Raport: Czy Niemcy finansują osłabienie francuskiego sektora jądrowego?

Niemieckie fundacje prowadziły antyatomowe kampanie w sąsiednich krajach. Pieniądze płynęły z Berlina. Celem była Francja - takie rewelacje przynosi raport francuskiej Szkoły Wojny Gospodarczej (Ecole de Guerre Economique - EGE). Niemcy zaprzeczają.

"W czasie, gdy narastają kwestie niezależności energetycznej i jedności Europy coraz bardziej istotne, by - tak jak niniejszy raport - ostrzegał decydentów publicznych, społeczeństwo obywatelskie i ekspertów przed szkodliwymi konsekwencjami działań niemieckich fundacji politycznych – w szczególności w odniesieniu do francuskiego przemysłu jądrowego - czytamy w raporcie Ecole de Guerre Économique (EGE – Szkoły Wojny Gospodarczej). - Ten dokument jest wynikiem nowych badań, a projekt jest kontynuacją raportu z maja 2021 r. Opiera się również na raporcie śledczym „Jak Niemcy finansują osłabienie francuskiego sektora jądrowego”, opracowanego i opublikowanego w kwietniu 2023 r. przez Comité d'Intelligence Stratégique pour la Souveraneté (CI2S – Komitet Wywiadu Strategicznego ds. Suwerenności). CI2S zezwolił również na podjęcie pracy przez studentów EGE. Pomimo historycznego pragnienia jej członków do przedstawienia jednolitego frontu, Unia Europejska (UE) jest sceną wielu antagonizmów, czego ilustracją są poszczególne polityki energetyczne Francji i Niemiec. Niemcy, poprzez swoje fundacje polityczne, ingerują w sprawy polityczne i gospodarcze Niemiec ze swoimi zagranicznymi partnerami, zwłaszcza z Francją. Organizacje te udowodniły to od samego początku, że fundacje są agentami wpływu: oprócz bezpośredniego powiązania z niemieckimi partiami politycznymi, są w dużej mierze podporządkowane Berlinowi. Dzięki miękkiej sile, którą wykorzystują za granicą, fundacje są przydatne na wiele sposobów: przygotowując grunt pod bardziej oficjalną współpracę, organizują propagowanie ideologiczne, kształtowanie lokalnych elit społeczno-politycznych, obronę niemieckiej gospodarki itp. Fundacje polityczne uciekają się do wielu czasem wątpliwych strategii wywierania wpływu, jednocześnie owijając się w moralność. Poprzez produkcję zorientowanych treści i organizacji spotkań, fundacje te zmieniają postrzeganie przez społeczeństwo obywatelskie pewnych strategicznych aspektów, aby sterować elitami społeczno-politycznymi i ostatecznie wpływać na politykę na ich korzyść. W celu osłabienia francuskiego przemysłu i gospodarki w ogóle, a także w celu zabezpieczenia własnej hegemonii w tych dziedzinach na poziomie europejskim, Niemcy destabilizują francuską energetykę jądrową poprzez blokowanie instytucji europejskich, wywieranie nieustannej presji na politykę europejską i praktykowanie okrążenia poznawczego na terytorium Francji" - podkreśla raport. 

Berlin sponsorem działań antyfrancuskich?

Czytamy w nim również, że znane "Fundacje Heinricha Bölla i Róży Luksemburg są bezpośrednio zaangażowane w spowolnienie rozwój energetyki jądrowej we Francji poprzez lobbing antynuklearny na francuskiej ziemi i destabilizacji łańcucha dostaw uranu za granicą. Większość funduszy fundacji politycznych pochodzi nie tylko od rządu federalnego, odzwierciedlając aprobatę rządu dla ich celów, ale Berlin jest również czasami bezpośredni sponsorem ich działań. Fundacje te oferują różne korzyści niemieckim urzędnikom, takie jak: ukrywanie zaangażowania państwa, dostęp do odbiorców niedostępnych w inny sposób, cichą obronę niemieckich interesów gospodarczych, gromadzenie danych wywiadowczych i tak dalej. Są potężnym instrumentem w służbie niemieckiej polityki zagranicznej, stąd ich budżet stale wzrasta" - zaznacza raport. W tej sytuacji - zdaniem Francuzów - "konieczne jest powołanie misji międzyresortowej do monitorowania i zwalczać nadużycia fundacji politycznych".  

Prasa szybko się zajęła tym raportem. Publikacje pojawiły sie również w Polsce, min. w portalu money.pl. - O komentarz ws. francuskiego raportu, poprosiliśmy Fundację Heinricha Bölla. Jak stwierdza rzeczniczka fundacji Laura Endt, raport bezpodstawnie kwestionuje pracę tak Fundacji Heinricha Bölla, jak oraz jej partnerów we Francji i jej wkładu w dyskusje na temat energii jądrowej - pisze Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl. - Raport zawiera liczne celowo wprowadzające w błąd insynuacje, błędy i nieścisłości - przekonuje rzeczniczka. Jak przyznaje, Fundacja Bölla jest powiązana z Niemiecką Partią Zielonych, ale jest od niej politycznie i organizacyjnie niezależna na mocy swojego statutu i codziennej działalności. - Ani partia, ani rząd federalny nie zlecają, ani nie mogą określać pracy lub indywidualnych działań Fundacji - podkreśla rzeczniczka zapewniając, że pracuje niezależnie i odpowiedzialnie. - W tym celu - podobnie jak wiele innych organizacji - otrzymujemy środki publiczne. W ten sposób wypełniamy nasze zobowiązanie wobec naszych darczyńców, w tym przypadku Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Niemiec - zaznacza Laura Endt. Jak przekonuje rzeczniczka Fundacji Bölla, zawarte w raporcie EGE tezy "dyskredytują debatę zawiłymi oskarżeniami i konspiracyjnymi insynuacjami. Jest to sprzeczne z demokratyczną praktyką w Europie - i tylko grają na korzyść wewnętrznych i zewnętrznych wrogów naszego wspólnego demokratycznego projektu".

Trudny proces dochodzenia do prawdy

Francuzi mają jednak mocne kontrargumenty: ogólna dotacja przeznaczana przez Bundestag na wszystkie fundacje w 2000 r. wynosiła 295 mln euro, w 2014 przekraczała 466 mln euro, a w 2023 r. kwota ta sięga już 690 mln euro. Na największe pieniądze mogły liczyć fundacje powiązane z najważniejszymi partiami w Niemczech - CDU i SPD. Jak wyjaśnia money.pl dr Łukasz Tolak, działania tych organizacji są znane i często jawne. - Dopóki nie udowodni się im bezpośrednich działań korupcyjnych, traktuje się je jako miękkie narzędzia wpływu i są one w pełni legalne. Kontrowersje jednak wzbudza fakt, że pod płaszczem ideologicznym reprezentować mogą rządy poszczególnych krajów, tu np. Niemiec - mówi money.pl. Jak przypomina też dr Tolak, Francja opiera na atomie swoje bezpieczeństwo energetyczne. 70 proc. wytwarzanej energii pochodzi z tego źródła. Posiada 58 reaktorów jądrowych rozmieszczonych w 18 elektrowniach. Zarządzane są przez państwowe konsorcjum Electricite de France, a do 2050 r. zamierza zbudować 14 nowych reaktorów jądrowych. - W ostatnim czasie nastąpiła pewna zmiana. Pierwotnie Paryż zamierzał obniżyć udział atomu w miksie energetycznym do 50 proc. Kryzys energetyczny i wojna w Ukrainie zmieniały jednak sytuację. W tej chwili program Macrona zakłada dynamiczny rozwój energetyki atomowej. To stawia Francję w kontrze do Niemiec, które promują odmienny kierunek transformacji - zaznacza ekspert. Paryż domagał się m.in. wpisania atomu do rozporządzenia Net Zero Industry Act, który jest częścią Europejskiego Zielonego Ładu i ma być programem wsparcia dla rodzimych zielonych technologii. Niemcy były temu przeciwne, optując za ograniczaniem atomu na rzecz innych zielonych źródeł energii zgodnie ich modelem transformacji energetycznej znanym jako "energiewende". - Zachodzi tu głęboka różnica interesów. Niemieckie firmy już wcześniej wycofały się z tej technologii. Czym więcej atomu w europejskim miksie energetycznym, tym mniejszy udział niemieckiego przemysłu - zaznacza dr Tolak. Jak podkreśla ekspert Collegium Civitas, niemieckie dążenia do zmarginalizowania roli atomu wynikają ze struktury sceny politycznej Niemiec. Swoje źródło mają w doświadczeniach i kształtowanych jeszcze w latach 80. poglądach obecnych polityków. Atom uważany był przez niemieckie elity polityczne za technologię niebezpieczną. Od dekad Berlin stopniowo rezygnował więc z atomu. Jeszcze w latach 90. Niemcy posiadały 19 elektrowni jądrowych, które zabezpieczały trzecią część zapotrzebowania kraju w energię elektryczną. Teraz Niemcy wyłączyli atom i mają problem. Niemiecka krucjata przegrywa bowiem z globalnym kryzysem energetycznym. Kraje, które w ostatnich latach wdrażały politykę wygaszania elektrowni jądrowych, wracają do atomu. Taką decyzję w ostatnich tygodniach podjęła choćby Belgia, która w 2003 r. wyłączała reaktory. Tamtejszy rząd, mimo zastrzeżeń strony niemieckiej i austriackiej, zdecydował o przedłużeniu pracy reaktorów Tihange 3 i Doel 4 do 2035 r.

Niemiecka kłótnia o energię atomową

Mimo to Niemcy zamykają ostatnie trzy elektrownie atomowe. - To spełnienie marzeń Zielonych. Tymczasem w Azji atom przeżywa renesans - pisze Jens Thurau z niemieckiego portalu dw.com. Przypomina, że pod koniec marca br. niemiecka minister środowiska w kilku słowach zakończyła spór, który Niemcy toczyli od wielu lat. – Ryzyka związane z energią atomową są ostatecznie nie do opanowania i dlatego wycofanie się z energii jądrowej czyni nasz kraj bezpieczniejszym oraz pozwala uniknąć powstawania nowych odpadów jądrowych – oświadczyła Lemke w Berlinie. Nieco wcześniej doszło do jeszcze jednej kłótni o energię atomową. Koalicja SPD, Zielonych i liberalnej FDP uzgodniła wprawdzie, że będzie trzymać się decyzji z 2011 roku o odejściu od atomu. Do końca 2022 roku ostatnie elektrownie jądrowe miały zostać zamknięte. Jednak rosyjska napaść na Ukrainę wszystko zmieniła, bo rosyjskie dostawy gazu do Niemiec zostały wstrzymane i obawiano się niedoborów energii. Wówczas kanclerz Olaf Scholz przeforsował przedłużenie pracy elektrowni jądrowych do połowy kwietnia 2023 roku.  - Niemal żadna kwestia tak bardzo nie podzieliła ludzi, przede wszystkim na zachodzie Niemiec, jak energia jądrowa. 17 czerwca 1961 roku po raz pierwszy do sieci energetycznej popłynął prąd z niemieckiej elektrowni atomowej, mieszczącej się w Kahl w Bawarii. Teraz ostatnie trzy elektrownie jądrowe w Niemczech ostatecznie przestaną dostarczać energię elektryczną - podsumowuje Jens Thurau.

Skomentuj artykuł: