanie kryteriów, o którym pisała Katarzyna Duber-Stachurska, była już dyrektor Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, a także o handel firmami, które miały otrzymać dotację.

- Ale awantura trwa. Bo od pewnego momentu nie chodzi już o żadną prawdę. Chodzi o skompromitowanie KPO i funduszy. Więcej, całej Unii i naszego w niej członkostwa. Jawność danych jest wykorzystywana jako oręż do demolowania publicznych projektów inwestycyjnych. Niektórzy zaczynają nawet sugerować, że w tej „hecy” pomagają farmy trolli zza miedzy. W ogóle by mnie to nie zdziwiło 

- napisała Pełczyńska-Nałęcz.

W jej ocenie "awantura jest bardzo szkodliwa dla Polski".

Dziennikarze i politycy wypunktowali wpis Pełczyńskiej-Nałęcz, wskazując na rozbieżności ze stanem faktycznym.

 

Źródło