Naimski dla FilaryBiznesu.pl: Bezpieczeństwo energetyczne nie może podlegać ideologicznym dogmatom

Nie dość też przypominać, że budowa elektrowni atomowych to zadanie, które musi być realizowane przez kilka kolejnych rządów. Koniecznością jest wyjęcie go poza zwykłe polityczne spory i rywalizację prowadzoną w perspektywie jednej a nawet dwóch kadencji Sejmu. Warto też zawsze brać pod uwagę, że elektrownie jądrowe to instalacje, które będą dostarczały energię przez 60-80 lat po uruchomieniu. Budujemy je dla Polaków żyjących pod koniec XXI wieku. Wymaga to wyobraźni i …odwagi - mówi w wywiadzie dla portalu FilaryBiznesu.pl Piotr Naimski, były pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej.

Aleksander Mimier: Na jakim etapie jest dziś projektowana EJ w gminie Choczewo? Czy w ostatnich miesiącach wydarzyło się w Pańskiej opinii coś przełomowego, co wydatnie popchnęło ten projekt do przodu?

Piotr Naimski, były pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej: Na początku muszę zaznaczyć, że już od dwóch lat jestem poza zespołem zajmującym się budową elektrowni jądrowej w Polsce. Przestałem pełnić jakiekolwiek funkcje, w związku z tym opinie opieram na tym, co obserwujemy w przestrzeni medialnej.

Polska jest w tej chwili na drodze do rzeczywistego zrealizowania programu budowy pierwszej elektrowni jądrowej. Polski Program Energetyki Jądrowej, przyjęty uchwałą rządu Prawa i Sprawiedliwości w październiku 2020 roku, bardzo precyzyjnie przewiduje zbudowanie dwóch elektrowni o łącznej mocy od 6,6 GW do 9,6 GW, pierwszej z lokalizacją na Kaszubach, drugiej w centralnej Polsce, ale jeszcze bez określenia szczegółowej lokalizacji. Każda z nich ma być wyposażona w trzy reaktory. Założono też, że korzystne byłoby zbudowanie obydwu elektrowni z wykorzystaniem jednej technologii. Uznano, że da to efekt skali, obniżający koszt całości i ułatwiający z czasem coraz większy udział polskich firm w projekcie. Program zakładał podjęcie decyzji o wyborze technologii. Rozważano oferty z Francji, Korei i Stanów Zjednoczonych. 

Prowadzone były długie i precyzyjne rozmowy z partnerami amerykańskimi, także na poziomie administracji w Waszyngtonie. Zaczynaliśmy je z administracją prezydenta Donalda Trumpa. Projekt był omawiany kilkakrotnie na szczeblu prezydentów i członków obu rządów. Stosowna umowa o współpracy podpisana została 19 października 2020 roku przeze mnie z Sekretarzem ds. Energii Dan Broullietem. Przewidywała przygotowanie przez Westinghouse w ciągu 18 miesięcy raportu określającego techniczne warunki budowy elektrowni w Polsce z użyciem technologii AP1000. Po zmianie rządu w Waszyngtonie administracja prezydenta Joe Bidena postanowiła kontynuować projekt. To oznaczało dla nas, że strona amerykańska jest zainteresowana - ponad podziałami politycznymi - współpracą z Polską przy budowie energetyki atomowej w naszym kraju. Będący wynikiem podpisanej umowy raport został przedstawiony obydwu rządom. Równolegle prowadzone rozmowy z Komisją Europejską skutkowały zgodą na bezprzetargowy wybór amerykańskiej technologii dla pierwszej elektrowni w Polsce.
W rezultacie podpisana została 27 września 2023 roku umowa pomiędzy Polskimi Elektrowniami Jądrowymi (100% spółka Skarbu Państwa) i konsorcjum Westinghouse - Bechtel na zaprojektowanie elektrowni z lokalizacją w Lubiatowie. Stosowne decyzje środowiskowe i lokalizacyjne zostały przez PEJ uprzednio uzyskane. Umowa jest obecnie realizowana i zgodnie z jej postanowieniami powinna skutkować gotowym projektem pod koniec I kwartału 2025 roku. 

Koordynacja projektu na wszystkich poziomach administracji rządowej, samorządowej, agencji i firm zaangażowanych jest konieczna i wymaga praktycznego „uwspólnienia” tego przedsięwzięcia. Pewnym punktem odniesienia może być sposób zaangażowania współtwórców „Baltic Pipe”, połączenia gazowego z Norwegią. Bez tego ten gazociąg nie powstałby nigdy. Elektrownia jądrowa nie ma jeszcze wokół siebie podobnej „wspólnoty”.

Konsekwencją wspomnianej umowy są rozpoczęte badania geologiczne, o starcie których informowała na początku lipca minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska?

Dla przeprowadzenia całej procedury środowiskowej i uzyskania decyzji lokalizacyjnej, trzeba było wykonać wstępne badania geologiczne. Obecnie trwają badania szczegółowe, które pozwolą bardzo konkretnie zaprojektować rodzaj posadowienia budynków i konstrukcji. Można powiedzieć, że realizowany jest harmonogram rozpisany jeszcze przed wyborami październikowymi, a przewidziany w umowie PEJ z Westinghouse-Bechtel.

Mamy decyzję środowiskową, mamy decyzję lokalizacyjną, mamy umowę, która zakończy się konkretnym projektem elektrowni w Lubiatowie. Spółce PEJ pozostaje wynegocjowanie i podpisanie kontraktu na budowę z wykonawcą. Można powiedzieć „tylko tyle i aż tyle”.

Warto dodać, że projekt budowy elektrowni atomowej - a to zadanie na dziesięć lat bądź trochę dłużej - realizuje spółka inwestycyjna. Nie będzie rozliczana na podstawie osiąganych dochodów, ale bardzo dokładnie rozliczana będzie z tego, jak wydaje pieniądze. To jeden z powodów, dla którego zdecydowaliśmy się wykupić udziały od spółek energetycznych i doprowadzić do stuprocentowego udziału Skarbu Państwa w PEJ. Spółki energetyczne oceniane są z punktu widzenia przychodu, dochodu, dywidendy i wszystkiego, co związane jest z rynkową działalnością i nie powinny być równocześnie współodpowiedzialne za wielką inwestycję prowadzoną z poziomu programu rządowego.

Z czego zapłacimy za budowę elektrowni jądrowej? Jak wygląda struktura finansowa tego przedsięwzięcia?

Równolegle do działań, które doprowadziły do porozumienia z amerykańskimi partnerami, toczyły się rozmowy z Komisją Europejską i odpowiednimi komisarzami. Chodziło o zaakceptowanie, bo takie są procedury, wyboru technologii przez Polskę. Mam nadzieję, że obecnie prowadzone są rozmowy z Komisją dotyczące zatwierdzenia schematu finansowania. Dotyczy to w uproszczeniu - zgody Komisji Europejskiej na pomoc publiczną dla inwestycji. Dla wyjaśnienia, nie chodzi tu o żadne dofinansowanie z jakichkolwiek unijnych funduszy. Chodzi o zgodę Komisji na dofinansowanie polskiego projektu z polskiego budżetu. 

O samej strukturze finansowania nie chcę się wypowiadać. To jest kwestia negocjacji i rozstrzygnięcia z udziałem rządu, PEJ, wykonawcy i Komisji Europejskiej. Generalnie można wskazać, że budowa elektrowni będzie sfinansowana częściowo z budżetu państwa, częściowo z kredytu, który na tę inwestycję zostanie zaciągnięty i spłacany z systemu przychodów w perspektywie wieloletniej, nawet trzydziestoletniej.
Warto przypomnieć, że w Unii Europejskiej przez lata toczył się spór, czy energetyka jądrowa ma być uznana w systemie unijnej taksonomii, czyli dopuszczona do możliwości kredytowania inwestycji w tym sektorze. Znów upraszczając - spierano się czy budowa elektrowni jądrowych będzie mogła być podobnie finansowana z kredytów zaciąganych w europejskim sektorze finansowym jak odnawialne źródła energii.

Ostatecznie okazało się, że energetykę jądrową wpisano do taksonomii unijnej więc również nasz projekt teoretycznie może się ubiegać o kredyty z europejskiego sektora finansowego.

Jakie jeszcze zagrożenia czyhają przy realizacji pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce?

Zasadniczym elementem dla projektu jest stan zorganizowania i przygotowania spółki Polskie Elektrownie Jądrowe. Ta spółka musi być wciąż uważnie i z rozmysłem rozbudowywana, rozszerzane muszą też być jej kompetencje. Budowa elektrowni atomowej to olbrzymie przedsięwzięcie. By skutecznie móc współpracować z dostawcą technologii oraz wykonawcą, spółka musi mieć kompetencje wewnętrzne, musi być równorzędnym partnerem. Bałagan, jaki nastąpił w ciągu ostatnich dwóch lat wokół niej budzi głęboki niepokój. Spółka przez pewien czas właściwie nie miała zarządu, a jeśli miała - byli to ludzie niekoniecznie wyrażający chęć zajmowania się tym projektem. Ważną instytucją, która będzie bezpośrednio zaangażowana jest Państwowa Agencja Atomistyki. To tam trzeba będzie przeprowadzić proces licencjonowania technologii. Z pewnością wymaga to od PAA wzmocnienia finansowego i kadrowego. 

Pan minister Maciej Bando, obecny pełnomocnik rządu, sprawujący nadzór nad spółką z ramienia Skarbu Państwa a także nad projektem budowy elektrowni, przez długi czas nie bardzo wiedział, gdzie formalnie w rządzie jest jego miejsce. To budzi niepokój, ale też zdziwienie świata zewnętrznego, a więc potencjalnych partnerów przy tej inwestycji. Niejasność powoduje, że wracają pytania: „czy administracja w Polsce chce tego projektu?”, „czy chce go teraz czy za 20 lat?”. Jednym słowem - projekt budowy elektrowni atomowej wymaga jasnego stanowiska rządu w tej kwestii, popartego ustanowieniem przejrzystej struktury dla prowadzenia tego ogromnego przedsięwzięcia. To jest warunkiem powodzenia. Nie dość też przypominać, że budowa elektrowni atomowych to zadanie, które musi być realizowane przez kilka kolejnych rządów. Koniecznością jest wyjęcie go poza zwykłe polityczne spory i rywalizację prowadzoną w perspektywie jednej a nawet dwóch kadencji Sejmu. Warto też zawsze brać pod uwagę, że elektrownie jądrowe to instalacje, które będą dostarczały energię przez 60-80 lat po uruchomieniu. Budujemy je dla Polaków żyjących pod koniec XXI wieku. Wymaga to wyobraźni i …odwagi.

W 2022 r., prywatna spółka energetyczna ZE PAK oraz spółka z udziałem skarbu Państwa PGE zawiązały partnerstwo na rzecz realizacji projektu „prywatnego” wraz z koreańskim partnerem KHNP. Pada coraz więcej głosów, że projekt zamrożono. Jakie będą dalsze losy tego przedsięwzięcia?

Projekt budowy elektrowni jądrowej przez spółkę pana Zygmunta Solorza i PGE we współpracy z koreańską firmą KHNP pojawił się poza programem rządowym. Ten projekt zrodził się „od strony rynku”. Mogę powiedzieć jedynie, że trudno jest gdziekolwiek wskazać przypadek zbudowania elektrowni atomowej bez bezpośredniego wsparcia ze strony rządowego programu.

Kilka słów o technologii koreańskiej. Wydaje się ona być bardzo dobrą technologią. Koreańczycy udowodnili w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w Barakah, że są w stanie zbudować elektrownię w założonym czasie. To bardzo poważny argument, świadczący o kompetencjach koreańskiej firmy. Równocześnie jednak toczy się ciągle nierozstrzygnięty spór o własność intelektualną pomiędzy KHNP i Westinghouse. W przeszłości Amerykanie przekazali Korei Południowej technologię Westinghouse z zastrzeżeniem, że Koreańczycy mogą ją wykorzystywać, ale tylko na terenie własnego państwa. Koreańczycy skutecznie adoptowali technologię amerykańską, później ją udomawiając aż do momentu, w którym zaczęli twierdzić, że całość jest już własnością koreańskiej firmy. W związku z tym starają się negować eksportowe ograniczenie terytorialne. Przy jedynej zbudowanej elektrowni poza granicami Korei Południowej, właśnie tej w Barakah, uzyskali zgodę strony amerykańskiej.

W tej chwili spór o własność intelektualną toczy się w amerykańskich sądach i arbitrażu i wciąż nie jest ostatecznie rozstrzygnięty. To znacząca wada prawna przy ewentualnym podpisywaniu kontraktu. Podpisywanie umowy na dziesięciolecia, do tego umowy wartej miliardy dolarów, w sytuacji, kiedy nierozstrzygnięty pozostaje tego rodzaju spór, jest wysoce ryzykowne. Trzeba też brać pod uwagę polityczne aspekty tej sytuacji. Nie wiem, jak tę kwestię rozwiązano w wygranym przez KHNP przetargu w Czechach (KHNP wygrał wart miliardy dolarów przetarg na budowę dwóch bloków jądrowych w czeskiej elektrowni - uzup. aut.), natomiast w polskich warunkach stanowiło to istotną przeszkodę. To kreowałoby sytuację, w której Polska - jako inwestor - byłaby wciągnięta w spór koreańsko-amerykański.

Chcę dodać, że koreański przemysł atomowy jest bardzo sprawny. Kwestią otwartą jest udział tego przemysłu w całym łańcuchu dostaw elementów koniecznych do budowy naszej elektrowni w technologii Westinghouse. Myślę, że taka współpraca w jakimś zakresie będzie możliwa.

Jaki mamy pomysł na to, by za dwadzieścia lat pozostawać krajem suwerennym energetycznie, ze stabilną w podstawie produkcją prądu? 

Zdaje pan sobie sprawę, że oczekuje pan ode mnie odpowiedzi na co najmniej kilkadziesiąt stron?

Aż tyle nie mamy. Uda się syntetycznie zakreślić stojące przed nami wyzwania?

Stan rzeczy w Unii Europejskiej jest taki, że ostatnia elektrownia węglowa, która była zaplanowana w Polsce i której budowa się rozpoczęła, to była Ostrołęka. Polska otrzymała na nią akceptację od Komisji Europejskiej. Niestety ta budowa została zatrzymana i Ostrołęka będzie miała elektrownię gazową. Równocześnie mamy kilka nowych bloków węglowych w Polsce, które teoretycznie będą pracowały przez najbliższe ok. 30 lat. To ważne, bo elektrownie węglowe - podobnie jak gazowe, a w szczególności jądrowe - dają prąd elektryczny w tak zwanej podstawie. Produkują energię elektryczną niezależnie od pogody czy pory dnia. Dają stabilność nie tylko dostaw energii, ale też stabilność przesyłowego systemu elektroenergetycznego. 

Tę stabilność, niezależnie od tego, jak się będzie kształtował miks energetyczny (relacja pomiędzy różnymi technologiami), trzeba koniecznie utrzymać. Drugi aksjomat, który w mojej opinii należy utrzymywać ze względów bezpieczeństwa i suwerenności kraju, to samowystarczalność produkcji energii elektrycznej w Polsce. Nie możemy dopuścić do systemowego uzależnienia Polski od importu energii.

70 proc. produkcji energii elektrycznej z węgla to jest w części energia z nowych bloków, ale w większej części to bloki energetyczne stare lub bardzo stare. One technologicznie będą musiały być po prostu złomowane. Nasz problem prawny, regulacyjny i polityczny jest w tej kwestii następujący: powinniśmy zapewnić, by te stare węglowe bloki były zamykane na skutek ostatecznego technologicznego zużycia, a nie na skutek tego, że będą rynkowo odrzucane poprzez nakładane na nie haracze, na przykład związane z emisją CO2.

Trzeba przewidzieć okres funkcjonowania poszczególnych bloków. To się da w miarę precyzyjnie ustalić. Te obecnie najnowsze będą jeszcze czynne pod koniec lat czterdziestych i nikt nie powinien ich próbować zamykać z powodu polityki klimatycznej czy „zielonego ładu”.

Moce produkcyjne, które wypadają - szczególnie te w podstawie - muszą być zastępowane innymi. Oczywiście najbardziej efektywne są elektrownie jądrowe. One pracują osiem tysięcy godzin rocznie, prąd elektryczny z nich pozyskiwany jest relatywnie tani, a do tego zapewniają stabilność systemu. Im szybciej zbudujemy te reaktory, tym lepiej.

Trzy tysiące megawatów mocy elektrowni jądrowej, pracującej osiem tysięcy godzin w roku wyprodukuje więcej prądu elektrycznego niż trzy tysiące megawatów zainstalowanych w elektrowni węglowej czy gazowej. Pomijam już absurdalność porównywania zainstalowanych mocy w fotowoltaice, gdzie wydajność wynosi kilkanaście procent. Porównywać należy produkcję energii elektrycznej, a nie zainstalowane moce. To dużo lepszy i bardziej rzetelny wskaźnik.

Luka wynikająca z dekapitalizacji najstarszych węglowych elektrowni, która będzie się pojawiała pod koniec tej dekady, musi być niwelowana. Najłatwiej to robić energetyką gazową. Takie elektrownie buduje się względnie szybko. Tego rodzaju posunięcie należałoby przynajmniej bardzo dokładnie przeanalizować. Wszystko to razem musi być w pewnej równowadze, a żeby tak było, wymagana jest koordynacja na poziomie rządowym.

Inwestycje w energetyce i kształt tego sektora planuje i realizuje się nie w perspektywie czteroletniej kadencji czy dziesięciolecia, a w perspektywie kilkudziesięciu lat. To wymaga wyniesienia tego problemu ponad doraźne rywalizacje polityczne.

Mamy 2055 rok. Jak wygląda polski miks energetyczny?

Będziemy energię mieli na pewno z tak zwanych odnawialnych źródeł, czyli z wiatru na morzu i lądzie. Zbudowane będą elektrownie wiatrowe na Bałtyku, co wynika z już opracowanych i częściowo realizowanych projektów. Będzie fotowoltaika, choć trzeba pamiętać, że źródła odnawialne na lądzie mają swoje ograniczenia systemowe. Dziś już słyszymy, że operatorzy muszą wyłączać instalacje fotowoltaiczne w tzw. szczycie. Słońce świeci, wieje wiatr, ale nie ma aktualnie zapotrzebowania na tę energię. Energia produkowana przez panele fotowoltaiczne przestaje „mieścić się” w magazynie, którym jest system przesyłowy. Dla jego utrzymania trzeba odłączać część odnawialnych źródeł. To już ma miejsce coraz częściej. Oczywiście postęp w dziedzinie nowych technologii magazynowania energii może ten schemat zmienić. To jednak ciągle niejasna przyszłość.

Będzie oczywiście energetyka jądrowa. Sądzę ponadto, że będą jeszcze funkcjonowały niektóre - dziś nowe - elektrownie węglowe. Być może rozbudowany zostanie sektor, który dzisiaj ma minimalne znaczenie, mianowicie związany z energią pozyskiwaną na różne sposoby z odpadów. Będzie musiała być zachowana równowaga w systemie pomiędzy odnawialnymi źródłami, zależnymi od różnych czynników zewnętrznych i tymi, które są niezależne. Nie sądzę, by rząd przestał być do 2050 roku odpowiedzialny za bezpieczeństwo energetyczne Polski a to oznacza, że nadal trzeba będzie mu zapewniać narzędzia umożliwiające realizację tego zadania. To też oznacza, że często idealizowana „energetyka rozproszona” będzie musiała się dostosowywać do strategii bezpieczeństwa na szczeblu krajowym. Mam też nadzieję, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo energetyczne nie zostanie przekazana do jakichś ponadnarodowych gremiów, na przykład europejskich.

Bezpieczeństwo energetyczne nie powinno podlegać ideologicznym dogmatom. Bezpieczeństwo jest twardym elementem i dobrem, a ideologie czy dogmaty czasem się zmieniają. To oczywiście kłopot dla kolejnych ekip politycznych. Jak, mając na uwadze przede wszystkim interes bezpieczeństwa polskiego państwa, przeprowadzić realizację polskich interesów, w kontekście już dziś trudnej sytuacji w Unii Europejskiej? To wymaga twardej postawy politycznej, rozumienia polskiego interesu i nieulegania presjom zewnętrznym, które czasem są po prostu związane z lobbingiem tego czy innego sektora w skali europejskiej czy ponadeuropejskiej.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: