W przypadku importu zbóż z Rosji do UE prawdopodobne jest nałożenie ceł, a nie wprowadzenie embarga – powiedział grupie dziennikarzy w Brukseli wysoki rangą unijny dyplomata. Wyjaśnił, że embargo wymaga jednomyślności, a nie ma jej wśród państw członkowskich.
„Gdy mówimy o embargu, potrzebna jest jednomyślność, w przypadku ceł już nie” – podkreślił.
„Ta decyzja jest ważna nie tylko dla europejskich rolników, ale również, symbolicznie, dla Ukraińców. Ukraińcy nie czują się dobrze z tym, że mówimy cały czas w UE o ich produktach rolnych. Tymczasem rosyjskie produkty rolne dostają się na unijny rynek tak jak (...) przed wojną” – dodał dyplomata.
Podkreślił, że decyzja o ograniczeniu importu zbóż z Rosji byłaby dużym symbolicznym wsparciem dla Ukrainy. Jednocześnie zaznaczył, że powinna jej towarzyszyć decyzja o wprowadzeniu ograniczeń na import produktów rolnych z Ukrainy.
Według nieoficjalnych informacji trwają także prace nad nałożeniem ceł na import zbóż z Białorusi.
Bruksela od dawna opierała się presji Polski i krajów bałtyckich, aby ograniczyć import z Rosji i Białorusi, argumentując, że takie posunięcie mogłoby zakłócić światowe rynki żywności i zaszkodzić krajom rozwijającym się.
Unijny dyplomata wskazuje jednak, że sytuacja na światowych rynkach zmieniła się, ponieważ Ukraina eksportuje coraz więcej zbóż na rynki poprzez Morze Czarne, a ceny zbóż spadły.
"Financial Times" podał wcześniej, że cło mogłoby zostać ustalone na poziomie maksymalnym dozwolonym na mocy zasad Światowej Organizacji Handlu.
W zeszłym tygodniu przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała w rozmowie telefonicznej z premierem Donaldem Tuskiem, że „ocenia możliwość wprowadzenia ograniczeń w imporcie produktów rolnych z Rosji”.
„FT” wskazuje, że UE produkuje ponad 300 mln ton zbóż oraz nasion oleistych rocznie i jest eksporterem netto tych pierwszych, więc nie potrzebuje importu z Rosji i Białorusi.