NASZ WYWIAD! Członek komisji budżetowej PE: widać wyraźnie, że motory naszego wzrostu są bardzo stabilne

- Nie zawsze będziemy odnotowywać siedmiokrotnie szybszy wzrost, jak w ub. roku. Ale widać wyraźnie, że motory naszego wzrostu są bardzo stabilne - ocenił w rozmowie z Maciejem Pawlakiem europoseł Zbigniew Kuźmiuk, członek komisji budżetowej PE.


W komunikatach GUS i NBP na temat ostatniego wzrostu inflacji zwracano uwagę, że w dużej mierze wynika on z podwyżek cen żywności, m.in. owoców, warzyw czy mięsa wieprzowego i wędlin. Czy jest szansa na zmniejszenie podwyżek cen żywności? 

W swoich opiniach bazuję na prognozach NBP. Nasz państwowy bank od wielu lat słynie z tego, że na potrzeby Rady Polityki Pieniężnej (RPP) przygotowuje bardzo precyzyjne prognozy gospodarcze. Z tego co pamiętam w tych dotyczących inflacji w końcówce ub. roku i pierwszego kwartału br. przewidywany był ten skok. Choć w praktyce okazało się, że jest większy. Ale już po publikacji wskaźnika 3,4 proc. inflacji w grudniu ub.r. w porównaniu z grudniem 2018 r. zebrała się RPP. Z tego co mówił jej prezes (i jednocześnie prezes NBP) Adam Glapiński, wynika, że nie ma powodów do niepokoju. I, że RPP przewidywała podwyższenie inflacji oraz, że w tym roku sięgnie ona średniorocznie poziomu 2,8 proc. A zatem lekko powyżej celu inflacyjnego (2,5 proc., choć z możliwością odchyleń o 1 proc. w dół/górę). Zatem zakładam, iż tak rzeczywiście będzie. Choć żyjemy w niepewnych czasach, biorąc pod uwagę sytuację międzynarodową. Jednak wszystko wskazuje na to, że wojna celna między USA i Chinami dobiega końca. Szykuje się w tej sprawie podpisanie stosownych porozumień. Powinno to uspokoić sytuację panującą na rynkach światowych.

A jak łagodna zima może wpłynąć na poziom cen żywności?

Na dwoje babka wróżyła. To znaczy, że nic nie wymarznie. Ale z drugiej strony może nam grozić susza. Bo jednak opady śniegu powodują, że przedostaje się on do gleby i stanowi naturalny rezerwuar wody, więc może być w następnym roku znowu sucho. To trudno w tej chwili jednak przewidzieć. Istnieją przy tym bariery wzrostu cen żywności. Bowiem unijny rynek żywności jest otwarty. Jeśli w danym kraju panuje nieurodzaj w odniesieniu do jakiejś żywności, to sprowadza się ją z zagranicy. Jednak uważam, że obecnie nie ma niebezpieczeństwa, że mogą nastąpić jakieś istotne wzrosty cen w związku z nieurodzajem, czy suszą. Powszechnie na świecie nie unikniemy nieurodzaju, jakaś reakcja cenowa może być, ale nic nadzwyczajnego raczej nie wystąpi. 

Wielu ekonomistów uważa, że wzrost cen będzie wyższy niż zakłada NBP...

Rzecz jasna ci, którzy szukają dziury w całym, od paru już lat mówili o nadciągającym kryzysie czy stagflacji, teraz zacierają ręce. Czytam wynurzenia byłych członków RPP, którzy mówią coś o hiperinflacji, która przekroczy 4 proc., snują takie wizje, a myśleli może, że będą w RPP chyba do końca świata, ale ich kadencja się skończyła i musieli odejść. Jednak podkreślam, że takiego niebezpieczeństwa nie ma. Ceny w Unii Europejskiej nie rosną błyskawicznie. Nie ma powodów, żeby u nas nastąpił okres wysokiej inflacji. Gdyby jednak na stałe inflacja przekraczała cel inflacyjny RPP (a więc średniorocznie była wyższa niż 3,5 proc.) nie byłoby to dobre dla gospodarki. Ale na razie inflację trzymamy w ryzach. Długo wynosiła sporo pod kreską, teraz jest ciut pod kreską. Nie jest to tak czy inaczej zjawisko nadzwyczajnie niepokojące.

Czy widzi Pan szansę na zwiększenie liczby Polaków powracających z emigracji zarobkowej z krajów unijnych, nie tylko z Wlk. Brytanii, w związku z polepszającą się u nas sytuacją na rynku pracy – rosnącymi zarobkami, czy programami „z plusem”?

Myślę, że ten proces się zaczął. Ludzie, którzy się już tam dorobili, lub zdobyli kwalifikacje, za użytkowanie których w Polsce można zarabiać godziwe pieniądze – np. w sektorze informatycznym faktycznie zaczynają wracać. Choć wciąż mogą zarobić u nas nieco mniej niż zagranicą. Nie dogonimy przecież szybko poziomu zarobków niemieckich czy brytyjskich. Ale musimy brać pod uwagę także koszty utrzymania w tamtych krajach, dwu-trzykrotnie większe niż u nas. Zatem np. gdy ktoś wynajmuje tam mieszkanie, ale nie ma perspektywy na własne, a zarobił już jakieś pieniądze, to po powrocie do Polski może nabyć działkę pod miastem i wybudować stosunkowo tanio dom, założyć własną działalność gospodarczą i mieć określone dochody. Z tym, że tego typu uwarunkowania nie mają tylko natury ekonomicznej czy finansowej. Wchodzą tu przecież w grę także uwarunkowania rodzinne. 

Co to w praktyce znaczy?

Komuś, kto ma dzieci, które w krajach europejskich od lat funkcjonują w tamtejszych systemach szkolnych, decyzję o powrocie będzie podjąć trudniej. Jest także wątek bezpieczeństwa. Coraz częściej bowiem słyszę od Polaków na Zachodzie, że mimo, iż ich dzieci od lat funkcjonują w tamtejszym systemie szkolnym, podejmują decyzję o powrocie do kraju, ze względu na ich bezpieczeństwo. Ten aspekt należy także brać pod uwagę. W krajach zachodnioeuropejskich będzie coraz bardziej niebezpiecznie. A jednocześnie Polska dla tych ludzi będzie oazą bezpieczeństwa.

Czy, mimo obecnie nieco wolniejszego tempa rozwoju gospodarczego w naszym kraju, Polska pozostanie jednym z liderów w krajach UE pod tym względem?

Ściśle rzecz biorąc są w UE gospodarki w takich krajach, jak Malta czy Węgry, które mają wzrosty nawet wyższe od polskiego. Jednak wśród dużych gospodarek jesteśmy faktycznie liderem tempa wzrostu. W ub. roku wszystko wskazuje na to, że Polska zanotowała 4,2 proc. wzrostu PKB, a Niemcy – 0,6 proc. A zatem nasze tempo było siedem razy wyższe niż u naszego zachodniego sąsiada (przy tym oczywiście przy takich porównaniach musimy brać różnice potencjałów obu gospodarek). Ale zawsze w programie PiS zwracaliśmy uwagę na skracanie dystansu między nasza gospodarką, a niemiecką. Zakładaliśmy zresztą, że będziemy się rozwijać dwa-trzy razy szybciej. Rzecz jasna nie zawsze będziemy odnotowywać siedmiokrotnie szybszy wzrost, jak w ub. roku. Ale widać wyraźnie, że motory naszego wzrostu są bardzo stabilne. 

Które z nich są najważniejsze?

Konsumpcja wewnętrzna jest tym motorem podstawowym. Mamy pewien kłopot z inwestycjami. Ale myślę, że wykorzystanie zdolności produkcyjnych, już obecnie bliskie 100 proc., będzie oznaczało dla przedsiębiorców konieczność inwestowania. Ponadto, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, odnotowujemy bardzo wysoką dynamikę eksportu, trochę słabszą importu. Okazuje się więc, że do wzrostu PKB przyczyniły się w ub. roku (i pewnie tak będzie i w br.) nasze kontakty zagranicą. Po raz pierwszy od wielu lat pojawiła się poważna nadwyżka w handlu zagranicznym. W usługach było to nawet prawie 23 mld euro. A więc handel zagraniczny może się okazać naszym mocnym motorem napędowym. I to w sytuacji, gdy na Zachodzie – naszego głównego rynku zbytu - dochodzi do spowolnienia. Mam nadzieję, że ekonomiści wyjaśnią jak to się dzieje, że gospodarka niemiecka bardzo poważnie osłabła. A jest to przecież pierwszy rynek eksportowy dla naszego kraju, a u nas eksport wnosi pozytywny wkład do wzrostu PKB (podejrzewam, że na poziomie 1 pkt proc.).
 

Źródło

Skomentuj artykuł: