Wardyn: Wśród konsumentów nastąpi wystrzał wzrostu aktywności [WYWIAD]

Z pewnością część klientów, którzy zostali „zmuszeni”, by kupować on-line, wróci do tradycyjnego sposobu kupowania. Więcej, po pandemii nastąpi odblokowanie całego handlu i udział jego tradycyjnego segmentu zapewne, przynajmniej na jakiś czas, wzrośnie. Natomiast generalnie e-commerce zyskał duży kawałek tortu handlu i już go nie odda - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem Łukasz Wardyn, dyrektor na Europę Wschodnią w CMC Markets (Polska).

Maciej Pawlak: Sprzedaż detaliczna, wg ostatnich danych GUS, okazała się niższa o 3,1 proc. niż w lutym ub. roku. Jednak w stosunku do stycznia - była wyższa o 3,5 proc. Czy mimo obostrzeń, zwłaszcza dotyczących galerii handlowych, wielkość sprzedaży detalicznej może się utrzymywać w kolejnych miesiącach na relatywnie wysokim poziomie?

Łukasz Wardyn: Trudno wyciągać z tego daleko idące wnioski. Moim zdaniem inwestorzy teraz niespecjalnie interesują się bieżącymi danymi, ponieważ duży wpływ na nie mają skutki kolejnych wprowadzanych obostrzeń. Większość koncentruje się na tym, co będzie. Wszyscy zakładają scenariusz bardzo optymistyczny. Przynajmniej w Polsce nie powinno minąć więcej niż kilka miesięcy, by pandemia wygasła na tyle, by pozwolić działalności gospodarczej wrócić na względnie normalne tory. Powinno to wynikać z coraz bardziej rosnącej liczby osób, które wyzdrowiały (i prawdopodobnie się uodporniły), rosnącej liczby zaszczepionych przeciwko COVID-19 oraz nastaniem okresu wiosenno-letniego. W związku z tym oraz z uwagi na wielkie, zagregowane przez naszych rodaków pule oszczędności, wśród konsumentów nastąpi wystrzał wzrostu aktywności. Na to wszystko liczą właściciele galerii, sieci handlowych i sklepów. Jest to zresztą moim zdaniem bardzo logiczne i prawdopodobne.
 
Z danych GUS wynika także, że w strukturze sposobów dokonywania zakupów w ostatnich tygodniach nastąpił spadek udziału handlu w sieci. Czy to jakaś chwilowa zmiana? Czy e-commerce ma szansę odgrywać znaczniejszą rolę także w postpandemicznej rzeczywistości?

E-commerce, zarówno w Polsce, jak i na całym świecie, dokonał ostatnio olbrzymiego skoku. Znaczący wzrost jego znaczenia, który w „normalnych” warunkach dokonałby się pewnie w kilka lat, nastąpił w ciągu jednego - pandemicznego roku. W niektórych krajach można w tym czasie mówić po prostu o przyspieszeniu udziału handlu w sieci, w innych - nastąpiła totalna zmiana w podejściu konsumentów do kupowania w sieci. To był skokowy wzrost rynku e-commerce. Z pewnością część klientów, którzy zostali „zmuszeni”, by kupować on-line, wróci do tradycyjnego sposobu kupowania. Więcej, po pandemii nastąpi odblokowanie całego handlu i udział jego tradycyjnego segmentu zapewne, przynajmniej na jakiś czas, wzrośnie. Natomiast generalnie e-commerce zyskał duży kawałek tortu handlu i już go nie odda. Przyzwyczajenia konsumentów trwale się zmieniły i handel w sieci będzie rozwijał się dalej.
 
Jaką widzi Pan przyszłość dla galerii handlowych? Deweloperzy wciąż budują takie obiekty. Z drugiej strony klienci mają do wyboru wspomniany handel w sieci, a także zakupy w pojedynczych sklepach?

W Polsce dostrzegam wielką chęć ze strony konsumentów do odwiedzania galerii, przebywania w nich i dokonywania w nich zakupów. To po części nasza krajowa pozytywna dla operatorów galerii handlowych specyfika. Jednak należy przypomnieć, że już grubo przed pandemią polski rynek bardzo się zmieniał. Nastąpiło już takie nasycenie galeriami i handlem tradycyjnym, czyli po prostu konkurencji, że nie każda nowa inwestycja w galerie gwarantowała deweloperom oraz operatorom sukces i odpowiednie zyski. Więcej, wiele starszych obiektów przestała być rentowna. Część z nich musiała być w związku z tym zamknięta jeszcze przed pandemią. Oczywiście klienci całkiem nie zrezygnują z zakupów w takich placówkach, ale polski konsument będzie jeszcze bardziej wymagający. Wobec tego znacząco więcej projektów galerii handlowych może okazać się trwale nierentownych.
 
Czy produkcja budowlano-montażowa ma szansę nadrobić straty spowodowane ostrzejszą tegoroczną zimą?

Myślę, że z uwagi na niskie stopy procentowe samo budownictwo mieszkaniowe, które przeżywa wciąż boom, ma zapewnioną istotną dynamikę wzrostową w krótkim terminie. Inwestycje w pozostałych segmentach budownictwa były i tak realizowane podczas pandemii, aczkolwiek pierwszy jej okres: kwiecień-lipiec spowodował pewne opóźnienia z powodu kwestii proceduralno-urzędowych. Mogło się to odbić na wynikach branży nawet po wielu miesiącach wskutek długiego cyklu procesu budowlanego. Mimo to myślę, że można być optymistą co do dalszych wyników tej branży. Nastąpi powrót do trendu wzrostowego. Na razie wyniki z miesięcy zimowych określiłbym więc jako korektę, pewne chwilowe wahnięcie.
 
W ostatnich kilkunastu latach utrwalił się określony i dość trwały podział w udziałach poszczególnych form realizacji budownictwa mieszkaniowego w naszym kraju. 2/3 rynku przypada na prywatnych deweloperów, 1/3 - na inwestorów indywidualnych (domy jednorodzinne) i ok. 1-1,5 proc. na budownictwo komunalne, zakładowe czy budownictwo państwowe (np. Mieszkanie+). Czy państwo mogłoby być bardziej aktywnym podmiotem na tym rynku?

Nie widzę szans na znaczące efektywne powiększanie na nim miejsca dla państwa. Według mnie nie będzie ono nigdy tak skuteczne na rynku komercyjnym jak prywatni deweloperzy i to nawet w przypadku dedykowanych podmiotów z udziałem Skarbu Państwa. Z drugiej strony w gospodarce takiej jak polska lub szerzej - w państwach unijnych (w odróżnieniu od tak skrajnie kapitalistycznej, jak amerykańska) zawsze państwo może lub nawet powinno odgrywać pewną rolę dla specyficznych projektów o charakterze pomocowym lub socjalnym. Mam na myśli niszę, w której działaniem podstawowym jest wsparcie obywateli, a nie zarabianie na budowie mieszkań na zasadach komercyjnych. Z tym lepiej radzą sobie przedsiębiorcy prywatni.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: