W 2020 r. można spodziewać się spadku sprzedaży mieszkań i mniejszej liczby oddawanych do użytku lokali. Ze względu na ograniczoną pracę urzędów, przygotowanie nowych inwestycji i odbiór już trwających projektów może się wydłużać - oceniają eksperci. Ich zdaniem, epidemia koronawirusa prawdopodobnie zatrzyma wzrost cen mieszkań, ale skala spadku nie będzie znacząca.
Wpływ pandemii koronawirusa na rynek mieszkaniowy jest nieunikniony, jednak jego skala i trwałość zależy przede wszystkim od długości i przebiegu pandemii, ale też od decyzji politycznych i gospodarczych - zarówno w Polsce, jak i innych krajach na świecie. W aktualnej sytuacji należy jednak podkreślić, że wszelkie prognozy bardzo szybko się dezaktualizują ze względu na nieprzewidywalność i dynamikę rozwoju wydarzeń
W ocenie Anny Kicińskiej, partnerki i lidera grupy rynku nieruchomości w EY, rynek mieszkaniowy może odczuć skutki pandemii później niż najbardziej dotknięte obecnie segmenty: hotelowy i handlowy.
Przez ostatnie tygodnie można już obserwować reakcję po stronie przyszłej podaży, gdzie prawdopodobnie dojdzie do spadków wolumenu ze względu na tendencje do wstrzymywania rozpoczynania nowych inwestycji oraz zakupów działek po starych cenach, które mogą się zmienić, w zależności od sytuacji sprzedających
W ocenie ekspertów, w tym roku można spodziewać się zarówno mniejszej liczby oddawanych mieszkań, jak i mniejszej sprzedaży.
Nieaktualne są już prognozy, że ten rok powtórzy ubiegłoroczny rekord liczby oddanych do użytkowania mieszkań. Nie powinno to jednak oznaczać nagłych spadków statystyk. Na pewno nastąpi też spowolnienie i zmniejszenie liczby transakcji na rynku mieszkaniowym, zarówno pierwotnym, jak i wtórnym
Według danych JLL, w 2019 roku w sześciu głównych aglomeracjach w Polsce na rynku pierwotnym sprzedano 65,4 tys. mieszkań (+0,8 proc. rdr), a wprowadzono do sprzedaży 64 tys. lokali (-2,9 proc. rdr).
Zgodnie z informacją GUS, deweloperzy przekazali w minionym roku do użytkowania łącznie 130,9 tys. mieszkań, o 16,6 proc. więcej rdr.