Koronawirus już dziś osłabia światową gospodarkę [WYWIAD]

Momentalnie negatywny wpływ koronawirusa odczuwają branże turystyczna i transportowa, w tym lotnictwo, ale też gastronomia czy szeroko rozumiana rozrywka. Cierpi też handel detaliczny niezwiązany z zakupami pierwszej potrzeby, a więc obejmujący np. produkty luksusowe. W tych branżach negatywny wpływ na gospodarkę jest błyskawiczny. Wkrótce zaczniemy odczuwać też efekty „drugiej rundy”. W związku z tym, że gospodarki poszczególnych krajów są ze sobą powiązane, zatrzymanie produkcji w jednym kraju skutkuje zahamowaniem procesów gospodarczych w innych, często bardzo odległych częściach świata.

Maciej Pawlak: Koronawirus wciąż zaraża i zbiera śmiertelne żniwo. Jak negatywnie może wpłynąć na gospodarki Chin oraz innych krajów z największą liczbą ofiar epidemii? Jak wpłynie na gospodarki Polski i krajów środkowo-europejskich?

Łukasz Wardyn, dyrektor na Europę Wschodnią w CMC Markets: Wiemy już na pewno, że epidemia COVID-19 wpłynie negatywnie na globalną gospodarkę. Nie wiemy natomiast, w jakim tempie koronawirus będzie się dalej rozprzestrzeniał: czy tak jak do tej pory, czy może wręcz szybciej. Nawet jeśli sprawdzi się optymistyczny scenariusz dotyczący rozwoju epidemii, pojawią się poważne straty gospodarcze. Może to nawet wywołać panikę na giełdach, czego przedsmak mieliśmy już po napłynięciu informacji o nowym ognisku choroby we Włoszech. Jak na razie inwestorzy zachowywali spokój. Nie tyle ignorowali koronawirusa, ile przyjęli stanowisko, że epidemię uda się prędzej czy później opanować, a jeśli gospodarki chińska i światowa ucierpią, to tylko w jednym kwartale. Założyli, że nie dojdzie do globalnej pandemii, która zwiększyłaby straty gospodarcze.

Wygląda na to, że obecnie sytuacja się zmieniła?

Tak, epidemia postępuje. Z jednej strony liczba nowych zakażeń w Chinach aktualnie spada. Jednak z drugiej strony mamy do czynienia z nowymi ogniskami choroby w Korei Płd. i we Włoszech. Są one o tyle niepokojące, że przy poprzednich zakażeniach w ponad 20 różnych krajach było wiadomo, jakie jest ich pochodzenie. Łatwo było „wytropić”, kto był pacjentem, który przywiózł chorobę do danego kraju. Tymczasem w wymienionych dwóch krajach ogniska choroby wybuchły nagle. W tym momencie zaczęto przeprowadzać tam zwiększoną liczbę testów i okazało się, że są już setki zarażonych osób i nie da się wyśledzić „pacjenta zero”. Być może te najnowsze przypadki stanowią już „trzecie pokolenie” chorych w tych krajach. A to zaczyna już bardzo niepokoić inwestorów, ponieważ oznacza to, że do nowych przypadków zachorowań mogło dojść już w wielu innych miejscach. Mamy więc obecnie do czynienia z ryzykiem niemal natychmiastowego osłabienia gospodarek w różnych częściach świata. Już teraz cierpią różne sektory globalnej gospodarki.

Które szczególnie?

Momentalnie negatywny wpływ odczuwają branże turystyczna i transportowa, w tym lotnictwo, ale też gastronomia czy szeroko rozumiana rozrywka. Cierpi też handel detaliczny niezwiązany z zakupami pierwszej potrzeby, a więc obejmujący np. produkty luksusowe. W tych branżach negatywny wpływ na gospodarkę jest błyskawiczny. 

Wkrótce zaczniemy odczuwać też efekty „drugiej rundy”. W związku z tym, że gospodarki poszczególnych krajów są ze sobą powiązane, zatrzymanie produkcji w jednym kraju skutkuje zahamowaniem procesów gospodarczych w innych, często bardzo odległych częściach świata. Zatem to, co się zdarzyło w Chinach, a więc zamknięcie wielu tamtejszych fabryk, negatywnie wpływa na globalną produkcję i sprzedaż. Dobrym przykładem są fabryki Apple’a, które teraz produkują w tym kraju mniej i spółka ma przez to problem w postaci zmniejszonych możliwości sprzedaży produktów na całym świecie. To samo dzieje się w odniesieniu do chińskich komponentów potrzebnych do produkcji innych wyrobów na całym świecie. Również Korea Płd. i Włochy, szczególnie północ kraju, to ważne rejony eksportu rozmaitych produktów, właściwie ze wszystkich branż. Dlatego koronawirus już dziś osłabia światową gospodarkę. Mamy do czynienia z silnym uderzeniem w kluczowych eksporterów i w globalną wymianę handlową.

