Bartkiewicz: Już znaleźliśmy się na ścieżce wzrostu [NASZ WYWIAD]

Z Piotrem Bartkiewiczem, ekonomistą Banku Pekao SA, rozmawia Maciej Pawlak

Mamy przed sobą dwa-trzy lata bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego. Spodziewamy się, że w latach 2021-2023 polska gospodarka będzie co roku generować wzrosty PKB na poziomie 5-5,5%. Stoimy więc na początku dobrego trendu.

 

Według wstępnego szacunku GUS, w I kwartale 2021 r. PKB zmniejszył się realnie o 0,9% w porównaniu z I kwartałem ub. roku. Według GUS główną przyczyną spadku PKB był ujemny wpływ eksportu netto na wzrost gospodarczy (-1,9 p. proc.). Dlaczego eksport zmniejszył wielkość wzrostu PKB skoro - w zależności od waluty - wzrósł w I kw. br. w porównaniu z I kw. 2020 r. od 8,3% (w euro), przez 14,6% (w zł) do 19,2% (w USD)?
Taka ocena GUS wynika z faktu, że we wpływie poszczególnych czynników na wzrost (spadek) PKB bierze się pod uwagę wielkości eksportu netto, czyli różnicę miedzy eksportem, a importem. Skoro więc ten ostatni rósł w rozpatrywanym okresie szybciej niż eksport to wkład eksportu netto okazał się ujemny. Tak więc „ujemny wpływ eksportu netto na wzrost gospodarczy” w I kw. br. wynikał z tego, że w tym czasie dobre wyniki odnotowywały inwestycje, konsumpcja - a to podbiło wyniki importu, który rósł wówczas faktycznie szybciej niż eksport. Dzięki temu przedsiębiorstwa mogły gromadzić zapasy, obawiając się wzrostu cen surowców w przyszłości. Generalnie jedno nie przeczy drugiemu. Bowiem eksport radzi sobie naprawdę dobrze.

Kolejne kwartały powinny więc przynieść dalsze dobre rezultaty w odniesieniu do wzrostu PKB, jak i eksportu?
Tak. Spodziewamy się, że już w samym II kwartale br. wzrost PKB sięgnie poziomu nawet 11% w porównaniu z II kw. ub.r. To oczywiście przede wszystkim odzwierciedlanie spadku PKB rok temu wskutek potężnego lockdownu podczas pierwszej fali pandemii. A generalnie mamy przed sobą dwa-trzy lata bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego. Spodziewamy się, że w latach 2021-2023 polska gospodarka będzie co roku generować wzrosty PKB na poziomie 5-5,5%. Stoimy więc na początku dobrego trendu. Co prawda jeszcze w I kwartale br. wzrost PKB wyniósł -0,9% - ale w porównaniu z większości przedpandemicznym I kwartałem 2020 r. Gdy zaś porównamy I kwartał br. do ostatniego kwartału w ub.r. odnotowaliśmy już wzrost +1%. Oznaczało to, że mimo tego, że jeszcze na początku br. walczyliśmy z kolejną falą epidemii, gospodarka rosła wówczas w całkiem solidnym tempie. Pokazuje to, że już znaleźliśmy się na ścieżce wzrostu.

W I kwartale 2021 r. przekazano do eksploatacji 5 934 nowe budynki niemieszkalne (o 11,6% więcej niż w roku poprzednim). Pod względem powierzchni przekazanej do eksploatacji przeważały budynki przemysłowe i magazynowe (42,3%). Dlaczego? Czy popyt na budynki przemysłowe i magazynowe utrzyma się w kolejnych kwartałach?
Po pierwsze Polska jest korzystnie położona na mapie Europy w odniesieniu do szlaków transportowych, znajduje się wskutek tego w dobrym miejscu także dlatego, by właśnie tu budować centra logistyczno-magazynowe. Ponadto takie inwestycje powiązane są z całą resztą gospodarki. Bo jeśli produkujemy więcej, potrzebujemy więcej magazynów. Obserwujemy jednocześnie efekt spowodowany rozbudową infrastruktury w ostatnich dekadach w naszym kraju. Skoro wciąż buduje się autostrady i drogi ekspresowe, to właśnie w ich rejonach powstaje najwięcej magazynów i centrów logistycznych. Wpływ na ten swoisty boom magazynowy ma także zapewne rosnąca popularność handlu w sieci (e-commerce) wskutek ograniczeń w standardowym handlu wywołanych pandemią. Aby dostarczać klientom więcej zamówionych przez internet towarów niż tylko tych znajdujących się w hurtowniach standardowych sklepów, rósł popyt na dodatkowe powierzchnie magazynowe z towarami zamawianymi elektronicznie.

Według danych GUS tylko 11,5% budynków niemieszkalnych przekazanych do eksploatacji w I kwartale 2021 roku to biurowce. Czy wobec wzrostu popularności pracy zdalnej w okresie pandemii popyt na budowę nowych biurowców na trwałe pozostanie na relatywnie niskim poziomie, bo można się spodziewać, że część home office zapewne pozostanie także po zakończeniu pandemii?
Myślę, że popyt na nowe budynki biurowe będzie faktycznie malał. Pozostanie zapewne jakiś popyt wynikający z chęci wymiany starszych powierzchni biurowych na nowsze. Niezależnie od tego na rynek trafia i będzie wciąż w kolejnych miesiącach trafiać dużo nowych powierzchni biurowych ze wszystkich inwestycji rozpoczynanych przed pandemią. Z drugiej strony zapotrzebowanie firm na biura się zmniejszy. Większość znanych mi firm planuje dla swoich pracowników tryb pracy hybrydowej. Oznacza to częstszą rotację pracowników w biurach, a jednocześnie zmniejszenie zapotrzebowania na przestrzeń w nich. Po prostu wielu pracownikom spodobała się możliwość pracy w domach. Oznacza to, że rodzi się element walki o pracownika.

