Myślę, że to przemysł jest czynnikiem, który nam obniża tempo wychodzenia z kryzysu, a także inwestycje. A to w związku z okresowym dołkiem wykorzystywania środków unijnych. To jest jednak moim zdaniem wątek „kalendarzowy”. Zatem to głównie stosunkowo wysoki poziom inwestycji wzmacniał tempo wychodzenia z kryzysu w ubiegłym roku, osłabiając spowolnienie. Z kolei w tym roku właśnie inwestycje będą hamować. Jest to jednak, jak powiedziałam, zjawisko okresowe, a nie przejaw wewnętrznej słabości polskiej gospodarki - powiedziała w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Aleksandra Świątkowska, ekonomistka Banku Ochrony Środowiska SA.
Maciej Pawlak: W kwietniu br. publikowane wskaźniki wskazują na ogólną stabilizację koniunktury w gospodarce – ogłosił GUS w opracowaniu „Koniunktura w przetwórstwie przemysłowym, budownictwie, handlu i usługach 2000-2024 (kwiecień 2024)”. Ponadto wskaźniki te są podobne, jak w marcu. Przy czym wskaźnik ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie, handlu detalicznym oraz zakwaterowaniu i gastronomii znajduje się powyżej średniej długookresowej, a w pozostałych sektorach poniżej. W którym miejscu wychodzenia z covidowo-energetycznego kryzysu znajduje się obecnie polska gospodarka?
Aleksandra Świątkowska: Nasza gospodarka wciąż bardzo powoli wychodzi z okresu globalnej dekoniunktury, obarczonej skutkami pandemii COVID. Objawia się to poziomem ograniczania zapasów, wciąż ograniczonym popytem w przemyśle, jeszcze niezbyt mocnym i dość powolnym ożywieniem popytu konsumpcyjnego w obszarze towarów. Choć akurat konsumpcja obecnie zaczyna przyspieszać w naszej gospodarce.
Ten temat spróbujemy pogłębić, jeśli pozwoli Pani, za chwilę.
Powróćmy więc do koniunktury na świecie, która zaczyna się stabilizować, ale najbardziej korzystne tego objawy widać obecnie sektorze usług. A w przemyśle wciąż zmiany na korzyść nie widać. Myślę, że wpływ na ten stan rzeczy mają ograniczone inwestycje firm, zaś kryzys energetyczny w Europie miał z kolei gigantyczny wpływ na cały sektor przemysłowy. Z kolei globalny handel zagraniczny też specjalnie nie przyspieszył. Także ze strony Chin wzrost ich obrotów towarowych ze światem nie osiągnął dynamicznego poziomu. Więc myślę, że to przemysł jest czynnikiem, który nam obniża tempo wychodzenia z kryzysu, a także inwestycje. A to w związku z okresowym dołkiem wykorzystywania środków unijnych. To jest jednak moim zdaniem wątek „kalendarzowy”. Zatem to głównie stosunkowo wysoki poziom inwestycji wzmacniał tempo wychodzenia z kryzysu w ubiegłym roku, osłabiając spowolnienie. Z kolei w tym roku właśnie inwestycje będą hamować. Jest to jednak, jak powiedziałam, zjawisko okresowe, a nie przejaw wewnętrznej słabości polskiej gospodarki.
A kiedy wejdziemy na tory dobrego, stabilnego wzrostu naszej gospodarki?
Myślę, że nastąpi to już na przełomie 2024/2025 r., a więc za pół roku - rok. Jakkolwiek konsumpcja będzie rosła wolniej, ale już jednak stosunkowo mocno w porównaniu z tym, co działo się w ub. roku, bo zaczną się rozwijać kolejne inwestycje, współfinansowane ze środków unijnych. I jeżeli faktycznie globalny przemysł będzie rósł - a są oznaki jego stabilizacji/lekkiego wzrostu - to dojdzie tym samym ten „trzeci silnik” wzrostu całej naszej gospodarki. Oczywiście wszystko to pod warunkiem, że nie zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności zewnętrzne typu nowa pandemia, czy niespodziewana wojna. Jeśli nie zajdą - wówczas powinno dojść do średniorocznego wzrostu PKB na poziomie 3,5-4%.
Sprzedaż detaliczna w cenach stałych w marcu 2024 r. była wyższa niż przed rokiem o 6,1% (wobec spadku o 7,3% w marcu 2023 r.). W porównaniu z lutym 2024 r. notowano wzrost sprzedaży detalicznej o 14,2%. W okresie styczeń-marzec 2024 r. sprzedaż wzrosła r/r o 5,0% (wobec spadku o 3,5% w analogicznym okresie 2023 r.). Czy można już mówić o dalszych korzystnych prognozach dla sprzedaży detalicznej w kolejnych miesiącach?
Taki poziom wzrostu sprzedaży powinien się dalej utrzymać, a może nawet jeszcze przyspieszy. W końcu widzimy to, na co czekaliśmy - wzrost konsumpcji. Bo przecież przy takiej, jak obecnie, poprawie wysokości średnich dochodów, sprzedaż w cenach realnych rośnie, a jeszcze przed rokiem ulegała zmniejszeniu. A zatem spadek inflacji i solidne tempo wzrostu wynagrodzeń podbija obecnie konsumpcję. Na rynku pracy ponadto nie obawiamy się bezrobocia. I stąd obserwowany w tej chwili znaczący wzrost sprzedaży detalicznej. Najsilniej przy tym rośnie sprzedaż paliw, sprzedaż samochodów - a więc te obszary, w których występowały wcześniej duże zaburzenia. Na przykład na rynku paliw, tuż po wybuchu wojny Rosji na Ukrainie, obserwowaliśmy gromadzenie ich monstrualnej wielkości zapasów, a potem nawet brak zakupów. Zaś przy obecnym powrocie do normalności w gospodarce, widać już solidne wzrosty dynamiki sprzedaży paliw. To jest tym bardziej widoczne na tle ubiegłorocznych spadków w ich sprzedaży.
Stopa bezrobocia na koniec marca br. wynosiła wg GUS 5,3%, utrzymując się tym samym na podobnym poziomie od dłuższego czasu. Dość wyraźnie różnice występują pod tym względem w poszczególnych regionach. O ile w największych miastach sięga nierzadko zaledwie 1-2%, w takich podregionach, jak radomski (12,7%), przemyski (11,7%), ełcki (11,1%), włocławski (11,4%), Szczecinek-Pyrzyce (11,8%), jest dwucyfrowa. Z czego wynikają tak dość spore różnice? Dlaczego w Radomiu, który wydaje się miastem dość nieźle rozwiniętym i skomunikowanym co ósmy potencjalny pracownik pozostaje bez pracy?
Generalnie miejscowości mniejsze od dużych aglomeracji, jak np. w województwie mazowieckim Radom w porównaniu z Warszawą, odnotowywały różnice na niekorzyść w tempie rozwoju właściwie „od zawsze”. Warszawa „wysysa” wszystko. A ponadto popyt na pracę w tych mniejszych miastach jest dużo mniejszy. Jednocześnie przy stosunkowo małej odległości od głównego ośrodka na danym obszarze, bezrobocie może być stosunkowo niskie, bo nawet codzienne dojazdy do pracy nie przeszkadzają w dostępie do miejsc pracy. Tu w grę wchodzić może także struktura wiekowo-mobilna w danej miejscowości. A więc, fakt, że większa liczba żyjących tam osób relatywnie starszych może być mniej mobilna. I to także może rzutować w takich miastach na wyższy, niż gdzie indziej, wskaźnik bezrobocia. W zasadzie było tak zawsze. Chciałabym także przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że w takich miastach, jak Radom, jeszcze nie tak dawno temu stopa bezrobocia była jeszcze wyższa. A więc warto odnotować, że także i tu spadła w ostatnich latach z poziomu bliższego 20% niż obecnych 12 procentom.
Jak poinformowała Francusko-Polska Izba Gospodarcza przedsiębiorstwa znad Sekwany zainwestowały w Polsce już ponad 108 mld zł. Francja zajmuje tym samym 2. po Niemczech miejsce pod względem wartości zaangażowanego w naszym kraju zagranicznego kapitału. Z czego może wynikać chęć francuskich firm do inwestowania u nas?
Generalnie Polska jest dużym, perspektywicznym rynkiem. A z drugiej strony tak duża gospodarka, jak francuska, jest w stanie zainwestować i ma zupełnie inny i większy potencjał inwestycyjny, niż np. Belgia. My z kolei, choć wciąż mamy gospodarkę mniej rozwiniętą, to jednak większą od belgijskiej. A zatem nic dziwnego, że firmy francuskie inwestują u nas chętnie. Dochodzi do tego relatywna bliskość geograficzna (odległość Warszawa - Paryż /1360 km; Przemyśl - Szczecin niecały 1000 km). Ponadto w wielu sektorach Polska, jak i cały region Europy środkowo-wschodniej począwszy od okresu naszej transformacji stanowiła rynek atrakcyjny dla francuskiego biznesu. Obie nasze gospodarki są relatywnie duże, dysponują ponadto miliardowymi środkami do zainwestowania, a więc mają duży potencjał inwestycyjny.
Czy w najbliższej przyszłości chęć francuskiego i - szerzej - zachodniego biznesu do inwestowania u nas się nie zmieni na niekorzyść wskutek graniczenia Polski z objętej wojną Ukrainą?
Mam wrażenie, że fakt, że globalna gospodarka, mierzy się z dwoma kryzysami (postcovidowo-energetycznym i wojennym), stanowi mniejszy efekt tego, że zmniejszają się kontakty gospodarcze. Występuje bowiem obecnie zmiana modeli biznesowych, jesteśmy świadkami bardzo dużej zmiany, której może jeszcze bardzo dobrze nie dostrzegamy (a także jej skutków) - światowa gospodarka znajduje się w trakcie procesie zmiany. I moim zdaniem właśnie to te postpandemiczne problemy z globalnymi łańcuchami dostaw, czy problemy handlu Rosji z Dalekim Wschodem - mogą okazać się dużo ważniejsze dla zagranicznych inwestorów niż nasza ocena dalszego rozwoju międzynarodowych kontaktów gospodarczych tylko z punktu widzenia dalszego przebiegu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Dostrzegamy rzecz jasna już obecnie pewne wahania w inwestycjach zagranicznych, ale nie wskazują one na jakieś poważniejsze niebezpieczeństwa ich poważniejszego ograniczania, czy wręcz odpływu kapitału zagranicznego od nas gdzie indziej.