Czy Rosja wykorzystuje konflikt bliskowschodni by wzmocnić swoją pozycje w regionie. Zdaniem ekspertów politycznych i ekonomicznych jest to całkiem możliwe. Rozlanie się wojny na cały Bliski Wschód zdestabilizowałoby powtórnie w ostatnim czasie rynek energetyczny. Mogą być także inne powody do zadowolenia dla Moskwy i Pekinu.
Antysemickie nastroje
Konflikt w Izraelu i Strefie Gazy już spowodował szereg reperkusji politycznych. Na całym niemal świecie wzmogły się nastroje antysemickie także w Rosji. W Dagestanie doszło do ataków na hotel i lotnisko, gdzie mieli przebywać obywatele Izraela. Wizytę w Moskwie złożyła także wysoka rangą delegacja Hamasu. Przede wszystkim jednak Kreml wykorzystuje ten konflikt propagandowo obwiniając Stany Zjednoczone i Izrael o rozlew krwi.
Według przekazu, który obecnie płynie z Rosji, to Amerykanie są winni ataków terrorystycznych Hamasu i napięć na Bliskim Wschodzie, a Rosja pragnie pokoju i robi wszystko, co w jej mocy, aby zakończyć wojnę między Izraelem a Hamasem.
Według niektórych ekspertów Rosja już czerpie korzyści z trwającego od niemal miesiąca konfliktu Izrael–Hamas i jest zainteresowana jego podtrzymaniem. Co więcej, im większa groźba katastrofy, tym bardziej Kremlowi może się to podobać, bo zaszkodziłoby to głównemu wrogowi Rosji, czyli Stanom Zjednoczonym.
Zdaniem niektórych analityków Rosja razem z Chinami zacierają ręce i z przyjemnością patrzą na całą sytuację. Powodów jest wiele. Może to być na przykład pogorszenie relacji amerykańsko-arabskich z takim trudem budowanych przez ostatnie lata. Kolejnym powodem może być zwrócenie oczu światowych mediów na Bliskim Wschodzie i odwrócenie uwagi od Ukrainy czy Tajwanu. Przede wszystkim może jednak chodzić o rozregulowanie rynku handlu ropą naftową, co zagroziłoby ponownie gwałtownym wzrostem cen ropy i gazu skutkującym kolejnym kryzysem energetycznym. Póki co jednak tak się nie dzieje. Wręcz przeciwnie: ceny nawet chwilowo spadają, ponieważ żadne z państw producentów tego surowca nie jest skłonne przystąpić do wojny po stronie palestyńskiej. Ropa z Zatoki Perskiej będzie więc nadal płynąć na rynki bez zmian.