Kurs franka w środę ustanawiał historyczne rekordy i dosłownie otarł się o barierę 5 zł. Zabrakło zaledwie ćwierć grosza. Wiele mówi to o obecnej słabości polskiej waluty, ale także o nastrojach na globalnych rynkach finansowych, gdzie frank pełni rolę tzw. bezpiecznej przystani. Dopóki Europie w oczy zagląda groźba kryzysu energetycznego i głębokiej recesji, dopóty próg 5 zł może być naruszany.
Nawet na początku marca br., czyli tuż po napaści Rosji na Ukrainę, gdy inwestorzy zareagowali panicznym strachem i wyprzedażą ryzykownych aktywów, za franka płaciliśmy minimalnie poniżej 5 zł. Późniejsza fala uspokojenia na moment (8 czerwca br.) sprowadziła notowania CHF/PLN nawet poniżej 4,40 zł.
Europa boi się zimy
Obecny kurs szwajcarskiej waluty, która przyciąga kapitał w czasach kryzysu, strachu i zawirowań, to m.in. pokłosie toczącej się na wschodzie Europy wojny i jej reperkusji.
Już w lipcu, gdy do Europy Zachodniej przestał płynąć rosyjski gaz podczas prac konserwacyjnych Nord Stream 1, kurs CHF/PLN przebijał 4,90 zł. Kolejną podobną przerwę konserwacyjną Gazprom zapowiedział na przełom sierpnia i września. Niewykluczone, że głównie po to, by nastraszyć europejskich odbiorców i podbić cenę. Tak czy owak, Europa zależna od dostaw surowców energetycznych, zafrasowała się tym, czy po zaanonsowanym wstrzymaniu dostaw gaz z Rosji znów znacznie płynąć przez Nord Stream 1, a jeśli nie, to jak przetrwać zimę.
– Deklaracje strony rosyjskiej, że dostawy powrócą do obecnych poziomów (ok. 20 proc. zdolności przesyłowych), nie są w stanie uspokoić inwestorów pomimo faktu, że magazyny przed nadchodzącym sezonem grzewczym są już wypełnione w ponad 75 proc., czyli w wyraźnie większym stopniu niż w poprzednim roku. To wciąż może być za mało, by przetrwać zimę jeśli dostawy nie będą ciągłe lub zostaną dodatkowo zredukowane. Efekt to nowe rekordy cen gazu w Europie i najwyższy kurs surowca w USA od kilkunastu lat. Im mocniej drożeje energia, tym w głębszych tarapatach jest euro, które spadając, ciągnie na dno złotego – Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
SNB nie boi się siły swojej waluty
Rekord w notowaniach szwajcarskiej waluty prawdopodobnie nie byłby jednak możliwy, gdyby nie precedensowe działanie Szwajcarskiego Banku Narodowego. W reakcji na rosnącą inflację Szwajcarski Bank Centralny zszokował świat i w czerwcu br. podniósł stopy procentowe. Co istotne, SNB dokonał pierwszej podwyżki w nowym cyklu, zanim zdecydował się na to Europejski Bank Centralny. Było to o tyle zdumiewające, że SNB uchodził za naśladowcę ruchów EBC. Tymczasem czerwcowa podwyżka stóp w Szwajcarii doprowadziła do zamiany ról.
– Frank od zawsze zyskiwał w momentach kryzysów i paniki na rynkach finansowych. Zmieniło się jednak to, że wcześniej Szwajcarski Bank Centralny przeciwdziałał sile szwajcarskiej waluty, a dziś uważa ją za pożądaną. Swoim zwrotem wymusił przewartościowanie postrzegania franka przez rynki. Wcześniej przez lata SNB starał się hamować dominację franka nad chimerycznym i słabym euro, wydając równowartość setek miliardów CHF na interwencje osłabiające notowania narodowej waluty. Tymczasem dziś władze monetarne Szwajcarii w kategoriach realnych nie postrzegają już franka jako skrajnie przewartościowanego i są gotowe, by go umacniać – określa Bartosz Sawicki.
Frank utrzyma moc
Inflacja w Szwajcarii jest wprawdzie najwyższa od trzech dekad, ale jednocześnie znacznie słabsza niż w Eurolandzie czy w Polsce. W lipcu jej roczna dynamika nie przekroczyła 3,5 proc. Dla porównania: ceny konsumenckie w strefie euro były niemal o 9 proc. wyższe niż rok wcześniej, a w naszym kraju rosły w tempie 15,6 proc.
– Nie oznacza to jednak, że szwajcarski bank centralny nagle spuści z tonu. Wręcz przeciwnie. Najbliższe posiedzenie szwajcarskich władz monetarnych odbędzie się 22 września br., dwa tygodnie po decyzji Rady Prezesów EBC. Jeśli w Eurolandzie stopy zostaną podniesione o 50 punktów bazowych, takim samym ruchem mogą zareagować Szwajcarzy, m.in. ze względu na chęć uniknięcia rozszerzenia się różnicy stóp procentowych na korzyść euro. Rynki do tej pory spodziewały się, że SNB do końca pierwszego kwartału 2023 r. podniesie koszt pieniądza dwukrotnie o 25 punktów bazowych. Dziś rośnie prawdopodobieństwo, że podwyżki te zostaną skomasowane i przyspieszone lub stopy docelowo wzrosną mocniej, niż zakłada to wycena – szacuje analityk Cinkciarz.pl.
Odmienione podejście szwajcarskich władz monetarnych do siły swojej waluty w połączeniu z zagrożeniami, przed którymi stoi Stary Kontynent, sprawia, że frank, który już w czerwcu stał się więcej wart niż euro, powinien pozostawać mocny.
Czy złoty może odrobić część strat?
Niestety, podobnych atutów brakuje złotemu. Czy to oznacza, że polscy kredytobiorcy, którzy zadłużyli się w szwajcarskiej walucie, powinni pogodzić się z kursem na poziomie 5 zł lub nawet wyższym?
– Najwięcej będzie zależało od wydarzeń globalnych, cen gazu i powstrzymania wyprzedaży euro względem dolara. Inna rzecz, że dalsze wzrosty kursów walut mogą przekładać się na reakcję ze strony Narodowego Banku Polskiego. W końcu dziś nikt nie może spokojnie patrzeć na przecenę własnej waluty. Na razie wciąż realne jest osiągnięcie nowych rekordów wszech czasów zarówno przez kurs franka, jak i dolara. Dopiero trwalsze okrzepnięcie apetytu na ryzyko stworzy przestrzeń do odrabiania strat przez złotego. Przedsmak mieliśmy przez kilka spokojniejszych, letnich tygodni, w trakcie których kurs głównych walut obniżyły się stopniowo o 20-30 groszy – wskazuje analityk.
Polscy kredytobiorcy mogą też wiązać nadzieje z działaniami Europejskiego Banku Centralnego. Słabość euro może bowiem skłonić EBC do zaostrzenia polityki finansowej i wsparcia wspólnej waluty. Jej umocnienie względem franka popchnęłoby bowiem CHF/PLN na nieco niższe pułapy.