Dwa razy pomyśl zanim na lotnisku rzucisz „żartem”. Bo może być baaardzo drogi

Przed wejściem do samolotu niemal każdemu towarzyszy spora dawka stresu, z którym nie wszyscy potrafią sobie poradzić. Bywają delikwenci przesadzający z alkoholem, a także poczuciem „humoru”. Pomimo przestróg, apeli oraz surowych kar nadal nie brakuje turystów, którzy podczas odprawy rzucają „żarcik” o bombie w walizce. A później zdziwienie, że kapitan samolotu nie wpuścił ich na pokład.

Zdarzenie z ubiegłego tygodnia. Na lotnisku w Radomiu trwała właśnie odprawa na rejs do tureckiej Antalyi. Ustawiła się spora grupa turystów, którzy wkrótce mieli rozpocząć wakacje. Wśród nich był 51-letni mężczyzna. Gdy przyszła na niego kolej i nadawał bagaż, to nagle powiedział do personelu linii lotniczych, że w walizce ma… dwa granaty! Oczywiście, to sprowokowało wezwanie funkcjonariuszy Straży Granicznej, pojawili się również pirotechnicy. Widząc jakie zamieszanie wywołał, 51-latek od razu przyznał, że jedynie żartował. Na wyrozumiałość jednak nie mógł liczyć. 
„Na tego typu sytuacje nie ma taryfy ulgowej. Podróżny został wylegitymowany, a następnie poproszony o otworzenie bagażu. Po sprawdzeniu walizki i stwierdzeniu, że nie znajdują się w nim żadne materiały niebezpieczne, mężczyzna został ukarany mandatem w wysokości 500 złotych” – relacjonował Paweł Śnieć ze Straży Granicznej. – „Ponadto, w związku z nieodpowiedzialnym zachowaniem podróżnego kapitan samolotu, którym miał lecieć mężczyzna, nie zezwolił mu na wejście na pokład, co w konsekwencji pokrzyżowało mieszkańcowi Radomia wyjazd wakacyjny”.
Niestety, incydenty na polskich lotniskach, czy wręcz pokładach samolotów nie są rzadkością. W połowie lipca Komenda Główna Straży Granicznej poinformowała, że tylko w tym roku funkcjonariusze SG z różnego powodu interweniowali niemal 400 razy. I zapewne podczas wakacji, gdy tysiące Polaków wyjeżdża na zagraniczne wycieczki, ta liczba mocno się zwiększy. 
Znacząca część tych interwencji sprowokowana jest nie tyle kryzysową sytuacją, co nieodpowiedzialnym zachowaniem podróżnych. 
„Samolot to rzekomo najbezpieczniejszy środek transportu. I najspokojniejszy, bo procedury na jego pokładzie są ściśle określone. Pomimo to nie brakuje delikwentów, którzy potrafią wywołać awanturę i napędzić strachu pozostałym pasażerom” – pisał serwis FilaryBiznesu.pl już trzy lata temu. 
Od tamtej pory niewiele się zmieniło. No może poza jednym. Podczas pandemii koronawirusa sporo problemów stwarzali pasażerowie, którzy podczas lotu odmawiali założenia maseczek ochronnych. Ten wymóg przestał jednak już obowiązywać. 
Funkcjonariusze Straży Granicznej przyznają, że niekończącym się problemem są wspomniane już tzw. żarty o bombach, granatach, pistoletach w bagażu. Trudno zrozumieć tych, którzy się tak zachowują, bo doskonale wiadomo, że jest to niedopuszczalne i uruchamia procedury bezpieczeństwa. Poza tym nikt kto wpadnie na równie głupi pomysł, nie zostanie ulgowo potraktowany. 
Porucznik Anna Michalska, rzecznik SG przyznała PAP, że tylko w tym roku na wszelkiej maści „dowcipnisiów” nałożono mandaty na łączną kwotę ponad 40 tysięcy złotych, a pojedynczy to zazwyczaj 500 złotych. Konsekwencje są jednak nie tylko finansowe, bo sprawcy z reguły nie są wpuszczani na pokład samolotu przez kapitana. Nie pomoże płacz, prośby, opowieści, że wakacje…. 
Na polskich lotniskach sporym utrapieniem jest również - zwłaszcza przy wzmożonym ruchu pasażerów - pozostawianie bagażu bez opieki, a dochodzi do tego kilkadziesiąt razy w ciągu miesiąca. 
Nierzadko pasażerowie nie zdają sobie sprawy jaki galimatias wywołują. Ze względów bezpieczeństwa służby bowiem muszą każdorazowo reagować na pozostawione bez opieki walizki, torby, plecaki. Tym bardziej, jeśli nikt nie odpowie na kilkukrotne komunikaty podawane przez głośniki. Wtedy konieczna jest interwencja pirotechników, zdarza się ewakuacja albo nawet wstrzymanie odlotu samolotu.
Kuriozalna była niedawna sytuacja w Łodzi, gdzie kobieta planująca podróż samolotem zostawiła bez opieki walizkę w toalecie na terenie terminala, bo nie chciała nosić ciężkiego bagażu, a miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. 
„Konieczne było podjęcie działań mających zapewnić bezpieczeństwo osób znajdujących się w porcie lotniczym i przeprowadzenie rozpoznania pozostawionego przedmiotu. Po zakończeniu ewakuacji do pracy przystąpili pirotechnicy z Placówki SG w Łodzi wykorzystując w tym celu sprzęt rentgenowski, robota pirotechnicznego oraz ciężki kombinezon pirotechniczny" - przekazała por. Michalska. Dla turystki skończyło się to mandatem 500 złotych. 
Jak podawała w połowie lipca PAP: „w tym roku takie działania funkcjonariusze SG podejmowali na lotniskach 380 razy, w tym - od 1 czerwca - prawie 90 razy. Wystawiono mandaty na 35 tys. zł”.
Bywa że niektórzy boją się latać samolotem, ale muszą wsiąść na jego pokład, aby dotrzeć na wakacje lub wracają do kraju, bo mieli poza granicami Polski służbowe obowiązki. Niektórzy przed startem próbują ukoić nerwy alkoholem, ale nie znają umiaru i wtedy zaczyna się problem, bo pijani wszczynają burdy, są agresywni wobec pasażerów lub  personelu pokładowego. Gdy samolot wyląduje, to na takich delikwentów często czekają funkcjonariusze Straży Granicznej.

Skomentuj artykuł: