Wiosną 2022 roku, w obliczu globalnego kryzysu spowodowanego inwazją Rosji na Ukrainę, niemieckie władze posiadały ekspertyzy wskazujące na możliwość bezpiecznego przedłużenia eksploatacji elektrowni jądrowych. Mimo tego ministrowie gospodarki i środowiska, Robert Habeck i Steffi Lemke (Zieloni), nie zdecydowali się na zawieszenie procesu wygaszania ostatnich elektrowni atomowych w kraju. Jakie implikacje miała naiwna - a może tylko wyglądająca na naiwną - rezygnacja z atomu?
Po głośnej awarii w Fukushimie kanclerz Angela Merkel, pod wpływem protestów społecznych i niepewnych wyników wyborów landowych, zmieniła swoje stanowisko wobec energetyki jądrowej. Wyłączono 8 reaktorów o łącznej mocy około 8,5 GW, które stanowiły znaczący udział w niemieckim miksie energetycznym. W kolejnych latach wygaszano następne bloki, a elektrownia Philippsburg została odłączona od sieci pod koniec 2019 roku, mimo że technicznie mogłaby pracować jeszcze bardzo długo.
15 kwietnia 2023 roku Niemcy ostatecznie zakończyły erę nuklearną, wyłączając trzy ostatnie elektrownie atomowe: Isar II, Emsland oraz Neckarwestheim II. Konsekwencje tej decyzji były odczuwalne niemal natychmiast, gdyż wystąpił niedobór mocy, który wymagał interwencji w postaci importu energii, paradoksalnie z Francji i... Polski, która produkuje prąd głównie ze "złego" węgla.
Wyłączenie elektrowni jądrowych w Niemczech miało - jak się okazuje - dalekosiężne konsekwencje ekonomiczne i środowiskowe. Niemcy, które wcześniej były eksporterem energii, teraz stają się zależne od importu, co prowadzi - widać to gołym okiem - do wzrostu cen i niestabilności dostaw. Doszło do tego, że zdesperowana niemiecka branża energetyczna domaga się przyspieszenia budowy nowych elektrowni gazowych, które choć mniej emisyjne od węgla, nadal nie są tak czyste jak energia jądrowa.
Decyzja o wycofaniu się z energetyki jądrowej była politycznie kontrowersyjna i spotkała się z krytyką zarówno w kraju, jak i za granicą. Wielu Niemców, w tym naukowcy i nobliści, apelowali do kanclerza Scholza o wstrzymanie procesu wygaszania ostatnich reaktorów. Co więcej - w tym samym czasie Francja i inne kraje europejskie, takie jak Czechy, Polska, Szwecja czy Finlandia, ogłosiły plany budowy nowych reaktorów jądrowych, co jeszcze bardziej podkreśliło rozbieżność w podejściu do energetyki jądrowej w Europie.
Niemiecka polityka energetyczna skupia się teraz na rozwoju energii odnawialnej, jednakże wyzwania związane z jej niestabilnością i zależnością od warunków pogodowych są już widoczne nawet dla laików. W obliczu tych problemów niektórzy politycy, w tym gubernator Bawarii Markus Söder, sugerują, że kwestia powrotu do energii atomowej może - i powinna - powrócić do debaty publicznej.
Wyłączenie elektrowni jądrowych w Niemczech miało bezpośredni wpływ na gospodarkę kraju. Koszty energii wzrosły, co wpłynęło na konkurencyjność niemieckiego przemysłu, szczególnie w sektorach energochłonnych. Wzrost cen energii elektrycznej, który wynikał z konieczności importu prądu oraz inwestycji w nowe źródła energii, odbił się szerokim echem wśród konsumentów i przedsiębiorstw, zwiększając koszty życia i prowadzenia działalności gospodarczej.
Decyzja o wycofaniu się z energetyki jądrowej miała również istotne konsekwencje środowiskowe. Chociaż Niemcy zwiększyły inwestycje w odnawialne źródła energii, to jednak te źródła energii są zmienne i nie mogą w pełni zastąpić stabilnej produkcji energii, jaką oferowały elektrownie jądrowe. To z kolei doprowadziło do... większej emisji dwutlenku węgla, ponieważ Niemcy musiały polegać na bardziej emisyjnych źródłach energii, takich jak węgiel i gaz, aby zaspokoić zapotrzebowanie na energię w okresach niskiej produkcji energii odnawialnej.
Wycofanie się Niemiec z energetyki jądrowej miało również szerokie implikacje polityczne i międzynarodowe. Niemcy, które kiedyś były liderem w dziedzinie innowacji jądrowych, teraz znajdują się w sytuacji, w której ich polityka energetyczna jest krytykowana zarówno w kraju, jak i za granicą. Decyzja ta wpłynęła również na relacje z sąsiednimi krajami, które kontynuują lub rozszerzają swoje programy jądrowe, co z pewnością będzie prowadzić do napięć w polityce energetycznej w Europie (plany rozwoju atomu w Polsce już są krytykowane w Niemczech jako "niebezpieczne").
Przyszłość energetyczna Niemiec stoi zatem pod znakiem zapytania. Chociaż rząd niemiecki zobowiązał się do osiągnięcia neutralności węglowej do 2045 roku, droga do tego celu będzie niezwykle kręta i wyboista. Niemcy będą musiały zdecydować, czy kontynuować inwestycje w odnawialne źródła energii, które są niezbędne, ale niewystarczające, czy też ponownie rozważyć rolę energetyki jądrowej w swoim miksie energetycznym.