Polska gospodarka na dnie czy w elicie?

PKB Polski na koniec 2023 r. ma sięgnąć nominalnie ponad 860 mld dolarów amerykańskich. To oznaczałoby, że nasza gospodarka prześcignie turecką i wejdzie do grona 20 największych gospodarek świata. 

Takie szacunki, na podstawie najnowszych danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), przedstawił  na łamach portalu Bizblog Spider's Web dziennikarz Rafał Hirsch. Autor wskazuje, że - po przeliczeniu na dolary amerykańskie - Polska, tak, jak w ostatnich latach, w ogólnodostępnym rankingu zajmuje 21. miejsce. Zaznacza jednak, że zestawienie opiera się na kursach walut z przeszłości. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, nasz kraj trafia do pierwszej 20. Różnica polega na tym, że tym razem, w czasie gdy tureckie liry słabną, polski złoty się umacnia. W związku z tym, gdyby przeliczyć na dolar amerykański PKB obu krajów w walutach lokalnych, to na koniec roku PKB Turcji wyniesie 857,9 mld USD, podczas gdy PKB Polski będzie warte 864,5 mld USD. Rafał Hirsch podkreśla też, że mimo tego, iż to głównie katastrofalna sytuacja waluty Turcji jest czynnikiem zmian, to nie ma wątpliwości, że gospodarka Polski rośnie w siłę. Autor analizy zaznacza, że do niedawna w rejonie Europy Środkowej i Wschodniej głównymi graczami były kolejno - Rosja, Turcja, Polska i dopiero inne kraje. Rosyjska gospodarka nie jest jednak już brana pod uwagę w zestawieniach, ze względu na jej inwazję na Ukrainę. - Została nam więc konkurencja na potencjały gospodarcze z Turcją. Na razie wygląda na to, ze tę konkurencję wygrywamy - ocenia.

Podczas piątkowej konferencji prasowej, premier Mateusz Morawiecki wskazał, iż "z prognozy Komisji Europejskiej wynika, że Polska ma się rozwijać najszybciej wśród dużych gospodarek Unii Europejskiej". – To otwiera przed nami znakomitą szansę, aby zainwestować w przyszłość – wyjaśnił. - Finanse publiczne są w dobrej kondycji, ponieważ od 8 lat dbamy o ich stan poprzez wdrażanie kolejnych reform. Rozwój polskiej gospodarki potwierdza Komisja Europejska, która prognozuje wzrost PKB Polski w najbliższych latach - dodał premier. Zwrócił też uwagę, ze pomimo ogólnoświatowych kryzysów, które wynikały z pandemii oraz ataku Rosji na Ukrainę, Polska ma stabilny i prorozwojowy budżet. Jednocześnie, KE prognozuje spadek deficytu budżetowego w naszym kraju – z 5,8 proc. w 2023 r. do 3,9 proc. w 2025 r. Według Eurostatu jesteśmy także w czołówce państw z najniższym bezrobociem. Ponadto, w porównaniu do 2015 r., dochody budżetowe w 2023 r. wzrosły o 305 mld zł, czyli o 105 proc. Widoczny jest także wyraźny spadek długu publicznego. W ciągu ostatnich 8 lat, dług w relacji do PKB spadł o 3,6 proc. To wyjątkowa sytuacja, ponieważ w tym czasie odnotowano także rekordowe wsparcie dla rodzin i firm w kryzysie oraz wielkie inwestycje w bezpieczeństwo Polaków. Sytuacja polskiego budżetu jest także dobra na tle innych krajów Unii Europejskiej. Według danych Eurostatu, dług publiczny Polski wynosi 48,4 proc. PKB, a średnia unijna to 83,1 proc. PKB. Komisja Europejska przewiduje m.in. przyspieszenie polskiej gospodarki w latach 2024 i 2025.

 

Listopadowy komentarz gospodarczy Dawida Pachuckiego, głównego ekonomisty PZU potwierdza te prognozy i jednocześnie podważa alarmujące komentarze sugerujących zły stan finansów publicznych w Polsce i nierealność założeń przyjętych na potrzeby konstrukcji przyszłorocznego budżetu państwa.  
"Ostatnie dni przynoszą wysyp alarmujących komentarzy sugerujących zły stan finansów publicznych w Polsce i nierealność założeń przyjętych na potrzeby konstrukcji przyszłorocznego budżetu państwa. Warto w tym kontekście odstawić emocje na bok i w oparciu o dostępne informacje pokusić się o próbę rzetelnej oceny sytuacji" - podkreśla autor. - "Wśród wysuwanych zarzutów pojawia się m.in. ten dotyczący rozwoju gospodarczego Polski w tym i przyszłym roku. Zdaniem krytykujących założenia budżetowe, scenariuszem spójnym z aktualnymi prognozami instytucji międzynarodowych dla Polski jest ten, zakładający zerowy wzrost PKB w tym roku i zaledwie 2,0% wzrost w roku przyszłym. Argument o spójności prognoz jest jednak nieprawdziwy. Prognozy Komisji Europejskiej opublikowane 11 września 2023 r. wskazują, że PKB w Polsce w tym roku ma zwiększyć się realnie o 0,5%, a w przyszłym roku o 2,7%. Eksperci Banku Światowego w aktualizacji prognoz z początku października br. szacują realne zmiany PKB w Polsce na odpowiednio 0,7% i 2,6% w latach 2023-2024. Najbardziej pesymistyczną obecnie prognozą dla Polski z tych przygotowanych przez poważne międzynarodowe instytucje wydaje się opublikowana w październiku prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Przewiduje ona, że gospodarka Polski będzie rozwijać się w tempie 0,6% w tym i 2,3% w przyszłym roku. Pomimo tych dość pesymistycznych założeń, nawet w przypadku prognozy MFW różnica w skumulowanej zmianie PKB w latach 2023-2024 względem scenariuszy formułowanych we wspominanych alarmujących komentarzach sięga 1 pkt. proc. To znaczący poziom dla oceny wyniku sektora finansów publicznych - wyższy PKB oznacza m.in. większą bazę dla gromadzenia dochodów budżetowych" - zaznacza autor. Dodaje też, że autorzy czarnych komentarzy bijący na alarm zdają się nie dostrzegać obicia aktywności gospodarczej w Polsce na przełomie trzeciego i czwartego kwartału tego roku, w tym kilkumiesięcznych z rzędu wzrostów sprzedaży detalicznej czy produkcji sprzedanej przemysłu (zmiany w ujęciu m/m po odsezonowaniu). "To, plus spodziewana poprawa wyników realnych konsumpcji gospodarstw domowych (bardzo dobra sytuacja na rynku pracy w Polsce i szybko postępująca dezinflacja), istotnie wpłynie na polepszenie uwarunkowań dla gromadzenia dochodów przez finanse publiczne w Polsce w 2024 r." - uważa ekspert PZU. - "Rozwojowi gospodarczemu naszego kraju sprzyjać też będzie zakładana poprawa w bezpośrednim otoczeniu gospodarczym. Zdaniem wspomnianych wyżej ekspertów MFW, realny wzrost PKB w krajach strefy euro ma w przyszłym roku przyspieszyć do 1,2% z 0,7% w 2023 r. To głównie efekt prognozowanego przyspieszenia realnego tempa wzrostu konsumpcji gospodarstw domowych Eurozony, z 0,7 do 1,6%, czemu, podobnie jak i w Polsce, sprzyjać będzie ograniczenie inflacji przy wciąż silnym rynku pracy. Strefa euro to nasz największy partner handlowy. Szybszy wzrost aktywności gospodarczej tamże będzie wspierał również wzrost PKB w naszym kraju" - dodaje.

Wśród alarmujących komentarzy często pojawia się zarzut rekordowego deficytu sektora finansów publicznych zaplanowanego na przyszły rok, który, zdaniem bijących na alarm może sięgnąć nawet 277 mld zł. "Jak zostało wskazane, podstawą dla takich szacunków jest bardzo pesymistyczny scenariusz makroekonomiczny. Co więcej, pewnie by zrobić większe wrażenie, podaje się kwotę w mld zł, nie w relacji do skali aktywności gospodarczej, co pozwala złapać właściwy punkt odniesienia. Jeszcze w 2015 r. poziom PKB w Polsce wynosił ok. 1,8 bln zł. W przyszłym roku będzie to najprawdopodobniej gdzieś w okolicy 3,8 bln zł, tj. ponad dwukrotnie więcej. Rząd w projekcie ustawy budżetowej na 2024 r. przekazanym do Sejmu przyjął, że deficyt sektora rządowego i samorządowego, co jest najszerszym ujęciem (obejmującym poza budżetem państwa również i inne jednostki i fundusze zaliczane do sektora finansów publicznych), wyniesie ok. 4,5% PKB. Czy to dużo? Jak sami alarmujący zauważają, taki wynik uwzględnia wzrost wydatków na zbrojenia w wysokości ok. 2% PKB. Bez tych dodatkowych wydatków deficyt spokojnie zmieściłby się w unijnym limicie 3% PKB. Ale nawet z tymi dodatkowymi wydatkami 4,5% deficyt, choć wysoki na tle ostatnich 8 lat, jest o 0,5 pkt. proc. niższy niż średnio w latach 2009-2015. Co więcej, dług do PKB, ten liczony zgodnie z metodologią unijną, zgodnie z najnowszą strategią zarządzania długiem ma w przyszłym roku sięgnąć 53,9% PKB, pozostając jednym z najniższych w Unii Europejskiej (Komisja Europejska szacuje, że przeciętne zadłużenie krajów unijnych w przyszłym roku przekroczy 80% ich PKB). Warto pamiętać, że w Polsce w 2015 r., po konsolidacji OFE, relacja długu do PKB była na poziomie 51,3%, a kraj nie musiał mierzyć się w międzyczasie na największymi od drugiej wojny światowej szokami w postaci pandemii Covid-19, czy konsekwencjami zbrojnej rosyjskiej agresji na Ukrainę w lutym ubiegłego roku" - podsumowuje ekspert.

Skomentuj artykuł: