W ostatnich latach chińskie samochody elektryczne szturmem zdobywają europejskie rynki. Dla wielu rządów to potencjalna droga do spełnienia ambitnych celów klimatycznych, takich jak zakaz sprzedaży aut spalinowych. Ale za zieloną fasadą rośnie niepokój – nie tylko ekonomiczny, lecz przede także geopolityczny i związany z bezpieczeństwem narodowym.
Dynamiczny rozwój chińskiego sektora pojazdów elektrycznych to w dużej mierze efekt wieloletnich i hojnych subsydiów państwowych. Tego rodzaju wsparcie pozwoliło takim markom jak BYD czy XPeng zdobyć przewagę konkurencyjną, oferując zaawansowane pojazdy w cenach, z którymi zachodnie firmy nie mogą się równać.
Dla krajów takich jak USA, Kanada czy członkowie UE to sytuacja nie do zaakceptowania – odpowiedzią były wysokie cła importowe na chińskie EV. Jednak Wielka Brytania, choć deklaruje troskę o bezpieczeństwo i niezależność energetyczną, nie zdecydowała się na podobne restrykcje. To czyni ją łakomym kąskiem dla chińskich producentów.
Jednak zaniepokojenie wywołuje nie tylko ekspansja gospodarcza Chin. Kluczowym problemem stają się dane – a konkretnie to, kto je kontroluje i co może z nimi zrobić. Jak podkreślił były szef brytyjskiego MI6, Sir Richard Dearlove, chińskie samochody to dziś „komputery na kółkach”, które mogą potencjalnie być „sterowane z Pekinu”. W jego opinii, nie można wykluczyć scenariusza, w którym Pekin zdalnie wyłącza tysiące samochodów na ulicach brytyjskich miast, paraliżując transport i infrastrukturę.
Choć przedstawiciele chińskich firm, jak wiceprezeska BYD Stella Li, stanowczo odrzucają takie sugestie – twierdząc, że ich firmy działają w zgodzie z lokalnymi przepisami i korzystają z lokalnych dostawców danych – eksperci ds. bezpieczeństwa pozostają sceptyczni. Historia z Huawei czy TikTok pokazała, że chińska technologia może być wykorzystywana jako narzędzie wpływu lub inwigilacji.
Problem nie sprowadza się jedynie do techniki – to kwestia strategicznej autonomii. Chiny mają jasny cel: stać się globalnym liderem produkcji samochodów elektrycznych.
Jeśli Europa i reszta Zachodu nie podejmą zdecydowanych działań, mogą wkrótce stać się zależne od chińskich dostaw nie tylko surowców (jak lit czy kobalt), ale i całych pojazdów oraz ich infrastruktury cyfrowej. W czasach rosnących napięć geopolitycznych to sytuacja bardzo ryzykowna.
Wielka Brytania stoi dziś na rozdrożu. Może dalej przyciągać chińskie inwestycje i korzystać z ich technologii, ryzykując jednak utratę kontroli nad kluczową częścią swojej infrastruktury transportowej. Albo może – jak USA i UE – podjąć trudną decyzję o ograniczeniu chińskich wpływów w imię bezpieczeństwa narodowego i długoterminowej niezależności.
W dobie cyfryzacji, autonomizacji i zdalnego sterowania, samochód przestaje być tylko środkiem transportu. Staje się punktem dostępu do danych oraz potencjalnym narzędziem wpływu. I właśnie dlatego pytanie, kto kontroluje nasze samochody, jest dziś równie ważne jak to, ile emitują CO₂.