Niewesoła sytuacja w budownictwie. Ekspert: Wygląda to przerażająco [WYWIAD]

Prawdopodobnie w budownictwie zaczyna brakować projektów infrastrukturalnych, kiedyś bardziej licznych - teraz jest ich mniej. Podobnie, w tym roku firmy mniej inwestują. Trzeba przy tym pamiętać, że obecnie firmy w kraju kupują więcej maszyn, czy szerzej: środków transportu, niż inwestują w budynki, które wcześniej zostały postawione, a teraz trzeba je doposażyć. W sumie wygląda to trochę zatrważająco, bo jeszcze w ciągu 2024 r. można było komentować, że ówczesne słabsze wyniki budownictwa wynikają z echa po bardzo wysokiej bazie z 2023 roku. Ale obecnie jest druga połowa 2025 roku i wyniki branży nie odbiły za mocno na plus, dlatego wygląda to niepokojąco. - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.

Maciej Pawlak: Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (firm, zatrudniających co najmniej 10 osób) bez wypłat nagród z zysku według GUS w sierpniu 2025 r. wyniosło 8760,76 zł, tj. o ok. 7,1% więcej niż w sierpniu 2024 i o 64,14% więcej niż w sierpniu 2020 r., (wówczas 5337,46 zł). Przy czym skumulowana inflacja w Polsce od końca 2020 r. do połowy 2025 r. szacowana jest na ok. 30%. W latach 20. obecnego wieku płace rosły rok do roku średnio od 9 do 12%.  Czy w kolejnych miesiącach i latach wzrost płac będzie niższy, tj. raczej kilku procentowy skoro słabnie poziom inflacji?

Piotr Soroczyński: Najprawdopodobniej wzrost będzie zbliżony do aktualnego poziomu inflacji - o pewien próg ponad nią. Bo przecież płace w jakiś sposób reagują na inflację. Pracownicy oczekują płac, które są - określmy to - bardziej do niej „dopasowane”. Oczywiście to często nie dzieje się tu i teraz, na stanowisku, które się ma. Ale przecież można zmienić pracę, na rynku pojawiają się oferty, wielu pracodawców wciąż chce zatrudnić nowe osoby, czasem je podkupują od konkurencji. U nas najczęściej dynamika płac była porównywana z „dynamiką inflacji plus pewien procent”. Zazwyczaj, gdy koniunktura jest wysoka, jest dużo oddawanych nowych inwestycji, pojawia się wiele prób podbierania pracowników od konkurentów z branży, to wówczas wzrost wysokości płac ponad aktualną inflację zdarza się relatywnie często - bywa, że jest to ok. 5-6% ponad inflację. A w tej chwili wzrost płac wynosi ok. 4% ponad inflację. Przy czym wcześniej czasami bywało, że spadał do 2%, albo nawet w okolice 0%, ale na ogół na krótko. Jednak z natury rzeczy to zjawisko występowało wtedy, gdy dochodziło do niespodziewanych gwałtownych wzrostów inflacji, czyli tzw. szoków inflacyjnych.

A zatem co może się stać z płacami w najbliższym czasie?

Zakładam, że inflacja będzie przez kolejnych kilka kwartałów „pełzała” w okolicach 2,5-3%, bo może być trudno zbić ją do niższego poziomu. Wobec tego myślę, że dynamika wzrostu płac początkowo będzie w okolicach 7,5%. Przy czym ostatnie dane GUS mówiły o ich wzroście na poziomie ok. 7,1% - to mogło być odbiciem przesunięcia jakichś płatności w poszczególnych branżach czy firmach między miesiącami. Bo czasami, gdy w jednym przedsiębiorstwie zostaną niespodziewanie obcięte jakieś dodatkowe premie, a w innym - takie dodatkowe premie zostaną niespodziewanie przyznane, mogą zaistnieć jakieś nieprzewidziane wahania w poziomie wzrostu wynagrodzeń w poszczególnych miesiącach. Ponadto występują takie nieprzewidziane wahania płac w przedsiębiorstwach, w których dominuje zatrudnianie pracowników na akord. Tak więc dynamika średniego wzrostu płac będzie się u nas utrzymywała do końca roku na poziomie 7,5%. A potem zejdzie w okolice 7, czy 6,5%. Przy czym trzeba tu uwzględniać fakt, że w tym czasie powoli powinna jednak spadać inflacja.

Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym produkcja budowlano-montażowa w sierpniu br. była o 4,1% niższa niż w sierpniu ub. roku oraz o 4,0% niższa niż w lipcu br. Kiedy i pod jakimi warunkami budownictwo zacznie poprawiać swoje wyniki?

Wprawdzie się całkiem niedawno wydawało, że w tej branży zaczyna dochodzić do poprawy wyników. I warto byłoby wskazać, że ten spadek sierpnia do lipca jest podobny do tego, jaki zachodził między tymi miesiącami w poprzednich latach, a więc cosezonowy. Więc widać, że coś się zadziało, i wygląda to niedobrze. Prawdopodobnie w budownictwie zaczyna brakować projektów infrastrukturalnych, kiedyś bardziej licznych - teraz jest ich mniej. Podobnie, w tym roku firmy mniej inwestują. Trzeba przy tym pamiętać, że obecnie firmy w kraju kupują więcej maszyn, czy szerzej: środków transportu, niż inwestują w budynki, które wcześniej zostały postawione, a teraz trzeba je doposażyć. W sumie wygląda to trochę zatrważająco, bo jeszcze w ciągu 2024 r. można było komentować, że ówczesne słabsze wyniki budownictwa wynikają z echa po bardzo wysokiej bazie z 2023 roku. Ale obecnie jest druga połowa 2025 roku i wyniki branży nie odbiły za mocno na plus, dlatego wygląda to niepokojąco.

W styczniu-sierpniu 2025 r. oddano do użytkowania o 3,1% mniej mieszkań niż w styczniu-sierpniu ub. roku. Spadła również rok do roku liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia, lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym (o 15,1%) oraz liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto (o 9,7%). Co sprawia, że budownictwo mieszkaniowe od miesięcy nie poprawia swoich wyników? Jakie są obecnie szanse na ich poprawę?

Te wyniki wyglądają strasznie źle. Myślę, że taki ich obraz wynika z połączenia wśród potencjalnych kupujących mieszkania niepewności co do tego, co się wydarzy w najbliższej przyszłości. Bowiem większość osób, które chciałyby kupić mieszkanie, potrzebuje w tym celu wzięcia kredytu. Tymczasem stopy procentowe RPP NBP co prawda powoli spadają, ale i tak koszty kredytów mieszkaniowych pozostają relatywnie wysokie, więc potencjalni kredytobiorcy tego się obawiają i nie za bardzo chcą się zadłużać. Boją się przy tym, czy przypadkiem nie pojawią się jakieś nieprzewidziane zagrożenia, typu wcześniejsza pandemia COVID, a następnie wciąż trwająca wojna w Ukrainie, blisko naszych granic. Istnieje jeszcze jeden czynnik rzutujący na sytuację w branży budowlanej.

To znaczy?

Ostatnio pojawiały się w przestrzeni publicznej dyskusje, że rynek deweloperski jest przegrzany i że ceny na nim spadną, W związku z tym część potencjalnych klientów firm deweloperskich czeka na ten spadek. Z tym, że sam nie wiem, czy do niego faktycznie dojdzie. Bardziej widzę go na rynku wtórnym. Bo ci, którzy muszą sprzedać swoje mieszkanie, działkę budowlaną czy dom, zaczynają sprzedawać wyraźnie taniej, a ci, którzy nie muszą, utrzymują ceny wywoławcze na wysokim poziomie. Natomiast spadek liczby mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia (o ponad 15%), czy mieszkań, których budowę rozpoczęto (o prawie 10%) - to jest tragedia. Bo za rok czy półtora roku liczba nowych mieszkań, które pojawią się wówczas na rynku może być naprawdę dramatycznie mała.

Czy gdyby obecnie państwo zaproponowało jakiś nowy program budownictwa społecznego, np. budowy mieszkań na wynajem dla osób o najniższych dochodach, jak niegdyś Towarzystwa Budownictwa Społecznego, pomogłoby to rozruszać rynek mieszkaniowy?

Można byłoby na to mieć faktycznie różne pomysły. Wcześniej, w pewnym okresie, osoby, które kupowały mieszkanie, mogły np. liczyć na zmniejszenie od państwa wysokości odsetek spłacanych kredytów. Tyle, że tego typu pomysły generowały równocześnie wzrost cen mieszkań na rynku - ceny rosły, dopasowując się do tych nowych, polepszonych przez władze warunków. Ale w następstwie tego okazywało się, że jeszcze mniej ludzi było stać na kupno mieszkania - zwłaszcza z grupy tych, którzy tych dopłat nie dostali, albo na nie po prostu nie zdążyli. Myślę, że lepiej byłoby, gdyby władze wymyśliły program, który w bardziej istotny sposób zacznie zwiększać podaż nowych mieszkań, tzn. gdyby taki program przyczynił się do realizacji ich budowy.

To dlaczego taki program dotąd nie powstał?

Otóż poziom ochrony lokatora jest u nas na tyle duży, że nawet zamożne instytucje w naszym kraju, które mogłyby zorganizować środki finansowe i budować mieszkania pod wynajem, obawiają się tego. Kiedyś w podobny program był zaangażowany Polski Fundusz Rozwoju, ale się z niego wycofał, bo okazało się, że mieszkańcy lokali zbudowanych przez PFR są roszczeniowi i że ochrona takich lokatorów jest na tyle duża, że duże instytucje nie chcą uczestniczyć w podobnych programach. Podobnie samorządy obawiają się uczestnictwa w programach budownictwa mieszkań pod wynajem, bo jest to ryzykowne m.in. ze względu na niektórych lokatorów takich mieszkań, którzy przez krótszy czy dłuższy czas nie płacą za światło gaz, wodę, kanalizację czy ogrzewanie.

Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w sierpniu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 1,5% wyższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 0,1% niższym niż w lipcu br. W styczniu–sierpniu br. produkcja sprzedana przemysłu była o 2,0% wyższa niż w analogicznym okresie 2024 r. (wówczas notowano wzrost o 0,4%). Co może spowodować, że produkcja przemysłowa zacznie przynosić lepsze wyniki?

Część właścicieli firm przemysłowych pamięta czasy, kiedy produkcja przemysłowa rosła o 8%. Ale pewien poziom rozwoju nasz kraj już osiągnął i trudno jest ponownie osiągać tak dobre wyniki. Jednak wyniki przemysłu z sierpnia mogą być powodem do zmartwienia. Mogło się bowiem okazać, że rozłożenie sezonu urlopowego w firmach tej branży w tym roku było inne niż w poprzednich latach. Najpierw się wydawało, że może pracownicy we wcześniejszych latach brali urlopy częściej w lipcu niż w sierpniu, a w tym roku było odwrotnie. Stąd się mogły wziąć gorsze wyniki za sierpień. Często w firmach produkcyjnych jest tak, że latem dokonuje się w nich przeglądów ciągów technologicznych - wtedy wszyscy pracownicy produkcji wysyłani są na 2-3-tygodniowe urlopy. Powstaje pytanie, czy w tym roku tego typu firmy zdecydowały się odesłać pracowników na urlopy w większym stopniu w lipcu czy w sierpniu? Teraz wygląda na to, że bardziej w sierpniu. Jednak bardziej interesujące może się okazać, jakie wyniki firm przemysłowych przyniesie wrzesień. 
 

Źródło