Niektóre duże niemieckie formy, jak Metro, Bayer czy Stada dalej, pomimo krytyki, prowadzą działalność w Rosji. Tłumaczą to ochroną swoich pracowników oraz odpowiedzialnością wobec klientów. Nie można jednak pomijać faktu, że koncernom chodzi głównie o pieniądze.
Krótko po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę wiele międzynarodowych koncernów, jak H&M, Ikea, Apple czy niemieckie marki Mercedes Benz, Volkswagen i Obi, ogłosiło, że wycofują się z Rosji. Ich przesłanie było jasne: zrobimy wszystko, by powstrzymać Putina.
Niektóre niemieckie firmy zdecydowały się jednak pozostać w Rosji. Taką decyzję podjął na przykład koncern handlowy Metro.
Volker Treier z Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej przyznał w odpowiedzi na pytanie DW, że w mediach społecznościowych doszło do „sporadycznych przejawów wrogości” wobec tych firm, które kontynuują działalność w Rosji. Ten, kto prowadzi inters w Rosji w czasie, gdy na Ukrainę spadają rosyjskie bomby, naraża swoje dobre imię na szwank.
Metro tłumaczy kontynuację swej obecności w Rosji tym, że chroni miejscowych pracowników. Zawieszenie działalności dotknęłoby 10 tysięcy zatrudnionych oraz miałoby negatywny wpływ na działalność 2,5 miliona małych i średnich przedsiębiorstw.
Podobne powody podają inne firmy. Także Bayer i Henkel chcą częściowo kontynuować działalność w Rosji. Koncern farmaceutyczno-chemiczny Bayer wskazuje też, że ponosi odpowiedzialność wobec pacjentów, którzy potrzebują jego leków. Z kolei Henkel czuje się odpowiedzialny za 2500 pracowników w Rosji. Także koncern chemiczny BASF i firma farmaceutyczna Stada nadal działają w Rosji. Wszystkie te przedsiębiorstwa opublikowały komunikaty prasowe, w których potępiają wojnę.
Nie można jednak pomijać faktu, że koncernom chodzi również o obroty. Według dziennika „Handelsblatt” Metro osiąga w Rosji prawie 10 procent swych obrotów. Telekomunikacyjny gigant Deutsche Telekom nie chce rezygnować z 2000 wysoko wykwalifikowanych i pracujących za niższe stawki specjalistów IT w trzech rosyjskich lokalizacjach. Do tej pory firma ta nie zasygnalizowała, że zamknie rosyjskie zakłady, a jej rzecznik zapewnił „Handelsblatt”, że trwają prace nad rozwiązaniem.
Inne firmy, jak Siemens, który działa w Rosji od 1851 roku, zatrzymują się w pół drogi i rezygnują z nowych inwestycji w Rosji. Ale działalność, którą rozwijano przez dziesięciolecia, jest prowadzona dalej. Koncern ten wypracowuje w Rosji zaledwie jeden procent swoich obrotów. A zatem wycofanie się miałoby tylko symboliczne znaczenie – jak w przypadku wielu innych firm.
Według DIHK ( Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej) jeszcze przed rozpoczęciem wojny w Rosji aktywnych było 3651 niemieckich przedsiębiorstw, zatrudniających łącznie 280 tysięcy pracowników. Z powodu skomplikowanej sytuacji nie da się w sposób wiarygodny odpowiedzieć na pytanie, ile z tych firm pozostało jeszcze w Rosji.
Oprócz presji moralnej w Niemczech także Moskwa wywiera coraz silniejsze naciski na zagraniczne firmy. Te, które działają jeszcze w Rosji, bacznie będą obserwować, co stanie się z przedsiębiorstwami, które zawiesiły działalność albo całkiem się wycofały.
Moskwa zagroziła wywłaszczeniem i nacjonalizacją majątku przedsiębiorstw, które wycofały się z Rosji z powodu wojny w Ukrainie. Wiceprzewodniczący rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew oświadczył niedawno, że na bazie pozostawionych zasobów Rosja chce rozwinąć nową produkcję. Wtedy rozległy się dzwony alarmowe u Lufthansy, Volkswagena czy Mercedesa, które mają warte miliardy inwestycje w Rosji. Niedawno Volkswagen zainwestował sporo pieniędzy w fabrykę w Kałudze, Mercedes ma fabrykę pod Moskwą, Lufthansa składuje w Rosji części zamienne, a sieć marketów budowlanych Obi ma 27 filii w całym kraju, które aktualnie są zamknięte.
Według szefa DIHK Volkera Teriera w sumie stawką dla niemieckiego biznesu są duże pieniądze. Jak podaje Bundesbank, wartość niemieckich inwestycji bezpośrednich w Rosji to 25 miliardów euro.
Decyzja w sprawie pozostania w Rosji jest dla firm kwestią wizerunku, obrotów i perspektywy prowadzenia biznesu w utrudnionych warunkach gospodarczych. Bowiem ten, kto decyduje się pozostać, będzie musiał operować inaczej.
Według szefa DIHK ograniczone przepływy płatności oraz wycofanie się wielu firm z branży logistycznej mają wpływ na sektory, które nie zostały objęte sankcjami. Coraz częściej firmy skarżą się na przerwane łańcuchy dostaw.
Dużo trudniejszy może być problem z dewizami. Rosyjski rząd pracuje właśnie nad dekretem „o szczególnych środkach gospodarczych w związku z nieprzyjaznymi działaniami Zachodu”. Może on zmusić firmy w Rosji do wymiany 80 procent dochodów z eksportu na ruble. Nie jest to zbyt korzystne, bo rubel mocno stracił na wartości i wiele wskazuje na wzrost inflacji. Nie jest jasne, co Rosja chce przez to osiągnąć, podobnie jak w wielu innych sprawach. Ten, kto dalej chce prowadzić biznes w Rosji, musi przygotować się na zmieniające się okoliczności. A presja moralna będzie rosła wraz z każdą rosyjską rakietą, która uderzy w Ukrainę.