Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej (KE) Frans Timmermans stwierdził, że węgiel może być w obecnej sytuacji alternatywą dla rosyjskiego gazu. Śląscy związkowcy mu jednak nie ufają.
- Kraje planujące spalanie węgla jako alternatywy dla rosyjskiego gazu mogą to robić zgodnie z celami klimatycznymi Unii Europejskiej - powiedział odpowiedzialny za unijny Zielony Ład i pakiet "Fit for 55" wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej (KE) Frans Timmermans w audycji wyemitowanej przez BBC Radio 4 Today. - Wszystko się zmieniło. Tydzień temu historia zatoczyła koło i musimy się z tą historyczną zmianą pogodzić - dodał. W opinii szefa górniczej "Solidarności" Bogusława Hutka, nie można jednak mówić o radykalnym zwrocie w polityce Brukseli. - Podchodziłbym do tego bardzo ostrożnie, zwłaszcza na naszym, polskim "podwórku", bo po wypowiedzi Fransa Timmermansa już pojawiły się pomysły, żeby zawartej rok temu i umożliwiającej uporządkowaną transformację górnictwa umowy społecznej jednak nie notyfikować, tylko zawalczyć o coś więcej - powiedział w rozmowie z Solidarnością Górniczą Hutek. - Moje zdanie jest takie - proces notyfikacyjny umowy w Komisji Europejskiej bezwzględnie należy popierać, bo to nasza jedyna gwarancja na piśmie, że górnictwo w Polsce będzie funkcjonowało przynajmniej do roku 2049. Wszystko pozostałe, włącznie z deklaracją pana Timmermansa, to słowa. Jutro pan komisarz może stwierdzić, że tych słów nie pamięta albo co innego miał na myśli. Oprócz słów Fransa Timmermansa nie mamy żadnych innych sygnałów, by ktoś w Brukseli chciał do węgla wrócić - zaznaczył.
Hutek zwraca też uwagę, że tak zwani ekolodzy podnieśli raban, iż obecna sytuacja powinna nas skłonić do jeszcze szybszego odchodzenia od węgla. - Na poziomie wypowiadanych słów mamy zatem całkowity rozstrzał, dwie skrajności. Jednocześnie nie zapadają żadne decyzje. A mnie interesują decyzje, bo to one zmieniają rzeczywistość - podkreślił. - Dla mnie takim "papierkiem lakmusowym" z pewnością byłaby decyzja Brukseli o odejściu od systemu handlu emisjami EU ETS, a przynajmniej o jego zawieszeniu. Również takim krokiem byłoby zdjęcie "kagańca" z banków, aby te mogły długoterminowo inwestować w rozwój kopalń czy innowacyjnych technologii węglowych.
Jego zdaniem, mamy odpowiednie potencjały, by zwiększyć krajowe wydobycie. - Jest złoże "Za Rowem Bełckim", są koncepcje "głębokiego »Ziemowita«", "głębokiego »Piasta«", są pokłady do uzyskania w KWK "Ruda" czy KWK "ROW". Uruchomienie eksploatacji tych złóż zajęłoby pewnie 7 czy 8 lat, ale zagwarantowałoby nam dostęp do własnego surowca energetycznego na długie dziesięciolecia. Tylko to powinno być rozpatrywane kompleksowo. Musimy wiedzieć, co dalej z elektrowniami węglowymi, na jakich zasadach będzie tworzona Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, jak ma wyglądać rozwój poszczególnych elektrowni, w jakim kierunku to ma iść. I o tym powinien myśleć rząd - powinien wspierać rozwój własnych przedsiębiorstw z danej branży, zwłaszcza branży gwarantującej bezpieczeństwo energetyczne państwu, a nie chwalić się nowymi kierunkami importu - dodał. Zdaniem Hutka, "Solidarność" od lat głośno mówiła, by nie rezygnować z własnych surowców energetycznych, bo w sytuacji krytycznej mogą nam się one przydać, zaś w sytuacji skrajnie krytycznej - wręcz uratować gospodarkę. - Ja rozumiem, że jest opcja importu gazu skroplonego czy rurociąg Baltic Pipe, dzięki któremu energetycznie uniezależnimy się od agresywnego sąsiada, ale to wciąż są surowce importowane. Dzisiaj cały świat ma problem z Rosją i się od niej odcina, ale nikt przecież nie może wykluczyć wariantu, w którym niepokoje społeczne czy działania wojenne dotkną inne państwa, z których lub przez które mamy teraz importować gaz. I co? Wtedy sytuacja się powtórzy? W panice będziemy "uciekać" z importem do innych rejonów świata? - mówi związkowiec. - Energetyka atomowa wydaje się "czysta", jednak też wymaga importu surowców. Poza tym rodzi inne zagrożenia. Popatrzmy, co się dzieje w Ukrainie. Taka elektrownia jest swoistą "bombą atomową bez zapalnika", do tego wystawioną na atak ze strony wroga, który w łatwy sposób może w nią uderzyć i doprowadzić do skażenia oraz katastrofy ekologicznej na nieznaną w Polsce skalę. Trzeba o tym pomyśleć wcześniej. Stawianie na odnawialne źródła energii sprawy nie rozwiązuje, bo też nas uzależni, tyle że technologicznie - od producentów urządzeń, które produkują energię z wiatru czy światła słonecznego, a tak się składa, że producenci ci również pochodzą spoza Polski. Dzisiaj jest najwłaściwszy moment, by przemyśleć politykę energetyczną w wymiarze krajowym i europejskim. Uważam, że każdy kraj powinien realizować własną politykę energetyczną, opierając ją w możliwie dużym stopniu na własnych surowcach. I każdy kraj powinien mieć prawo do inwestycji w takie źródła energii, jakie uzna za słuszne. "Polityka klimatyczna" Unii Europejskiej nie powinna pełnić roli nadrzędnej. Dzisiaj rozwój nowoczesnych rozwiązań technologicznych opartych na węglu jest zablokowany. Oczywiście w Europie, bo takie kraje, jak Japonia czy Australia, nie widzą w wykorzystywaniu węgla niczego złego. Pora, by się zreflektować i postawić na duże inwestycje w obszarze węgla, bo mamy go u siebie, a to - we współczesnym, nieobliczalnym świecie - jest gigantycznym atutem. Tylko trzeba umieć go wykorzystać. Po przyjęciu przez parlament ustawy ustanawiającej system publicznego wsparcia dla górnictwa węgla kamiennego sytuacja spółek węglowych się ustabilizowała. Jeśli wcześniej, również wskutek pewnych zaniedbań, istniało ryzyko utraty płynności finansowej przez niektóre z nich, dzisiaj to zagrożenie, również dzięki zaangażowaniu wicepremiera Jacka Sasina, zostało zażegnane. Jest więc najlepszy moment, by zrobić kolejny krok do przodu i rozpocząć inwestycje w rozwój polskiego węgla.