Pogorzelski: Ok. 750 tys. przebywających u nas Ukraińców odnotowani są w ZUS-ie jako płatnicy
- W zeszłym roku w pewnym okresie występowały braki węgla, w tym roku na razie braków nie ma, ale ludzie nie szukają go tak mocno. Na razie w obecnej sytuacji jest jeszcze sporo niepewności, choć na pewno ceny węgla spadają i jest to nieprzypadkowe, ponieważ kryzys energetyczny w Polsce łagodnieje z różnych powodów. Zatem na pewno niepewna sytuacja w zakresie cen węgla jeszcze potrwa. I nie jest przesądzone, że wrócimy do cen sprzed wojny w Ukrainie - powiedział w rozmowie z Maciej Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Karol Pogorzelski, ekonomista Banku Pekao SA.
Maciej Pawlak: Od kwietnia 2021 r. inflacja CPI kształtuje się powyżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego określonego przez Radę Polityki Pieniężnej (2,5% +/- 1 p. proc.). Czy do powrotu do celu inflacyjnego przyjdzie nam poczekać kolejne dwa lata? Czy obecnie znajdujemy się w połowie drogi?
Karol Pogorzelski: Myślę, że w połowie drogi, aczkolwiek prognozowanie na dwa najbliższe lata jest trudne, obciążone dużą niepewnością. Jednak na pewno dwa lata jeszcze trzeba czekać, być może dłużej. Dopiero zaczęliśmy zawracać ze szczytu inflacji, który nastąpił w lutym. I w sprzyjających okolicznościach może się zdarzyć, że zacznie spadać relatywnie szybko. Ale w Polsce sprzyjających okoliczności nie ma. A więc obniża się u nas część inflacji pochodząca z importu. W sumie w tej sytuacji inflacja spadnie do końca br. do jednocyfrowych poziomów 8-9%. Natomiast żeby zejść dalej w kierunku celu inflacyjnego RPP musielibyśmy ograniczyć inflację popytową, która w Polsce nie wykazuje na razie sygnałów, by miała się obniżać. Inflacja bazowa jest przy tym wysoka, wciąż rosnąca, wiele kategorii dóbr wciąż wskazuje rosnące ceny, np. łączność, usługi edukacyjne. Zatem obniżenie inflacji do poziomu 2,5-3% nie nastąpi szybko. Osiągnięcie celu inflacyjnego to w tej sytuacji perspektywa roku 2025.
Od wybuchu wojny znacząco poprawiła się integracja uchodźców z Ukrainy na polskim rynku pracy oraz ich samodzielność ekonomiczna – m.in. napisali autorzy ostatniego raportu NBP „Sytuacja życiowa i ekonomiczna migrantów z Ukrainy w Polsce”. Jak ważną część polskiego rynku pracy stanowią Ukraińcy – z przedwojennej, jak i wojennej fali?
To jest bardzo złożony temat, bo migracja z Ukrainy trwa już co najmniej dwie dekady. Są migranci sezonowi, którzy w rolnictwie stanowią podstawowy filar siły roboczej, zbierają owoce, warzywa, wykonują różne proste prace. Po drugie pracują w usługach dla gospodarstw domowych, czyli zajmują się sprzątaniem, opieką nad osobami starszymi w domach, jakimiś drobnymi usługami, gotowaniem. W takich zajęciach Ukrainki odgrywają dużą rolę. Z kolei Ukraińcy pracują częściej na budowach. Można wręcz powiedzieć, że polski przemysł niezmechanizowany stoi Ukraińcami. Nie w branży automotive, gdzie pracują roboty, ale np. w rzeźni, przy rozbiorze mięsa, czy pracach przy montażu prostych produktów. Rzadziej w sektorach usługowych wymagających znajomości języka polskiego, ale np. w usługach typu kosmetyczki, fryzjerzy. Rolę Ukraińców na polskim rynku pracy oceniam zasadniczo pozytywnie, większość tych migrantów pracuje, ok. milion osób z niebiesko-żółtym paszportem płaci u nas podatki, duża część spośród przebywających u nas legalnie płaci wszystkie składki na ubezpieczenia społeczne. Ok. 750 tys. przebywających u nas Ukraińców odnotowani są w ZUS-ie jako płatnicy, więc dokładają się do polskiego systemu usług publicznych, przyczyniają się do wzrostu naszego PKB i uzupełniają braki w rynku pracy, spowodowane starzeniem się polskiego społeczeństwa. Ale też dla części pracowników stanowią konkurencję, więc domyślam się, że istnieją Polacy niezadowoleni, że muszą konkurować z Ukraińcami. Zwłaszcza w branżach wymagających zatrudniania mniej wykwalifikowanych pracowników, takich jak ekspedienci, kosmetyczki, kosmetolodzy, ludzie w budownictwie itd.
Gdyby się okazało, że wojna w Ukrainie będzie trwała dłużej, to ci uchodźcy z tego kraju, którzy u nas przebywają, pozostaną, czy można domniemywać, że będzie ich mniej?
Na pewno jest grupa która chce pozostać, sporo zależy od tego czy Polska im ten pobyt stały ułatwi, bo w pewnym momencie podejmowanie pracy sezonowej może stać się dla nich zbyt słabym magnesem, by mieli na poważnie rozważać decyzję o ewentualnym pozostaniu w Polsce. Wymaga to pozwolenia na pobyt stały, w pewnym momencie także posiadania u nas praw obywatelskich. Pytanie czy Polska taką ścieżkę przedstawi Ukraińcom? Obecnie można zaobserwować dość dużo migracji powrotnych. A więc że obywatele Ukrainy przebywają u nas kilka miesięcy, a następnie wracają. Takie są również migracje sezonowe w rolnictwie i nie tylko. Jest sporo prac, gdzie ludzie przyjeżdżają zarobić pieniądze, następnie wracają do siebie. Wiem, że istnieje dosyć spora grupa Ukraińców, która nie planuje zostać na dłużej. Nie jestem jednak w stanie precyzyjnie powiedzieć jak duży jest to procent.
Na międzynarodowych rynkach węgla sytuacja powraca do równowagi - wynika z opracowania Agencji Rozwoju Przemysłu. Widełki cenowe dla węgla energetycznego powracają do typowych poziomów w tym okresie, z tendencją dalszego ich spadku. To zmiana sezonowa czy też można mówić o trwalszym spadku cen węgla?
Widać na podstawie danych o inflacji, że ceny węgla faktycznie znajdują się w deflacji. Można nawet powiedzieć, że spadają. Tyle, że pamiętajmy, że one spadają z bardzo wysokich poziomów. Wobec tego jest jeszcze bardzo otwarte pytanie, gdzie ta nowa cena równowagi się znajdzie. Czy to będzie poziom sprzed wojny, czy wyżej? Wydaje mi się, że gdy ludzie zaczną kupować węgiel na nowy sezon grzewczy, to jego cena jeszcze może wzrosnąć. To jest cykliczne, w ostatnich latach ten cykl się trochę zaburzył. W zeszłym roku w pewnym okresie występowały braki węgla, w tym roku na razie braków nie ma, ale ludzie nie szukają go tak mocno. Na razie w obecnej sytuacji jest jeszcze sporo niepewności, choć na pewno ceny węgla spadają i jest to nieprzypadkowe, ponieważ kryzys energetyczny w Polsce łagodnieje z różnych powodów. Zatem na pewno niepewna sytuacja w zakresie cen węgla jeszcze potrwa. I nie jest przesądzone, że wrócimy do cen sprzed wojny w Ukrainie.
Czy można spodziewać się w najbliższym czasie przekroczenia ceny 7 zł/l za paliwa na polskich stacjach benzynowych? Co przede wszystkim wpływa na kształtowanie tych cen?
Paliwa drożeją, bo przecież pamiętajmy, że w ostatnim czasie nastąpiły cięcia produkcji ropy naftowej przez państwa OPEC. ale czy to będzie dokładnie 7 zł, czy poniżej to jest trudno powiedzieć. Z dieslem jest problem, że Europa nałożyła embargo na produkty ropopochodne z Rosji, a w Europie nie ma wystarczających mocy do produkcji diesla. Więc jest presja, żeby te ceny pozostawały wysokie, diesla raczej nie zabraknie bo rynek rosyjski można zastąpić innymi rynkami. Jest to drugi ważny czynnik dla kształtowania się cen paliw na naszych stacjach benzynowych, oprócz wspomnianej decyzji o wprowadzeniu cięć w produkcji ropy przez OPEC.