Na jakiej zasadzie?
Jeśli bowiem dwóch pracodawców płaci taką samą stawkę brutto, a jeden z nich pozwala pracować w domu dzień dłużej - to jest de facto korzystniejsze finansowo. Może to być częściowo zrównoważone przez efekt wzrostu gospodarczego wynikający tego, że będą zakładane nowe firmy, a istniejące - będą się jednocześnie rozbudowywać. Trudno jednak oczekiwać, że popyt na biurowce będzie kształtował się tak, jak to było w latach przed pandemią. Obecnie istnieje wiele pustostanów biurowych w dużych miastach. Choć już w poprzednich latach niewynajętych powierzchni w biurowcach nie brakowało. Aktualne statystyki zaburza fakt, że wskaźnik pustostanów liczy się łącznie: dodając te sprzed pandemii, jak i powstałe już w jej trakcie. Tak czy inaczej problem niewynajętych powierzchni biurowych pozostanie moim zdaniem na dłużej.

W tym tygodniu po raz kolejny, tak, jak w ostatnich miesiącach, Rada Polityki Pieniężnej utrzymała stopy procentowe na dotychczasowym, bliskim zeru, poziomie. Czy zgadza się Pan z większością ekspertów, w opinii których RPP o podwyższeniu stóp zadecyduje dopiero w przyszłym roku, po wybraniu jej nowego składu?
Najbardziej prawdopodobny scenariusz na zmianę stóp to dokonanie tego w przyszłym roku. Sytuacja nie wygląda jednak tak, że nic nie drgnęło w nastawieniu RPP do tego problemu. Od jakiegoś miesiąca-dwóch obserwujemy wyraźny skręt w zakresie retoryki prezesa NBP Glapińskiego, jak i całej RPP. Słyszeliśmy to też na piątkowej konferencji prasowej prezesa. Wskazał on, że - podobnie jak cała RPP - uważa, iż muszą zostać spełnione trzy czynniki, by doszło do normalizacji polityki pieniężnej w Polsce. Po pierwsze - zakończenie pandemii, po drugie - utrwalenie się ożywienia gospodarczego, po trzecie - pojawienie się „ryzyka nadmiernego wzrostu inflacji generowanego przez czynniki popytowe”. Ten ostatni czynnik wymieniła RPP podczas swego ostatniego posiedzenia, potwierdził go również prezes NBP na wspomnianej konferencji.

Co to wszystko w praktyce znaczy?
Rzecz jasna to kwestia do rozważenia, co RPP i prezes rozumieją pod pojęciem „czynników popytowych” i ich wpływ na inflację. Tego nie wiemy, ale dowiemy się prawdopodobnie za miesiąc, gdy upubliczniona zostanie przez NBP najnowsza projekcja inflacyjna. Natomiast „zakończenie pandemii” czy „utrwalenie ożywienia” to zapewne kwestia miesięcy. Na jesieni br. będziemy wiedzieli, czy nastąpi czwarta fala pandemii związana z mutacją „delta” koronawirusa. Teoretycznie już w listopadzie br. mogą zafunkcjonować warunki, by RPP po raz pierwszy podniosła stopy procentowe. To nie jest nasz bazowy scenariusz, ale wydaje się wysoce prawdopodobny. Gdybym miał w tej chwili wskazać jego prawdopodobieństwo, powiedziałbym, że 30% - w listopadzie br., 50% - w I kwartale 2022 r., 10% - II kwartał 2022 r. Tak więc możliwość podwyżek stóp jest jak najbardziej bliska. Idziemy w tym kierunku.

PZU podpisał umowę finansowania elektrowni wiatrowej Potęgowo na Pomorzu. To obecnie największy projekt tego typu w Polsce. Obecnie jej moc wynosi 219,5 MW. Dzięki umowie elektrownia za 100 mln zł powiększy się o kolejną farmę wiatrową o mocy 37,4 MW. Niedawno PZU ogłosił zaangażowanie się w dwa inne projekty wiatrowe. Jakie korzyści przynosi angażowanie się największych firm sektora finansowego w tego typu zielone inwestycje?
Firmy z sektora finansowego będą się angażować w takiego rodzaju inwestycje, które mogą im przynieść wartość dodaną. Pamiętajmy przy tym, że sektor finansowy nie jest generalnie pomysłodawcą tego typu projektów. Podąża za trendami, które pojawiają się w realnej gospodarce. Tego typu, zielone inwestycje zapewne będą pojawiać się coraz częściej. I będą finansowane, bo są coraz bardziej opłacalne. Jeszcze 10 lat tak nie było - nie miały waloru komercyjnego, wymagały np. wsparcia państwa. Obecnie - na zasadach komercyjnych - dużo łatwiej jest przeprowadzić tego typu inwestycje. Wydaje się, że „zielony portfel” wśród kredytodawców będzie się powiększał. Takie są obecne trendy na świecie. Globalne instytucje finansowe zobowiązują się do finansowania zielonych aktywów energetycznych czy niskoemisyjnych. M.in. szereg banków międzynarodowych ogłosiło jeszcze w ub. roku i wcześniej, że na finansowanie zielonych inwestycji zobowiązują się przeznaczać określone kwoty rzędu dziesiątek miliardów dolarów. Nie powinno więc zaskakiwać, że ten światowy trend dotarł także do naszego kraju. Banki w Polsce finansują u nas tego typu projekty już od jakiegoś czasu. Jesteśmy więc częścią tego globalnego trendu.

Źródło

Skomentuj artykuł: