Bieżąca siła inflacji bazowej w strefie euro jest na podobnym poziomie jak u nas w kraju, podczas gdy wcześniej u nas była dużo wyższa, dużo mocniejsza, ceny były dużo wyższe. Udało się je jednak opanować. W strefie euro takiego osłabienia presji inflacyjnej nie widać, co prawda główny wskaźnik inflacji jest tam nadal na poziomie sporo niższym, niż w Polsce, ale siła bieżących procesów cenowych, nie daje komfortu bankierom centralnym ze strefy euro. Dlatego zdecydowali się oni na podwyższenie stóp procentowych, mimo rosnącego zagrożenia recesją. Z Piotrem Bujakiem, głównym ekonomistą PKO Banku Polskiego, rozmawia Maciej Pawlak.
Inflacja
GUS ostatecznie potwierdził, że w sierpniu inflacja CPI sięgnęła 10,1%. Jakiego poziomu może sięgnąć we wrześniu i w kolejnych miesiącach? Które ceny czy usługi będą szczególnie wpływać na jej wysokość?
Wstępnie szacujemy, że inflacja we wrześniu obniżyła się do 8,1-8,2%.
A więc znacząco.
Tak - o 2 punkty procentowe w stosunku do sierpnia. Największy wpływ na to miało dalsze obniżenie się cen żywności, spadek cen paliw oraz działania regulacyjne rządu, czyli obniżka cen energii o ponad 12%, a także wejście w życie programu darmowych leków dla seniorów, dzieci i młodzieży.
To już chyba jednak ostatni taki raz z dość znaczącym spadkiem inflacji z miesiąca na miesiąc.
W kolejnych miesiącach skala spadku inflacji się zmniejszy. A nawet w listopadzie, grudniu możliwy jest delikatny wzrost inflacji. Natomiast do końca roku pozostaniemy w trendzie spadkowym i możemy się znaleźć w okolicach 7% na koniec roku, w grudniu. Zaś w pierwszej części przyszłego roku inflacja też będzie się obniżać, szczególnie gdyby utrzymały się obniżone, zredukowane stawki na podstawowe produkty żywnościowe (0% VAT). Wówczas jest szansa, że w przyszłych miesiącach 2024 r. inflacja obniży się do 4,5 - 5%. Później, w dalszej części przyszłego roku ona ustabilizowałaby się w okolicach tego poziomu, tj. 5%.
Po dość sporej obniżce u nas stóp procentowych pewnym zaskoczeniem mogło się wydawać podniesienie przez Radę Prezesów Europejskiego Banku Centralnego stóp procentowych o kolejne 25 pkt. bazowych. Tym samym koszty kredytu w strefie euro osiągnęły poziom jak w 2001 r. Z czego wynikał krok EBC? Czy to już ostatnia podwyżka stóp w strefie euro?
Ten krok wynikał z tego, że inflacja w strefie euro na razie nie spada w przekonujący sposób. Impet inflacji bazowej jest tam, co ciekawe, ostatnio na takim poziomie jak w Polsce. Czyli bieżąca siła inflacji bazowej w strefie euro jest na podobnym poziomie jak u nas w kraju, podczas gdy wcześniej u nas była dużo wyższa, dużo mocniejsza, ceny były dużo wyższe. Udało się je jednak opanować. W strefie euro takiego osłabienia presji inflacyjnej nie widać, co prawda główny wskaźnik inflacji jest tam nadal na poziomie sporo niższym, niż w Polsce, ale siła bieżących procesów cenowych, nie daje komfortu bankierom centralnym ze strefy euro. Dlatego zdecydowali się oni na podwyższenie stóp procentowych, mimo rosnącego zagrożenia recesją. Znalazło to wyraz w obniżeniu projekcji ekonomistów Europejskiego Banku Centralnego dla wzrostu poziomu PKB w strefie euro, w kolejnych latach. Naszym zdaniem jest to ostatnia podwyżka stóp procentowych w krajach tej strefy. Zresztą zostało to zasygnalizowane w oficjalnym komunikacie po posiedzeniu Rady Prezesów EBC. Wynika z niego, że w kolejnych miesiącach będą przeważać obawy o wzrost gospodarczy, o recesję w Niemczech oraz w całej strefie euro. To jednocześnie będzie podtrzymywać wiarę w to, że uda się opanować inflację, sprowadzić ją z powrotem do celu (poziomu 2%). W związku z tym Europejski Bank Centralny, naszym zdaniem, stóp procentowych już nie będzie podwyższać.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że od 1 stycznia 2024 r. minimalne wynagrodzenie ma wynieść 4 242 zł brutto. W jak dużym stopniu wpłynie to na ewentualne podwyższenie poziomu średnich płac? Jak bardzo może osłabić to procesy dezinflacyjne?
Doświadczenie poprzednich lat pokazuje, że wpływ znacznego podwyższania płacy minimalnej na ogólną dynamikę wynagrodzeń nie jest bardzo duży. Natomiast działa w tym kierunku, że podsyca presję płacową i zwiększa tempo wzrostu płac w całej gospodarce i to trochę będzie utrudniać opanowanie inflacji w kierunku dojścia jej poziomu do celu inflacyjnego. Nie powinno to mimo wszystko przeważyć nad wieloma innymi elementami, np. nad spadkiem cen, rekordowo silnym na poziomie producentów i w związku z tym, było to też już od dawna brane pod uwagę w prognozach inflacyjnych. Wobec tego nie zmienia to bieżących przewidywań dotyczących inflacji w najbliższych dwóch latach.
Eksport w styczniu-lipcu br. wobec stycznia-lipca ub.r. wyrażony w euro wyniósł 204,2 mld euro, a import 196,0 mld euro (wzrósł odpowiednio w eksporcie o 4,0%, a w imporcie spadł o 5,4%). Dodatnie saldo wyniosło 8,2 mld euro, podczas gdy w styczniu - lipcu 2022 r. wyniosło minus 10,8 mld euro. Podobnie dodatnie saldo odnotowano w styczniu-lipcu br. w przeliczaniu na dolary i złotówki. Tendencja ta utrzymuje się już jednak od miesięcy. Ciekawsze może okazać się wyjaśnienie, dlaczego najmniejszy udział w naszym handlu zagranicznym przypada na kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w końcu najbliższe nam geograficznie, który w eksporcie ogółem wyniósł 4,9%, a w imporcie 2,5%?
Bierze się to stąd, że chociaż są to państwa bliskie geograficznie, z którymi graniczymy, są to jednocześnie małe gospodarki - wielokrotnie mniejsze niż nawet nie najbardziej ludne gospodarki Europy Zachodniej. Potencjał gospodarczy, popytowy naszych sąsiadów, z którymi graniczymy, jest po prostu ograniczony. To powoduje, że poza Czechami nie ma żadnego z tych krajów w pierwszej piątce adresatów naszego eksportu, jak również importu. Czechy to akurat jest druga największa gospodarka w naszym regionie, kawałeczek dalej jest Rumunia. To potwierdza, że tylko Czechy - ta największa gospodarka w naszym regionie - jest w stanie znaleźć się w pierwszej piątce krajów, z którymi mamy największe obroty handlowe. Taki stan rzeczy można skomentować tylko tak, że Polska jako duża gospodarka, największa w regionie i z dość mocnym sektorem eksportowym, jest w stanie skutecznie prowadzić sprzedaż zagraniczną na odległych rynkach, a na pewno do największych gospodarek Europy, takich, jak Niemcy, Francja, Włochy czy Wielka Brytania. Powoduje to, że miejsca w czołówce naszych partnerów handlowych na mniejsze od tych ostatnich gospodarek z naszego regionu po prostu nie ma.
Przypadek Niemiec jest w tym kontekście interesujący. Jest to od lat nasz największy partner w handlu zagranicznym. A jednak Niemcy przeżywają obecnie słabszy okres dla ich gospodarki. Czy nie będzie rzutować na wyniki naszego handlu zagranicznego w kolejnych miesiącach?
Nasza gospodarka, jak i inne w regionie, potrafią zwiększać sprzedaż do Niemiec nawet w warunkach recesji w niemieckiej gospodarce. Wobec tego moim zdaniem w odniesieniu do kontaktów handlowych z naszym zachodnim sąsiadem pewnie się nic nie zmieni w najbliższym czasie.