Na czym polega specyfika wpływu koronawirusa na gospodarkę Włoch?

Wszelkie kryzysy obnażają słabość gospodarek, które i tak są w słabej kondycji. Ta właśnie zasada dotyczy Włoch. W ostatnich latach jest to jedna z najsłabszych gospodarek Unii Europejskiej. Ma ona między innymi problemy z zadłużeniem i z sektorem bankowym. Południe tego kraju to region dotknięty długookresową recesją. Jest najsłabszy w całej Unii, słabszy nawet od Grecji. Z kolei na północy kraju sytuacja wygląda inaczej, ale generalnie Włochy są od dłuższego czasu gospodarką znajdującą się w tarapatach. Epidemia COVID-19 dodatkowo uderzy momentalnie w turystykę, czyli jeden z fundamentów PKB Włoch, a także w konsumpcję, produkcję i eksport, co osłabi rynek wewnętrzny. Kryzys gospodarczy w Italii jest więc prawdopodobny. Wszystko zależy od tego, jak długo rozprzestrzenianie się koronawirusa w tym kraju nie zostanie opanowane.

Jak bardzo (o ile pkt procentowych) mogą obniżyć się w tym roku wyniki gospodarcze Polski i krajów naszego regionu Europy w związku z koronawirusem?

W tej chwili nie da się tego prognozować, ponieważ nie potrafimy przewidzieć, jak dalej będzie postępować epidemia. Można by próbować oszacować wpływ wirusa na polską gospodarkę w styczniu czy w lutym, ale nie w całym 2020 roku. Nawet gdyby nie doszło w Polsce do dynamicznego wzrostu liczby zachorowań, to i tak nie wiemy, jak długo epidemia będzie trwać i osłabiać nasze PKB. Tę nieprzewidywalność dobrze widać w zachowaniu inwestorów na światowych rynkach kapitałowych. Jeszcze tydzień temu starali się oni przewidzieć, jak długo koronawirus będzie ważny dla gospodarki Chin. Dzisiaj zastanawiają się już, w których krajach mogą pojawić się nowe ogniska choroby, jak miało to miejsce w Korei Płd. i we Włoszech. Aktualnie nie wiemy nawet, co wydarzy się za dwa-trzy tygodnie, gdy w całej Europie będzie więcej testów na obecność koronawirusa i będziemy mieć większą wiedzę o epidemii na naszym kontynencie. Mamy więc do czynienia z dużą niepewnością, w jakim stanie nasza gospodarka będzie za kilka miesięcy.

Czy obecnie rządy mogą coś zrobić, by zniwelować potencjalne straty gospodarcze spowodowane koronawirusem?

Owszem, mogą. Oprócz różnych pomysłów na zwalczanie samej epidemii mam na myśli również działania wpływające bezpośrednio na PKB. Na przykład w Chinach władze zastosowały stymulację gospodarki poprzez obniżkę stóp procentowych. Banki centralne w innych krajach również mogą stosować to narzędzie. Należy jednak pamiętać, że w Europie, w tym w Polsce, stopy procentowe są dziś bardzo niskie. W Eurolandzie mamy wręcz do czynienia z historycznie niskimi poziomami, przez co Europejski Bank Centralny nie ma już zbytnio pola manewru. W Polsce, a także w innych krajach z naszego regionu, takich jak Węgry, a nawet Czechy, dodatkowy problem stanowi wysoka inflacja. Zwiększył się tam więc dystans pomiędzy dynamiką cen a wysokością stóp procentowych. Mamy zatem do czynienia z sytuacją o wiele trudniejszą niż w Chinach. Obniżanie stóp procentowych w takim momencie zwiększa bowiem ten dystans i powoduje, że inwestowanie na przykład w polskie obligacje staje się bardziej ryzykowne. W USA stopy procentowe są relatywnie wyższe niż w Europie i tam istnieje możliwość ich dość naturalnego cięcia w razie wystąpienia sytuacji kryzysowej. To, że USA mają taką „poduszkę bezpieczeństwa”, to dobra wiadomość, ponieważ jest to nadal najważniejsza gospodarka na świecie. Niestety w Europie, w tym w naszym regionie, możliwość ratunkowej obniżki stóp nie jest tak oczywista.

Czy obecna sytuacja związana z koronawirusem w sposób istotny zmienia sytuację w wojnie handlowej Chiny-USA? 

Clou tej „wojny” rozstrzyga się przy stołach negocjacyjnych. Aktualnie jesteśmy już po pierwszej fazie rozmów, gdzie w końcówce ubiegłego roku zostało sfinalizowane porozumienie między USA i Chinami. Obecnie trwa drugi etap negocjacji, ale nie spodziewamy się jego szybkiego zakończenia. Inwestorzy wydają się przy tym uważać, że idą one w dobrym kierunku. Na chwilę obecną kwestia koronawirusa zdaje się nie mieć decydującego wpływu na trwające rozmowy, ani in puls, ani in minus. 
 

Źródło

Skomentuj artykuł: