Oto decyzja, na którą wszyscy długo czekali: na wrześniowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej (RPP) obniżyła stopy procentowe NBP aż o 75 pkt baz. Teraz stawka referencyjna wynosi tylko 6 proc., co dla większości analityków stanowi wielkie zaskoczenie.
- Po roku od ostatniej podwyżki kosztu pieniądza w Polsce doczekaliśmy się wreszcie pierwszej jego obniżki - komentuje Jagoda Fryc, ekspert Analizy.pl. - Na wrześniowym posiedzeniu RPP ścięła stopy procentowe aż o 75 pkt bazowych, do poziomu 6,0 proc. - dodaje.
"Napływające w ostatnim czasie dane wskazują na mniejszą od wcześniejszych oczekiwań presję popytową, co będzie oddziaływać w kierunku szybszego powrotu inflacji do celu inflacyjnego NBP. Biorąc pod uwagę te uwarunkowania – a także opóźnienia, z jakimi decyzje w zakresie polityki pieniężnej wpływają na gospodarkę – Rada dokonała dostosowania stóp procentowych NBP, które będzie sprzyjać realizacji celu inflacyjnego NBP w średnim okresie. Rada podtrzymała ocenę, że szybszemu obniżaniu inflacji sprzyjałoby umocnienie złotego, które byłoby spójne z fundamentami polskiej gospodarki" - czytamy w komunikacie RPP.
- Obniżka stóp była przez rynek wyczekiwana, ale raczej nikt nie spodziewał się aż tak dużego cięcia - pisze Jagoda Fryc. Ekonomiści zakładali, że Rada obniży koszt pieniądza o 25 pkt baz., ale dokona kolejnych obniżek jeszcze w tym roku, co miałoby doprowadzić główną stopę do pułapu 5,75 proc. - Skala cięcia nie przystaje do warunków. Teoretycznie Polska dołącza do grona krajów rozwijających się, które rozpoczynają luzowanie, ale istotnie się od nich różni: inflacja bazowa spada wolniej niż w regionie - komentują ekonomiści ING.
Kiedy kolejne obniżki?
- Duża skala obniżek zaskakuje. Spodziewamy się, że to ostatnia taka decyzja w tym roku. Kolejne zmiany prognozujemy dopiero w 2024 r. - uważają ekonomiści polskiego Instytutu Ekonomicznego. - Obniżki będą kontynuowane w 2024. Dziś pesymistyczne prognozy wskazują na inflację rzędu 5-6 proc. na koniec przyszłego roku. W takich warunkach bieżący poziom stóp dalej będzie wysoki. Spodziewamy się, że na koniec 2024 roku stopy spadną do ok. 5,25 proc. - dodają.
W reakcji na zaskakującą decyzję RPP polska waluta straciła ponad 1 proc. i za dolara musimy płacić już niemal 4,3 zł, a za euro 4,6 zł. Niespodziewany ruch zaszkodził też krajowym bankom - indeks WIG-Banki traci niemal 7 proc. W tym czasie WIG20 idzie w dół o 3 proc. - Tak agresywnego ruchu nie spodziewał się praktycznie nikt. Na rozpoczęcie cyklu obniżek pozwoliła gwałtowna pierwsza faza hamowania inflacji. Argumentem za zdecydowanym działaniem mogła być przedłużająca się słabość polskiej gospodarki połączona z chimeryczną koniunkturą u naszych głównych partnerów handlowych. Rynkowa wycena zakładała, że w najbliższych 12 miesiącach koszt pieniądza zostanie zredukowany o ok. 2 pkt proc., ale zaskoczeniem jest tempo cięcia. Szkodzi ono złotemu. Tuż po obniżce kurs euro wystrzelił ponad 4,55 i osiągał pułapy najwyższe od maja - zauważa Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
- Przypomnijmy, że dokładnie rok temu, 7 września 2022 r., RPP po raz ostatni podniosła stopę referencyjną do 6,75 proc., a więc do najwyższego poziomu od dwóch dekad. Na tym pułapie koszt pieniądza w Polsce utrzymywany był przez niemal rok - pisze Jagoda Fryc. - W lipcu RPP formalne zakończyła cykl zacieśniania, a prezes Adam Glapiński wskazał, że aby doszło do obniżenia kosztu pieniądza, wskaźnik CPI musi znaleźć się na jednocyfrowym poziomie. I choć z danych GUS wynika, że w sierpniu inflacja spadła do 10,1 proc. r/r, a więc wciąż pozostaje dwucyfrowa, to jednak większość ekonomistów spodziewała się, że RPP zdecyduje się na niewielką obniżkę. Argumentem miała być słabnąca gospodarka, ale też dalsze obniżanie się dynamiki wzrostu cen. Obecnie w komentarzach ekspertów pojawiają się głosy, że ruch ten może być działaniem przedwyborczym - dodaje. - Teraz RPP będzie się trudno obronić przed posądzeniem o działania przedwyborcze. Uważam, że zagrożeń jest mnóstwo, a decyzja jest błędem - ocenia Piotr Kuczyński z Xeliona.
Szybki spadek błędem?
- Obniżka stóp w obecnej sytuacji makro jest błędem. Spadek inflacji w ostatnich miesiącach wynikał główni z czynników zewnętrznych. Obniżka o 75 punktów bazowych to silny impuls inflacyjny. Przy spodziewanej dalszej stymulacji fiskalnej ze strony rządu, osiągnięcie celu inflacyjnego, który NBP sam sobie wyznaczył, odsuwa się w czasie nie do końca 2025 r., a raczej w trudną do określenia przyszłość. Osłabienie kursu złotego, które jest pochodną tej decyzji, również nie pomoże w dezinflacji. Tempo spadku inflacji w Polsce nawet bez tej obniżki słabłoby w kolejnych miesiącach. Po obniżce możemy się przygotować na utrwalenie oczekiwań inflacyjnych. Osłabianie się kursu złotego i prawdopodobny wzrost rentowności długoterminowych obligacji skarbowych, który będzie pochodną wyższych oczekiwań inflacyjnych i obaw, że inflacja w Polsce w kolejnych latach będzie bardzo oporna na spadki - komentuje Rafał Bogusławski, główny strateg KupFundusz.pl i Analizy.pl.
- W lutym tego roku inflacja w Polsce sięgnęła szczytu na poziomie 18,4 proc. i była najwyższa od 1996 r. Potem nastąpił szybki jej spadek i już 6 miesięcy później wynosiła już 10,1 proc. r/r. Wciąż jednak pozostaje znacząco powyżej celu NBP (2,5 proc. +/- 1pp), a prognozy banku centralnego sugerują, że szybko nie zostanie on osiągnięty – projekcja NBP sugeruje, że może się to wydarzyć najwcześniej dopiero w drugiej połowie 2025 r. - przypina Jagoda Fryc.
Ciułacze płaczą
Spadek stóp to też spadek oprocentowania w bankach. - Inflacja hamuje, ale wciąż za wolno, aby po zakończeniu lokaty cieszyć się z realnych zysków. Nie jest to nic nowego, bo taka sytuacja trwa już prawie 8 lat. W tym czasie oszczędności kogoś kto konsekwentnie trzymał pieniądze na przeciętnych rocznych depozytach straciłyby ponad 1/4 swojej pierwotnej siły nabywczej - pisze Bartosz Turek, główny analityk HREIT. - Spójrzmy na konkrety. Jeśli ktoś rok wcześniej założył przeciętną roczną lokatę, to otrzymywał od banku obietnice naliczenia odsetek w wysokości 5,77%. W praktyce oznacza to, że roczna lokata założona na 10 tysięcy złotych, dała 467 złotych odsetek (577 złotych minus 19% podatku). Dwucyfrowa inflacja spowodowała jednak, że za nasze oszczędności mogliśmy kupić tyle co za niewiele ponad 9,5 tys. zł w dniu zakładania lokaty. To wciąż oznacza prawie 5% realnej straty.
Dodaje, że sytuacja, w której przeciętne roczne lokaty nie są w stanie uchronić naszych oszczędności przed utratą siły nabywczej trwa już od lat. - Wszystko zaczęło się na przełomie lat 2015-16, a dostępne dziś dane sugerują, że podobnie będzie z lokatami zakładanymi w bieżącym roku. Z szacunków HREIT wynika, że w tym okresie ktoś kto konsekwentnie zanosiłby do banku swoje oszczędności i zakładał przeciętny roczny depozyt, straciłby łącznie ponad 1/4 siły nabywczej posiadanych oszczędności - przypomina ekspert. - Pomimo perspektywy, w której lokaty nie pokonują inflacji, Polacy chętnie zanoszą bajońskie wręcz sumy do banków. Działo się tak nawet w 2021 roku. Przypomnijmy, że wtedy oprocentowanie lokat było bliskie zeru, a i tak co miesiąc Polacy zakładali lokaty opiewające na co najmniej kilkanaście miliardów złotych. Gdy jednak nominalne oprocentowanie przekroczyło 5% (w drugiej połowie 2022 roku), to suma zakładanych co miesiąc lokat zaczęła przekraczać 60-80 miliardów. Nawet dziś wciąż przeciętny depozyt raczej nie daje szans, aby uchronić nas przed utratą siły nabywczej przez nasze oszczędności, ale przynajmniej bank do powierzonych mu 10 tysięcy złotych doliczy w skali roku kilkaset złotych odsetek, a nie kilkanaście.
Ekspert dodaje jednak, że spadająca inflacja daje szanse na to, że realne straty na lokatach nie będą już aż tak duże. - Przecież jeśli faktem staną się projekcje przygotowane przez analityków NBP, to inflacja będzie spadać. W trzecim kwartale 2024 roku ma ona wynosić nawet trochę poniżej 5%. Jeśli tak faktycznie będzie, to uchronić siłę nabywczą oszczędności powinny dziś roczne lokaty oprocentowane na trochę ponad 6%. Takie produkty można nawet na rynku znaleźć - zauważa ekspert.