Browary u naszego zachodniego sąsiada nie bardzo miały ochotę świętować niedawny „Dzień Niemieckiego Piwa“. Ich sytuacja jest dość dramatyczna.
Jak informuje niemiecka prasa tamtejsza branża browarnicza boleśnie odczuwa efekt zamrożenia gastronomii. Zamknięte restauracje i bary, odwołane imprezy, wszystko to powoduje straty nie tylko u restauratorów i organizatorów imprez. Na skutek restrykcji, jakie rząd nałożył na całe życie publiczne w Niemczech, cierpią także browary.
Birte Kleppien, rzeczniczka grupy Radeberger największego producenta piwa w Niemczech wyjaśnia, że browarom doskwiera brak zbytu. Jak tłumaczy, branża piwowarska ma trzy kanały zbytu: gastronomię, imprezy masowe oraz handel. Z tych trzech kanałów dwa zostały całkowicie zamknięte na skutek restrykcji. Nikt nie był na to przygotowany i ma to obecnie bardzo bolesne skutki.
Według tamtejszych ekspertów na horyzoncie też rysują się raczej mroczne perspektywy, bo gastronomia trwa w bezruchu już od 8 tygodni i jej odmrożenie następować będzie bardzo powoli. Zdaniem Holgera Eichele z Niemieckiego Związku Browarników, niektóre z browarów przed kryzysem nawet do 90 proc. swoich obrotów osiągały dzięki gastronomii. Wobec unieruchomienia tego kanału dystrybucji należy spodziewać się, że niektóre będą musiały ogłosić upadłość.
Małe regionalne browary, które najczęściej zaopatrują w beczkowe piwo lokalne festyny i imprezy, mają jeszcze inny problem. W normalnych czasach piwo beczkowe daje im 30 proc. ich obrotów. Jest to bardzo ważne, bo na nim najwięcej się zarabia. Lecz obecnie sprzedaż piwa beczkowego jest prawie równa zeru. Do tego dochodzi jeszcze problem z datą przydatności do spożycia - świeżego piwa nie można długo magazynować i niewykluczone, że trzeba je będzie wylewać.
Fatalne jest też to, że - w przeciwieństwie do innych branż - browarnicy nie mają co liczyć na efekt nadrobienia zaległości: klienci nie będą nagle konsumować podwójnej ilości piwa, kiedy znów możliwe będą spotkania w towarzyskim gronie. Oznacza to, że tej sprzedaży nigdy nie zapiszą na swoje konto.
Rzeczniczka grupy Radeberger jest przekonana, że po epidemii w całej branży nastąpią zmiany.
Liczby z Niemiec robią co prawda wrażenie: działa tu 1500 browarów, a każdy mieszkaniec Niemiec pije przeciętnie 100 l piwa rocznie. Jednak generalnie branża browarnicza obserwuje od lat tendencję spadkową. Jest co prawda coraz więcej browarów, ale sprzedaż piwa przez ostatnie 20 lat wciąż spadała. Przypuszczalnie w tym roku żaden z 1500 browarów nie zamknie swoich bilansów plusem. Niektórzy obawiają się spadku sprzedaży w kraju o 10 do 13 mln hektolitrów, co stanowi 15 proc. normalnego zbytu.
Spadek sprzedaży piwa zapisuje się na konto tego, że Niemcy coraz bardziej hołdują zdrowemu stylowi życia, że obowiązuje niższa tolerancja promili alkoholu we krwi u kierowców i że spożycie alkoholu znacznie spadło w grupie wiekowej 20-40 lat. Zwiększyło się natomiast spożycie piwa bezalkoholowego.
Jedyne pozytywne wiadomości nadchodzą od handlu, który nabiera szczególnego znaczenia wobec unieruchomionych innych kanałów zbytu. W handlu sprzedaż piwa wzrosła o około 10 proc., ale i to nie powetuje strat z powodu unieruchomionej gastronomii.