Niemcy wprowadzili Zielony Ład, bo miał umożliwić ich gospodarce ekspansję. Więc jak się okaże, że netto nie przynosi on ekspansji niemieckiej gospodarce, to go zmienią. Prawdopodobnie zaczną to jeszcze w pierwszej połowie tego roku, kiedy okrzepną tam nowe władze, jakaś nowa koalicja. Więc być może z opóźnieniem kilku kwartałów zaczniemy widzieć, co w Niemczech przetrwa i okrzepnie. I z tymi branżami powinniśmy handlować - powiedział w wywiadzie z Maciejem Pawlakiem dla filarybiznesu.pl Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
Maciej Pawlak: Bank Światowy prognozuje iż wzrost gospodarczy Polski w 2025 r. wyniesie 3,4 proc., a w 2026 roku 3,2 proc. - wynika z najnowszych szacunków BŚ. Tymczasem wcześniejsze, październikowe szacunki Banku, wskazywały na wyższy wzrost PKB Polski - odpowiednio o 3,7 proc. i 3,4 proc. Z czego wynikają słabsze prognozy Banku Światowego naszego wzrostu PKB na obecny i przyszły rok? Czy napływające, choć z opóźnieniem, środki z KPO nie przyspieszą wystarczająco w tym czasie wzrostu gospodarczego Polski?
Piotr Soroczyński: Wynika to z tego, że progności BŚ uwzględnili nieco inne założenia dotyczące tego, co się będzie działo u naszych głównych partnerów handlowych. Mam wrażenie, że istotna część tej korekty, może dotyczyć tego, że opóźnia się wciąż wzrost gospodarki niemieckiej, zaczyna się jej powrót do stanu nieznacznego wzrostu. To jest tak, że obserwujemy w Niemczech w ostatnich kwartałach stagnację, przeplataną z lekką recesją. Potem myślimy, że w ciągu dwóch, trzech, czterech kolejnych kwartałów się to poprawi. I podobny obrazek oglądamy od ośmiu kwartałów. Może się okazać, że analitycy BŚ, uwzględnili, że sytuacja w Niemczech będzie słabsza, niż oni zakładali do tej pory, że końcówka 2024 roku była słabsza, tak samo 2025 i 2026 mogą być słabsze.
Dlaczego?
To może być związane z bardzo różnymi czynnikami. Być może eksperci BŚ uwzględniają fakt, że w Niemczech w branży automotive będzie jeszcze gorzej, że będzie jeszcze słabiej w zakresie części gałęzi przemysłowych, które są dla nich ważne. Stąd liczą, że może popyt u nich, który jest wyjątkowo ważny dla polskiej gospodarki, okaże się słabszy i on m.in. spowoduje 1-2 proc. niższy wzrost gospodarczy u naszych zachodnich sąsiadów. Bo pamiętajmy, że dla naszego wzrostu gospodarczego jest nie tylko istotne to, że oni coś kupią, a my coś sprzedamy, ale m.in. w zakresie naszej strony popytowej znaczenie ma to, że polskie firmy potrzebują kupić surowce, odnowić zapasy, które są im potrzebne do produkcji. Wszystko także z uwzględnieniem faktu, że szykując się do większej produkcji, trzeba też zainwestować nieco więcej, niż poprzednio. Stąd prawdopodobnie korekta BŚ prognozy w dół - o takie muśnięcie.
W styczniu-listopadzie 2024 w porównaniu z takim samym okresem 2023 r. eksport wyrażony w złotych spadł o 7,0, a import o 4,5% - poinformował GUS. Zapewne podobnie będzie to wyglądać w wynikach handlu zagranicznego za cały 2024 rok. Spadki eksportu, choć mniejsze, odnotowano także w walutach obcych: w dolarach - o 0,6%, a w euro - o 1,2%. To przede wszystkim efekt słabej koniunktury w krajach unijnych (przypada na nie ok. ¾ naszego całego eksportu), zwłaszcza w przeżywającej stagnację gospodarce Niemiec – wciąż naszego partnera nr 1 w handlu zagranicznym (27,1% w naszym całym eksporcie, 19,3% - w całym imporcie. Kiedy i pod jakimi warunkami nasz eksport może zacząć znacząco rosnąć?
To, co obserwujemy w Niemczech, tj. ich wzrost gospodarczy, na poziomie ok. zera proc., lub na lekkim minusie, zazwyczaj określa się jako stagnację. Ale tak naprawdę Niemcy nie przeżywają w tej chwili stagnacji. Bowiem dochodzi tam do bardzo szybko i głęboko postępującej restrukturyzacji gospodarki. Część niemieckich branż przemysłowych odczuwa bardzo trudną sytuację, z bardzo głęboką recesją, część funkcjonuje faktycznie w okolicach stagnacji, a części branż idzie w miarę dobrze. Wiec tak naprawdę obserwujemy u nich wymianę jednych fragmentów gospodarki, na inne. Oczywiście, jeżeli ktoś kooperował z tymi branżami, które się w tej chwili zwijają, to dochodzi do końca takiej współpracy. My w tej chwili oczekujemy deklarowania się, w którą stronę Niemcy chcą pójść. Przy czym oni sami też jeszcze sami nie do końca tego nie wiedzą. Za miesiąc odbędą się przecież u nich wybory parlamentarne. Trzeba przy tym pamiętać, że Niemcy to duża, zasobna gospodarka, więc oni jeszcze sporo przetrwają. To także bardzo wpływowa gospodarka. Przecież właśnie Niemcy wprowadzili Zielony Ład, bo miał umożliwić ich gospodarce ekspansję. Więc jak się okaże, że netto nie przynosi on ekspansji niemieckiej gospodarce, to go zmienią. Prawdopodobnie zaczną to jeszcze w pierwszej połowie tego roku, kiedy okrzepną tam nowe władze, jakaś nowa koalicja. Więc być może z opóźnieniem kilku kwartałów zaczniemy widzieć, co w Niemczech przetrwa i okrzepnie. I z tymi branżami powinniśmy handlować. Oczywiście nie każdy polski przedsiębiorca będzie w stanie to zrobić.
Co wówczas?
Jedna podpowiedź dla tych, którzy być może nie będą w stanie handlować z Niemcami, zwłaszcza w tym tradycyjnym kontekście, choćby w branży automotive spalinowej. Otóż trzeba pamiętać, że reszta świata wciąż produkuje w ramach spalinowego automotive. Wobec tego rozmaite części i podzespoły, które polskie fabryki produkowały dla Niemiec, mogą okazać się wciąż przydatne w zakresie klocków, wiązek, tapicerek, plastików, czy bardzo wielu innych części tego asortymentu, w których myśmy się specjalizowali. Może się więc okazać, że trzeba będzie znaleźć innych ich odbiorców z innych krajów, co jest wykonalne. Bo przecież to nie jest tak, że całe automotive spalinowe na świecie zostanie zamknięte.
Jaka jest szansa na to, by najbliższe nam geograficznie kraje Europy środkowo-wschodniej mogły się stać bardziej niż dziś znaczącymi partnerami w handlu zagranicznym?
Co do zasady, 6, może 7, czynników, odgrywa tu istotną rolę. Jednym z pierwszych jest bliskość gospodarki, do której chcemy wysyłać nasze towary i usługi. Jeżeli przedsiębiorca rozwija swoją firmę stopniowo, to najpierw w obrębie powiatu, potem województwa. Jeśli działa blisko granicy z innym państwem, to zanim dotrze do terenów w głębi Polski, prowadzi sprzedaż swoich towarów do bliżej leżącego geograficznie kraju (krajów). Ważne są też inne czynniki, które powodują wzrost eksportu - np. do jak dużej gospodarki firma chce sprzedawać swoją produkcję. Jeśli porównamy gospodarkę niemiecką z czeską albo słowacką, to wiadomo, że nie jesteśmy w stanie tam na południu zrobić aż takich obrotów, jakby się chciało. Bo te gospodarki są wielokrotnie mniej chłonne od niemieckiej ze względów choćby na liczbę ich mieszkańców.
Jakie jeszcze elementy odgrywają istotną rolę w geograficznych kierunkach polskiego eksportu?
Zależy to także od tego, że między Polską, a innymi krajami istnieją silne związki gospodarcze. Np. jeśli przedsiębiorca z innego kraju, dokonywał u nas dużych inwestycji i w Polsce ma fabryki wykonawcze swojego koncernu, to rozsyła stąd jakąś część asortymentu na cały świat i fakturuje to do centrali - np. w Niemczech, Holandii itd. Tymczasem w Polsce nie mamy raczej zakładów, które mają centrale w Czechach, czy na Słowacji. Rzecz jasna o kierunkach eksportu decydują jeszcze inne czynniki. „Z natury rzeczy” naszym przedsiębiorcom bliższa jest mentalność niemiecka, Czechów, Słowaków, Ukraińców, czy Białorusinów, niż krajów Dalekiego Wschodu. Ważne jest także to, czy działają u nas sieci handlowe, z terenu danego kraju. Mamy w większości firmy niemieckie, a także brytyjskie, francuskie, a czeskich już raczej nie.
A więc na Niemców nasi eksporterzy są niejako „skazani”?
Jeżeli to wszystko zreasumujemy, to widać, że Niemcy się tu raczej wybijają. Z kolei nasz eksport do innych bardzo dużych gospodarek, jak Wlk. Brytanii, Włoch, czy Francji, jest na poziomie eksportu do Czech, bo Czesi są bliżej geograficznie. Ponadto, gdyby porównać wielkość naszego eksportu do poziomu PKB mniejszych krajów - naszych sąsiadów z południa i północnego wschodu, to tak naprawdę my Czechów, Słowaków, ale też Litwinów nasycamy naszymi produktami, znacznie intensywniej, niż np. Niemców. Prędzej spodziewałbym się, że jesteśmy w stanie podwoić wielkość naszego eksportu do USA, niż do Czech.
Według danych firmy Coface, zajmującą się m.in. ubezpieczeniami kredytów firm i windykacją należności, w całym 2024 r. niewypłacalność ogłosiło 5 576 polskich przedsiębiorstw. To o 19% więcej niż w 2023 r. Przy czym największa dynamika wzrostu niewypłacalności dotyczy sektorów: budowlanego i transportu. W branżach tych wzrosty sięgnęły odpowiednio 40% i 38%. Z czego to wynikało? Czy w tym roku dynamika wzrostu niewypłacalności w tych branżach może spaść?
Musimy pamiętać, że w sektorze budowlanym było nieco inaczej, niż w całej gospodarce. W tym bowiem sektorze 2023 rok był w miarę przyzwoity, za to tragiczny okazał się 2024 r. Sprzedaż budowlano-montażowa za 2024 okazała się 8-10% słabsza, niż w 2023, kiedy była bardzo wysoka baza. To był przecież rok wyborczy, wszyscy chcieli otworzyć drogę, czy oddać do użytku inne obiekty. To się działo zarówno na poziomie krajowym, ale też na poziomie lokalnym, gdzie odbywały się też wybory - samorządowe. Ponadto wydawano wówczas środki z puli poprzedniej finansowej perspektywy unijnej, dostępnej do końca grudnia 2023 r. W rezultacie w 2024 r. zabrakło już środków na nowe inwestycje, więc branża budowlana szczególnie dotkliwie to odczuła.