Zwały niesprzedanego węgla zalegające przy polskich kopalniach, magazyny pełne surowca z importu, a do tego spadające zapotrzebowanie oraz zapowiedzi rekordowego wydobycia przez Indonezję mogą nie być dobrą informacją dla rodzimych producentów. Co jednak oznaczają dla polskich odbiorców energii, która w zdecydowanej większości wytwarzana jest w blokach węglowych? Dla nich taka sytuacja może okazać się korzystna, zwłaszcza w obliczu planowanego z początkiem lipca odmrożenia cen. To, jak wysoka podaż węgla może wpłynąć na koszty polskiego sektora energetycznego oraz odbiorców indywidualnych komentuje Sławomir Wołyniec - prezes zarządu spółki V-Project SA, a zarazem beneficjent rzeczywisty spółek Grupa Altum, EC Będzin SA i EC Będzin Wytwarzanie.
Trwająca w ostatnim czasie dyskusja nad zamrożonymi dwa lata temu cenami energii pokazuje, że ich urynkowienie może być problemem dla bardzo wielu odbiorców. Potwierdzają to działania rządu, który intensywnie pracuje nad tym, by nowe ceny były na poziomie akceptowalnym dla większości społeczeństwa. Jednym z pomysłów zgłaszanych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska jest bon energetyczny dla osób, których planowana zmiana dotknie najmocniej. Pod koniec marca br. resort zapowiedział też rozpoczęcie prac nad specjalną ustawą o ubóstwie energetycznym, która ma złagodzić negatywne skutki odmrożenia cen energii. Decyzje tego typu, choć uzasadnione, nadal pozostają jednak formą sztucznego regulowania cen, tymczasem te mogą same ustalić się na niskim poziomie, na zasadach czysto rynkowych.
Węgla jest pod dostatkiem
Choć na wolnym rynku na ostateczny koszt energii wpływa wiele czynników, to niewątpliwie jednym z ważniejszych jest cena surowca, z którego energia jest wytwarzana. W polskich realiach surowcem tym od lat pozostaje węgiel, z którego wytwarzana jest zdecydowana większość energii w naszym kraju. Według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, w lutym 2024 roku największy udział w produkcji energii elektrycznej miały elektrownie zawodowe działające w oparciu o węgiel kamienny (43,26 proc.) i brunatny (19,77 proc.). Mimo, że produkcja energii z węgla sukcesywnie spada, zwłaszcza na rzecz tej wytwarzanej z odnawialnych źródeł, to wciąż pozostaje on dominującym surowcem, którego cena razem z kosztami uprawnień do emisji CO2 najmocniej wpływają na wysokość rachunków odbiorców końcowych.
Płynące z rynku doniesienia pokazują tymczasem, że węgla mamy obecnie aż nadto. Fundacja Instrat w swoim podsumowaniu roku 2023 podaje, że w minionym roku sprzedaż węgla spadła o ponad 12 proc. wskutek czego jego zapasy w kraju wzrosły przez rok o 5,17 mln ton (do 13,11 mln ton). Węglem po brzegi wypełnione są dziś zwały przy kopalniach i elektrowniach, a równie mocno składy surowca pochodzącego z importu. Ten z kolei, według danych przedstawionych przez dyrektora katowickiego oddziału Agencji Rozwoju, wyniósł w ubiegłym roku niemal 17 mln ton. Podaż importowanego węgla może się jeszcze zwiększyć w związku z ogłoszoną przez indonezyjski rząd rekordową kwotą wydobycia w 2024 roku, wynoszącą ponad 922 mln ton.
Do powyższych czynników skutkujących nadwyżką surowca na polskim rynku należy też doliczyć spadające zapotrzebowanie na węgiel, które wiąże się m.in. z rosnącą generacją energii z OZE. Wszystko to sprawia, że ceny węgla powinny sukcesywnie spadać, a wraz z nimi spadać powinny ceny energii. Już w listopadzie ubiegłego roku prezes Polskiej Grupy Górniczej ogłosił, że ceny węgla dla energetyki spadną z ponad 34 zł za GJ do 20-23 zł za GJ (gigadżul) czyli o ok. 40 proc. To może przełożyć się z kolei na niższe koszty odbiorców końcowych. Zwłaszcza, że pozytywne sygnały płyną także z giełdy.
Cenę energii ureguluje rynek
Czy po odmrożeniu z początkiem lipca cen energii możemy spodziewać się wzrostu jej kosztów? Nie jest to wykluczone. Nie powinien być to jednak drastyczny skok, a stan podwyższonych cen będzie raczej przejściowy. Ich ostateczny poziom ustalą czynniki rynkowe. Już teraz widzimy, że ceny będą zmierzały raczej w kierunku spadkowym. W kontraktach terminowych BASE Y na 2025 rok cena 1 kWh energii jest zbliżona do tej obecnie zamrożonej. Wyższe rachunki za prąd mogą być problemem w drugiej połowie tego roku, od przyszłego możemy jednak spodziewać się ich sporej obniżki. Mogą na to wpłynąć także spadające ceny węgla, choć nie stanie się to pewnie od razu.
Bieżące notowania pokazują, że cena węgla na rynkach międzynarodowych nadal spada, co może być dobrą wiadomością dla klientów indywidualnych, dla których ceny uzależnione są od importu i sytuacji na świecie. Poprawę widać jednak również w przypadku węgla krajowego, na którym swoje koszty opierają rodzimi wytwórcy energii elektrycznej i cieplnej. Według analiz Agencji Rozwoju Przemysłu i Towarowej Giełdy Energii, w styczniu br. ceny węgla energetycznego spadły o 18,2 proc. mdm (do poziomu 505,96 zł za tonę), a dla rynku ciepła o 12,7 proc. W lutym węgiel energetyczny zanotował natomiast spadek o 4,1 proc. mdm, choć cena dla rynku ciepła nieznacznie wzrosła – o 0,1 proc.
Trzeba jednak pamiętać, że ceny dla elektrowni ustalane są na podstawie długoterminowych kontraktów z krajowymi kopalniami, co oznacza, że w tym wypadku na niższe koszty energii wynikające z niższych cen węgla będzie trzeba trochę poczekać. Widoczna nadpodaż krajowego surowca, duża dostępność tego z importu, a zarazem spadające zapotrzebowanie na węgiel, pozwalają mieć jednak nadzieję, że z czasem przełoży się to na niższą cenę energii dla klienta końcowego.