Jeśli nie wydarzy się nic strasznego w nastrojach konsumenckich i nastrojach przedsiębiorców, to myślę, że tak, jak mieliśmy do czynienia z szybkim spadkiem, możemy mieć do czynienia z równie szybkim odbiciem. Choć obecnie na całą dynamikę gospodarki będzie oddziaływała kwestia nastrojów, sytuacji na rynku pracy, czy polityki banków – ocenił w rozmowie z FilaryBiznesu.pl Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica.
Maciej Pawlak: Czy zmniejszenie się o 8,2 proc. poziomu naszego PKB w II kwartale br. w porównaniu z II kw. w ub.r., jak podał GUS, to strata do odrobienia dla polskiej gospodarki?
Dawid Piekarz: Nie możemy zapominać, że II kwartał w naszej gospodarce przebiegał pod znakiem lockdownu. Więc spadek ten nie brał się ze spadku nastrojów konsumenckich, ale w dużej mierze spowodowany był faktem, że nie dało się - mówić prosto - kupować, produkować, działać itd. Bo wszystko było pozamykane. Zatem generalnie duża część tej straty nadrabia się „automatycznie”. Np. gdy patrzymy w trzecim kwartale na tłumy w miejscowościach nadmorskich i - w ogóle - turystycznych, ruch w sklepach i galeriach handlowych, to widać, że popyt na dobra konsumpcyjne powraca do normy. Pojawiła się przy tym prognoza mówiąca o tym, że na koniec przyszłego roku wrócimy w polskiej gospodarce do stanu sprzed pandemii. Natomiast wydaje się, że jesteśmy i tak w lepszej sytuacji niż kraje, które dużą część swojego PKB czerpią z turystyki. Bowiem dalej jest to branża, która jeszcze nie wróciła i długo nie wróci do stanu normalności. A więc, jeśli nie wydarzy się nic strasznego w nastrojach konsumenckich i nastrojach przedsiębiorców, to myślę, że tak, jak mieliśmy do czynienia z szybkim spadkiem, możemy mieć do czynienia z równie szybkim odbiciem. Choć obecnie na całą dynamikę gospodarki będzie oddziaływała kwestia nastrojów, sytuacji na rynku pracy, czy polityki banków.
Według GUS główną przyczyną zmniejszenia się PKB w II kwartale jest spadek popytu krajowego. Jak rozumiem to właśnie ten czynnik już jest i będzie decydujący na nasze wyniki gospodarcze w najbliższym czasie, nie mówiąc o eksporcie, który zresztą już odnotowuje przyrosty.
Właśnie o to chodzi. Proszę pamiętać, że będziemy też pośrednio korzystać z programów stymulujących w innych gospodarkach. Bowiem w dużej mierze nasza gospodarka ma charakter przemysłowo-eksportowy. Z tego wynika fakt, że duża część naszego PKB opiera się na wytwarzaniu produktów konsumpcyjnych czy półproduktów dla przemysłu, które trafiają na Zachód. Choć, kiedy patrzymy na wyniki II kwartału, musimy uwzględnić fakt, że jak polska gospodarka, w tym zwłaszcza ta jej część, która wytwarza produkty i półprodukty skierowane do zachodnioeuropejskich kooperantów, tak i zachodnie gospodarki znajdowały się pod lockdownem. Sytuacja, w której bogatsze od nas kraje zachodnioeuropejskie udzielają swoim firmom daleko idącego wsparcia, siłą rzeczy będzie więc wpływać także na naszą gospodarkę.
Które z branż polskiej gospodarki mogą się stać motorami, które w sposób szczególny pozwolą wyrwać się z koronakryzysu?
Na pewno przemysł spożywczy, branża meblarska, która już obecnie pokazuje dość wyraźne ożywienie. Ponadto segment remontowo-budowlany, skoro wymuszone przez pandemię pobyty w domu spowodowały boom remontowy w Polsce. No i rzecz jasna sektor IT, producenci gier itd. Branże te faktycznie mogą w dużym stopniu pomóc odbijać się całej naszej gospodarce.
Niezależnie od pandemii trudna sytuacja panuje w naszym górnictwie węglowym. Czy restrukturyzacja największej w naszym kraju firmy tego sektora: Polskiej Grupy Górniczej na razie odłożona, jest nieunikniona?
Oczywiście, że tak. Także z tego powodu, że my już obecnie z OZE czerpiemy kilkanaście proc. energii, zaś z węgla - wciąż jeszcze niecałe 74 proc. - na koniec 2019 r. (jego udział spadł jednak wówczas o prawie pięć proc. w porównaniu z 2018 r.). Widać więc, że ta restrukturyzacja jest nieunikniona ponieważ Unia nie „odpuści” i widać, że unijny „nowy, zielony ład” będzie twardo wprowadzany. Ponadto do transformacji energetycznej szykuje się kilka innych branż energetycznych, które znajdują się w dużo lepszej sytuacji, niż górnictwo. Np. sektor ropy naftowej. W końcu fuzja Orlenu z Lotosem i Energą, a w przyszłości - z PGNiG realizowana jest pod kątem tworzenia koncernu w związku z transformacją energetyczną. Natomiast do złej w górnictwie przyczyniło się kilka elementów: spadek zapotrzebowania na węgiel w Europie, z tego wynika fakt, że o eksporcie węgla możemy powoli zapomnieć. Ponadto spadek zapotrzebowania na to paliwo nastąpił w krajowym systemie energetycznym, m.in. w wyniku łagodnej zimy - stąd duże zapasy węgla na hałdach, a do tego jeszcze mamy do czynienia ze spadkiem zapotrzebowania na energię elektryczną wskutek koronawirusa, co zmniejszyło popyt na energię w całej gospodarce. Nastąpiły wobec tego przestoje kopalń, co dodatkowo powiększyło ich straty. Widać w związku z tym, że istnieje nadprodukcja węgla. I w perspektywie 20-30 lat trzeba będzie i tak od tego paliwa odejść. To jest nieuniknione. Natomiast do sytuacji w tym sektorze należy podchodzić w sposób rozważny, tak, by uniknąć drastycznych konsekwencji dla pracowników, branży węglowej i energetycznej oraz całej naszej gospodarki. Trzeba to po prostu zrobić mądrze i sensownie. Potrzeba też do tego odwagi. Odwlekanie podejmowania decyzji niczego tu na dobre nie zmieni.
Czy, przynajmniej w bieżącej perspektywie, ulgę w sytuacji tej branży przyniesie zapowiedziane przez ministerstwo aktywów państwowych odejście od obowiązkowego handlu energią na giełdzie, co ma spowodować ograniczenie importu węgla i zwiększenie produkcji energii w krajowych elektrowniach?
Importuje się energię, ponieważ jest ona tańsza zagranicą niż ta produkowana u nas, w tym ta - z OZE i z atomu (nasi sąsiedzi mają przecież elektrownie jądrowe), która jest faktycznie tańsza od naszej - z węgla. Zaś gdy ta tańsza - z importu - zostanie zastąpiona krajową, to może się okazać, że podrożeje energia sprzedawana u nas w kraju. Ktoś za to będzie musiał zapłacić. Czy to przerzucenie kosztów na odbiorców energii w naszym kraju nie okaże się lekarstwem gorszym od choroby? Jest to więc półśrodek. A, jak mówią eksperci od zarządzania: „półśrodki dają ćwierćefekty”. Nie jest to więc krok we właściwą stronę. Trzeba działać mądrze i zdecydowanie, ale nie tak, by spowodować, że energia sprzedawana u nas w kraju podrożeje.
Ostatnio PGNiG podpisał porozumienie z koncernem Toyota o współpracy nad produkcją urządzeń wytwarzających i dystrybuujących wodór, który może być wykorzystywany jako paliwo napędowe dla samochodów. Czy w skali naszej gospodarki będzie to miało duże znaczenie?
To jest to kierunek we właściwą stronę. Spójrzmy na listę największych producentów wodoru w naszym kraju. Już obecnie wypełniamy cel w jego produkcji wyznaczony na 2024 rok. Tylko, że nie jest to wodór „czysty”. Pochodzi on bowiem z gazu ziemnego („czysty” wytwarzany jest w wyniku elektrolizy). Tak czy inaczej sensowne jest budowanie infrastruktury, popularyzacja tego typu pojazdów i infrastruktury służącej do ich użytkowania i eksploatacji, a w miarę rozwoju OZE będzie można obecnie wytwarzany wodór zastępować jego „czystą” odmianą. Tego typu, polsko-japońskie porozumienia, mają więc zdecydowanie przyszłość.