Czy Europa przestawi się na gospodarkę wojenną?

Przejęcia fabryk? Kontrolowanie cen? Racjonowanie żywności? O czym mówią europejscy politycy, gdy wzywają do prowadzenia – bądź odrzucenia – gospodarki wojennej?

Od początku marca 2023 unijny komisarz Thierry Breton stara się skłonić rządy UE do szybkiego zwiększenia zamówień i produkcji amunicji i broni, zarówno dla Ukrainy, jak i w celu uzupełnienia własnych rezerw, odwołując się przy tym regularnie do określenia gospodarki wojennej. Właśnie odwiedził kilkanaście europejskich firm zbrojeniowych, wysłuchując narzekań na niechęć do podpisywania długoterminowych kontraktów. Uważa on, że pomimo licznych decyzji UE o zwiększeniu finansowania i zmniejszeniu przeszkód dla wspólnych zamówień, postęp jest stanowczo zbyt wolny.

„Te opóźnienia są sprzeczne z naszymi pilnymi potrzebami" – powiedział na konferencji prasowej, która miała miejsce 3 maja. „Istnieje zatem konieczność, i mówię to głośno i wyraźnie, zwiększenia bazy produkcyjnej i przekształcenia jej w gospodarkę wojenną, jeśli pozwolą państwo, że tak to sformułuję”- dodał.

Ben Tallis z Niemieckiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych (DGAP) wskazuje na prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który mówił o gospodarce wojennej, nie podejmując żadnych drastycznych środków, które się z nią wiążą.

„To miałoby wiele konsekwencji” – mówi Ben Tallis. „Wysoki stopień kontroli oraz państwowe sterowanie gospodarką. Oznaczałoby to zapewne reglamentację w różnych dziedzinach i byłby to ciekawy sygnał dla mieszkańców Europy. Jestem przekonany, że obecne pokolenie zachodnioeuropejskich polityków nie jest gotowe do wysłania takich sygnałów.

Jednakże istnieje pilna konieczność nazywania rzeczy po imieniu, jeśli UE i NATO chcą, aby produkcja broni nabrała tempa. 

 „To zrozumiałe, dlaczego niektórzy unijni urzędnicy eksperymentują z tym terminem” 

mówi Nathalie Tocci, szefowa włoskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IAI).

Różnice w postrzeganiu zagrożeń w Europie są duże i muszą oni „przekonać te państwa członkowskie, które znajdują się daleko od linii frontu, żeby nie wydawały pieniędzy [na sprawy wewnętrzne] na przykład w Kalabrii, lecz na przemysł obronny, aby wysyłać broń do Ukrainy”. Zdaniem Nathalie Tocci niektórzy ludzie są na to gotowi, „ale potrzeba trochę czasu, zanim wszyscy dadzą się przekonać”.

Minister obrony Estonii Hanno Pevkur podkreśla, że w jego kraju nikt nie musi odwoływać się do „gospodarki wojennej”. Jeden procent produktu krajowego brutto Estonii już idzie na wsparcie Ukrainy. „Nie musimy tego przeliterowywać” – powiedział w rozmowie z DW. „Widzimy zagrożenie i mówimy, że wszyscy w Europie muszą uznać rzeczywistość, mianowicie, że Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie” - dodaje.

Sławomir Dębski, historyk wojskowości i szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), choć popiera ten cel, nie uważa, by przejście na tryb gospodarki wojennej było konieczne, przynajmniej na razie. Podejrzewa, że politycy tak naprawdę nie wiedzą, co mają na myśli, mówiąc o gospodarce wojennej. „W 1942 roku Stany Zjednoczone były w stanie wyprodukować duże statki w ciągu 14 dni [zamiast dwóch lat]” – mówi. „To jest rodzaj wyznaczania priorytetów, który cechuje wojenną politykę gospodarczą. Jak na razie nie znajdujemy się w takim punkcie i nie ma potrzeby wdrażania takiego systemu w naszej własnej gospodarce” – wyjaśnia.

Ben Tallis chciałby, żeby politycy nie tylko rzucali pojęciem „gospodarka wojenna” na lewo i prawo, ale wyjaśniali, co on oznacza. „Ukraina walczy o wolność nas wszystkich i nie sądzę, by ten przekaz dotarł do całej Europy Zachodniej” – powiedział DW. 

Źródło

Skomentuj artykuł: