Kozłowski: Możliwe, że zobaczymy jeszcze ruchy w górę co do ceny złota

Obecnie znajdujemy się w okresie zwiększonych napięć geopolitycznych – rosyjskiej wojny na Ukrainie, wraz z nieprzewidywalnymi kierunkami rozstrzygnięcia tego konfliktu, a także narastającym napięciem na Bliskim Wschodzie, czy niepewnością, dotyczącą działań Chin wobec Tajwanu. Wszystko to oznacza elementy, które generują zwiększony popyt na bezpieczne aktywo stanowiące bezpieczną przystań dla inwestorów, jakim jest złoto. Myślę więc, że niepewność związana z aktualną sytuacją geopolityczną, która jest jeszcze mniej stabilna niż jeszcze rok czy trzy lata temu, może stanowić czynnik, który powoduje, że wśród inwestorów panuje zwiększony popyt na ten szlachetny kruszec - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wiceprezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej.

Maciej Pawlak: Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem we wrześniu br. w stosunku do września 2018 r. wyniósł 147,7 (wzrost cen o 47,7%). W ciągu ostatnich sześciu lat, według danych GUS ceny w naszym kraju wzrosły więc o prawie połowę. Wobec tego, w tym czasie średniorocznie ceny wzrastały o ok. 8%. Jak wypadamy w tym zakresie na tle innych krajów unijnych? 

Łukasz Kozłowski: Polska doświadczyła w ostatnich latach, zwłaszcza w okresie 2021-2023, epizodu podwyższonej inflacji. Było to związane z wychodzeniem naszej gospodarki z okresu pandemii, kiedy doszło do dużego wzrostu popytu konsumpcyjnego, przy jednoczesnych ograniczeniach podażowych. Na to nałożyły się później bardzo szybko efekty rosyjskiej agresji na Ukrainę, przy ogromnych zawirowaniach na rynkach energii, jakie były konsekwencją tej wojny. Wówczas nastąpił u nas gwałtowny wzrost inflacji wielokrotnie przekraczającej cel inflacyjny NBP (1,5-3,5% dopuszczalnego przedziału inflacji). To jest zjawisko, które równolegle nastąpiło w skali całej Unii Europejskiej.

Jednak u nas inflacja była wyższa niż na zachodzie naszego kontynentu?

Jej natężenie w Polsce i krajach regionu Europy Środkowo-Wschodniej, było faktycznie nieco większe niż na zachodzie Europy dlatego, że nałożył się wysoki wzrost cen energii. A równocześnie doszły efekty związane z ożywieniem gospodarki po pandemii, wzrostem realnych wynagrodzeń, a to wszystko w jakiejś mierze pociągnęło za sobą wzrost cen. I kumulacja tych efektów spowodowała, że inflacja w Polsce, ale i w krajach sąsiednich, jak Węgry czy Czechy, występowała z większym niż na Zachodzie natężeniem. Do tego należy dodać fakt, że nasze źródła dostaw energii i miks energetyczny, przedstawiają się w taki sposób, że bardziej niż Zachód zostaliśmy dotknięci skutkami wzrostu cen energii z importowanego gazu ziemnego czy ropy naftowej. To też wpłynęło na to, że w większym stopniu niż niektóre inne kraje europejskie zostaliśmy dotknięci inflacją.

Według danych Eurostatu za wrzesień br. roczna stopa inflacji HICP w strefie euro wyniosła 1,7%, w porównaniu z 2,2% w sierpniu. Rok wcześniej wskaźnik ten wynosił 4,3%. Z kolei w całej UE roczna inflacja wyniosła 2,1%, w porównaniu z 2,4% w sierpniu, przy czym rok wcześniej wskaźnik ten wynosił 4,9%. Przy czym najniższa inflacja we wrześniu była w Irlandii (0,0%), na Litwie (0,4%), w Słowenii i we Włoszech (po 0,7%). Najwyższa - w Rumunii (4,8%), Belgii (4,3%) i Polsce (4,2%). Jak długo jeszcze Polska będzie się znajdować w czołówce krajów UE z najwyższą inflacją?

Myślę, że jest to perspektywa jeszcze do połowy przyszłego roku. Jak wiemy, podwyższenie inflacji u nas w ostatnich miesiącach wiąże się z wygaszaniem przez rząd działań osłonowych poprzedniego rządu premiera Morawieckiego związanych z cenami energii. To jest wciąż duże wyzwanie, z którym się mierzymy. Obecna polityka w stosunku do tych działań osłonowych powinna być normalizowana stopniowo. Tempo tego typu działań implikuje z kolei dłuższe rozciągnięcie w czasie powrotu do niskiej inflacji, która powinna być kontrolowana. W konsekwencji dłużej wychodzimy z obecnie podwyższonej inflacji, ponieważ z opóźnieniem następują efekty związane z tym, że poziom cen rośnie, wtedy, gdy władze rezygnują z wcześniej wprowadzonych tarcz antyinflacyjnych, zamrażających ceny energii. W naszej gospodarce jest obecnie ponadto dość silny popyt wewnętrzny. To również czynnik proinflacyjny. Natomiast w wielu krajach UE koniunktura nie poprawiła się w tak dużym stopniu, jak u nas w ostatnich kwartałach. To też powoduje, że ta wzmagana przez wzrost popytu inflacja jest w tamtych krajach słabsza. To oczywiście może się zmieniać w perspektywie kolejnego roku.

W jaki sposób?

Weźmy pod uwagę fakt, iż Europejski Bank Centralny zaczyna obniżać stopy procentowe, co z całą pewnością będzie wpływało pozytywnie na pobudzenie koniunktury i ożywienie konsumpcji w tych krajach.

Ze statystyk Eurostatu wynika, że wrześniowy poziom inflacji HICP okazał się najniższy – w okolicach 0% - głównie w mniejszych powierzchniowo krajach unijnych, takich, jak Irlandia, Litwa, czy Słowenia. Czy to oznacza, że im mniejszy kraj tym niższa inflacja?

To nie jest tak, że mniejsze państwa mają z zasady mniejszą inflację. Natomiast faktycznie mniejsze gospodarki na pewne trendy reagują bardziej gwałtownie. W mniejszych krajach wahania w poziomie inflacji są wyższe. Z uwagi na to, że pewne szoki i trendy ekonomiczne przekładają się w tych gospodarkach na większą skalę zmian. Dlatego w przypadku gwałtownych wzrostów inflacji te kraje osiągają jej relatywnie wyższe wskaźniki, a gdy trendy inflacyjne generalnie hamują, to w tych krajach hamują szczególnie gwałtownie. Obecnie nastąpił więc etap, gdy w poziomie inflacji ten odchył w dół w mniejszych krajach jest szczególnie widoczny.

Za chwilę minie rok odkąd Rada Polityki Pieniężnej NBP nie zmienia wysokości stóp procentowych NBP. Tymczasem, jak ostatnio ocenił Międzynarodowy Fundusz Walutowy, polityka monetarna w Polsce powinna pozostać restrykcyjna co najmniej do 2025 r. Dopiero w połowie 2025 r. może pojawić się przestrzeń do stopniowych i ograniczonych obniżek stóp proc. Jak dotąd jednak prezes NBP, Adam Glapiński, wskazywał 2026 rok jako termin ewentualnych pierwszych obniżek stóp procentowych. Jak bardzo prawdopodobne jest, że dojdzie do nich jeszcze w 2025 r.? Pod jakimi warunkami?

Moim zdaniem rozbieżność opinii RPP i MFW nie jest tak duża, ponieważ gdy prześledzimy ostatnie wypowiedzi prezesa Glapińskiego, który przedstawia opinie również pozostałych członków RPP, nie były one aż tak kategoryczne, jak jeszcze przed wakacjami, kiedy faktycznie wykluczał obniżki stóp przed 2026 rokiem. Ostatnio wypowiadał się, że w 2025 r. po marcowym posiedzeniu RPP, gdy zostanie ogłoszona zaktualizowana projekcja inflacji na kolejne miesiące, zaczną się w RPP dyskusje na temat ewentualnych obniżek stóp. A jeśli tak – to publikowanie konkretnego terminu, od kiedy inicjować cały cykl ich obniżek. Mogłoby to oznaczać, że zacząłby się on już od połowy przyszłego roku – tak przynajmniej interpretuje to większość naszych ośrodków analitycznych. Wobec tego pogląd, że obniżki zaczną się dopiero od 2026 r. nie stanowi obecnie konsensusu wśród naszych ekspertów ekonomicznych. Wielu z nich twierdzi, że mogłoby to nastąpić w okolicach połowy 2025 r., co jest w jakimś stopniu spójne z tym, o czym napisał MFW. Zresztą RPP nie podejmuje decyzji o zmianach stóp pod wpływem bieżących zmian w poziomie inflacji, ale biorąc pod uwagę w istotnej mierze kolejne projekcje inflacyjne na przyszłe miesiące. W tym wypadku istotna będzie treść takiej projekcji, która zostanie ogłoszona w marcu 2025 r.

Od 18 października za uncję (ponad 31 g) złota trzeba płacić już powyżej 2700 dol. za uncję. Oznacza to, że od początku br. cena złota wzrosła o 31% - poinformowała firma Tavex. Co jest tego powodem tego wzrostu? Czy złoto będzie dalej drożeć w nadchodzących miesiącach?

Złoto jest tradycyjnie traktowane jako zabezpieczenie przed turbulencjami w gospodarce – na trudne, niebezpieczne czasy. Tymczasem w ostatnich latach kruszec ten nie radził sobie szczególnie dobrze. Okresy wzrostów jego cen miały miejsce w pierwszej i na początku drugiej dekady XXI wieku, a szczególnie w ostatnich kilku latach. Obecnie znajdujemy się bowiem w okresie zwiększonych napięć geopolitycznych – rosyjskiej wojny na Ukrainie, wraz z nieprzewidywalnymi kierunkami rozstrzygnięcia tego konfliktu, a także narastającym napięciem na Bliskim Wschodzie, czy niepewnością, dotyczącą działań Chin wobec Tajwanu. Wszystko to oznacza elementy, które generują zwiększony popyt na bezpieczne aktywo stanowiące bezpieczną przystań dla inwestorów, jakim jest złoto. Myślę więc, że niepewność związana z aktualną sytuacją geopolityczną, która jest jeszcze mniej stabilna niż jeszcze rok czy trzy lata temu, może stanowić czynnik, który powoduje, że wśród inwestorów panuje zwiększony popyt na ten szlachetny kruszec.

A więc w kolejnych miesiącach popyt na złoto raczej się nie zmniejszy?

Napięcia geopolityczne z reguły utrzymują się niestety dłużej, więc jest całkiem możliwe, że zobaczymy jeszcze jakieś ruchy w górę co do ceny złota w kolejnych miesiącach i kwartałach.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: