Relacja kredytów do depozytów spadła do 92 proc. Banki stają się nadpłynne, mając nadwyżkę depozytów, których nie mogą przeznaczyć na finansowanie nowej akcji kredytowej - powiedział PAP Marcin Czaplicki, ekonomista PKO BP.
- Relacja kredytów do depozytów spadła do 92 proc., czyli najniżej od czerwca 2007 r. W lutym liczyła 92,6 proc. - powiedział ekonomista.
- Z jednej strony oczekujemy kontynuacji szybkiego wzrostu depozytów w krótkim okresie, wspieranego programem skupu aktywów NBP. W średnim okresie wyhamowanie wzrostu wynagrodzeń, a nawet ich spadek, a także spadek obrotów w gospodarce powinien osłabić tempo wzrostu także w tej kategorii - stwierdził Czaplicki.
- Z drugiej strony spodziewamy się spowolnienia akcji kredytowej – dodał.
Ekonomista stwierdził, że będzie to związane z odpisami z uwagi na słabą kondycję przedsiębiorstw w trakcie kryzysu, a także ograniczonym potencjałem do udzielania kredytów przez banki - w szczególności nowym klientom, z uwagi na podwyższone ryzyko kredytowe, istotnie obniżoną marżę odsetkową oraz wymogi regulacyjne.
- Spadek nominalnego PKB może jednak podbić relację kredytów do PKB – ocenił.
Według ekonomisty wzrost depozytów ogółem wyraźnie w marcu przyspieszył (10,3 proc. rok do roku względem 8,8 proc. rok do roku w lutym, po korekcie o kurs).
- Wynikało to przede wszystkim ze wzrostu wolumenu depozytów rządowych (o ponad 28 proc. miesiąc do miesiąca, skorygowany o kurs), ale także przedsiębiorstw i niemonetarnych instytucji finansowych. Gospodarstwa domowe chętniej za to zmieniały depozyty terminowe na bieżące – skomentował.
- Relatywnie szybko rosną wynagrodzenia, a bezrobocie – jak widać po danych GUS – jeszcze nie rośnie, co oznacza, że portfele Polaków są większe, a pieniądze trzymają zazwyczaj w depozytach
- Z drugiej strony emisje obligacji zwiększają płynność rządu, czyli także jego depozyty, a tarcze antykryzysowe będą wspierać płynność przedsiębiorstw, którym pomoc jest przekazywana. To utrzyma dynamikę wzrostu depozytów w ciągu 3-4 miesięcy – dodał.
Zdaniem ekonomisty po stronie kredytowej widoczny był wyraźny wzrost wolumenu, ale wynikał on niemal wyłącznie z osłabienia złotego.
- Po oczyszczeniu o wpływ kursu dynamika kredytów przyspieszyła tylko nieznacznie do 4,8 proc. rok do roku z 4,7 proc. rok do roku w lutym, co było w głównej mierze zasługą kredytów dla przedsiębiorstw – powiedział.
- To jednak jednorazowe przełamanie trendu spadkowego, prawdopodobnie ze względu na wykorzystywanie dostępnych linii kredytowych, aby kumulować płynność – dodał ekspert.
- Kredyty będą rosły wolniej. Brak jest konkretnych bodźców dla banków, by zwiększały akcje kredytowe
- Podejmowane akcje, jak likwidacja bufora systemowego uwolniły kapitał, który w przeważającej większości nie będzie wykorzystany na nowe kredyty, ale posłuży do pokrycia wzrostu wymogu kapitałowego po osłabieniu kursu złotego i uruchamianiu linii kredytowych przez przedsiębiorstwa – dodał.
Ekonomista stwierdził, że koszty związane z uruchamianiem linii kredytowych i większego ryzyka niespłacalności kredytów z powodu pogorszenia się sytuacji gospodarczej pochłoną dużą część zysków banków i zaabsorbują ich wolne kapitały.
- W efekcie banki stają się nadpłynne, mając nadwyżkę depozytów, których nie mogą przeznaczyć na finansowanie nowej akcji kredytowej, a to obniża ich rentowność. Niższa rentowność, to w przyszłości mniej zatrzymanego kapitału i mniejszy wzrost kredytów, a więc dalszy spadek relacji kredytów do depozytów i koło się zamyka