Na rynek mieszkaniowy wraca normalność. Koniec rynku sprzedającego?

Zaledwie rok temu mieliśmy do czynienia z rynkiem sprzedającego – popyt na mieszkania tak bardzo stymulował łatwiej dostępny kredyt, że lokali na sprzedaż po prostu zaczęło brakować. Właściciele suflowali więc ceny, a możliwość ich negocjacji była marna. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej – napisał Michał Sapota, założyciel i prezes firmy doradczej i deweloperskiej HREIT SA. 

Jego zdaniem nabywcy nie tylko mają większy wybór, ale też mogą skutecznie negocjować, a o ich względy deweloperzy znowu zaczęli walczyć pierwszymi promocjami.

- Za nami już prawie trzy kwartały, w których rynek mieszkaniowy przestał być targany gwałtownymi zmianami – pisze dalej Sapota. - Tak relatywnie niedługi czas wystarczył, abyśmy zaczęli obserwować efekty równoważenia się popytu i podaży. Z rynku, na którym w 2023 r. warunki dyktowali sprzedający, w końcu chociaż jedną nogą weszliśmy w rynek kupującego. Nie znaczy to, że teraz nabywcy dyktują reguły gry, ale przynajmniej nie są zmuszeni do niemal bezwarunkowej akceptacji suflowanych im ofert.

Według eksperta obecnie normą stało się znowu negocjowanie cen czy kuszenie potencjalnych nabywców nieśmiałymi promocjami. I choć w porównaniu do sytuacji z 2023 roku możemy tu mówić o przewrocie niemal kopernikańskim, to tak naprawdę zmiana ta oznacza jedynie powrót do normalności. Znowu nabywcy mają wybór, a deweloperzy muszą konkurować o względy potencjalnych kupujących. I tak właśnie powinno być na zdrowym rynku.

Zdaniem Sapoty mieszkań do wyboru znowu jest więcej, a sprzedaż idzie wolniej niż w szalonym okresie działania „Bezpiecznego Kredytu 2%”. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że osób, które stać na zakup nieruchomości, jest znacznie więcej niż w okresie hipotecznej posuchy, czyli w 2022 r. - Warto podkreślić, że optymizm deweloperów przejawiający się w niemal rekordowej liczbie rozpoczynanych budów, nie jest przypadkiem. Firmy te nie tylko musiały w ostatnim czasie odbudować oferty przetrzebione erupcją popytu z 2023 roku, ale też mają podstawy do tego by sądzić, że w najbliższych kwartałach chętnych na mieszkania przybędzie. Do rozwijania skali prowadzonej działalności może ponadto motywować chęć zdążenia z co najmniej częścią prac budowlanych przed rozpoczęciem dużych inwestycji publicznych. Te najpewniej będą oznaczać wzrost kosztów na rynku budowlanym i to już w latach 2025-2026 – podkreśla ekspert.

W jego przekonaniu optymizmu deweloperów co do popytu na mieszkania w przyszłości nie należy wbrew pozorom łączyć z oczekiwanym programem #naStart (tzw. „Kredyt 0%”). Powód jest prosty – realizacja tej obietnicy wyborczej, choć jest prawdopodobna, to nie jest pewna. Ponadto skala programu może być nawet kilka razy mniejsza niż w przypadku „Bezpiecznego Kredytu 2%”. - Wydaje się to być zbyt skromny i kruchy fundament, aby pod potencjalny program wsparcia przy zakupie pierwszego mieszkania, zaczynać dziś budowy – podkreśla ekspert.
 

Skomentuj artykuł: