- Cały polski automotive żyje głównie z dostaw części do przemysłu motoryzacyjnego. Polska branża pracuje przede wszystkim na rzecz niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego – Volkswagena, Mercedesa, a znacznie mniej dla Toyoty. Niemniej jednak grupa Volkswagena jest największym odbiorcą wyprodukowanych u nas części. W związku z tym to, co się stało w Grupie Volkswagena, czy szerzej w europejskiej motoryzacji – w odniesieniu do azjatyckiej – można określić jako Armagedon. Bo cała Grupa Volkswagena ma bardzo duże problemy z produkcją i ze zbytem, także coraz mniej sprzedają Mercedes i BMW. Po prostu w chwili, gdy Bruksela próbuje na siłę przestawić branże automotive - i ją przestawia - na elektromobilność powoduje to, że duża część wyprodukowanych dotąd samochodów nie sprzedawała się, albo sprzedają się nie jej, tylko inne produkty – czytaj: chińskie. Bardzo dobrze widać to u nas, w Polsce, gdzie Chińczycy bardzo mocno się w tej branży rozpychają - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl były minister finansów, Andrzej Kosztowniak.
Maciej Pawlak: Według danych ministerstwa finansów nt. szacunkowego wykonania budżetu państwa w styczniu-maju 2025 r. w stosunku do ustawy budżetowej na 2025 r. deficyt wyniósł 108,3 mld zł, tj. 37,5% jego zaplanowanej całorocznej wielkości 288,8 mld zł. W porównaniu do lat poprzednich tegoroczny deficyt za 5 pierwszych miesięcy jest 2-krotnie wyższy od ubiegłorocznego i aż 5-krotnie wyższy od tego z 2023 r. Jakie są szanse zmniejszania tego poziomu zadłużenia w najbliższym czasie?
Andrzej Kosztowniak: Należy zwrócić uwagę na to, jak wygląda strona dochodowa tegorocznego budżetu. Bowiem, gdy analizujemy jego stronę wydatków, zawsze należy jednocześnie analizować stronę dochodową. Tymczasem elementy tej ostatniej nie idą tak dobrze, jak można by było zakładać. Zaś od strony wydatków, myślę, że minister finansów nie będzie w stanie ich ciąć. Chyba, że zrezygnuje z niektórych z nich w najbliższych dniach, czy tygodniach. Ale póki co, tego nie zapowiada. Wydaje się więc, że deficyt, który w całym br. zakładany jest na poziomie prawie 290 mld zł, będzie oscylował wokół tej wielkości. Chyba, że dojdzie do raptownej zmiany w zakresie dochodów w drugiej połowie br., jednak póki co się na to nie zanosi. Nie ma co zakładać, że szykują się wówczas jakieś większe dochody. Zatem zadłużenie państwa będzie coraz bardziej postępować. Niestety będziemy się w tym roku niebezpiecznie zbliżać do 60% poziomu długu publicznego, a więc sumy wszystkich zobowiązań finansowych państwa z przeszłości, w stosunku do PKB.
Jak wygląda sprawa tzw. finansowania pozabudżetowego?
Ewidentnie widać, że minister Domański nie likwiduje tego typu finansowania pochodzącego nie bezpośrednio z budżetu, ale z funduszy unijnych, partnerstwa publiczno-prywatnego, czy innych środków specjalnych przeznaczonych na inwestycje. Oznacza to, że konsolidacja finansów publicznych została odłożona na bliżej nieokreślony czas. Zapowiadał to zresztą bardzo mocno sam premier Tusk. A jest jeszcze więcej pieniędzy w systemie pozabudżetowym. Niezależnie zresztą od tego powiększanie się zadłużenia będzie i tak postępowało. Choć pamiętajmy przy tym, że, jak do tej pory, nie został zatwierdzony plan finansowy Narodowego Funduszu Zdrowia. Myślę, że w związku z tym w ciągu 1-2 miesięcy pojawią się duże pęknięcia, bo na służbę zdrowia potrzebne są dziesiątki miliardów zł. Zatem druga połowa roku będzie gorąca w finansach publicznych.
I to pomimo zapowiadanego od dawna przez rząd ożywienia w gospodarce dzięki uzyskanym wreszcie środkom z KPO?
Pół żartem pół serio odpowiem, że wszyscy mówią o KPO, tak, jak o yeti, a tymczasem, jak do tej pory ani tych pieniędzy nie widać, ani – tym bardziej nie widać efektów ich wykorzystania w polskiej gospodarce. Rzecz jasna bez wątpienia przynajmniej część z nich trafi na polski rynek, ale pamiętajmy przy tym, że duża część środków KPO powiększa nasze zadłużenie. Bo przecież dużą część z tych pieniędzy pożyczamy, a zatem trzeba będzie je oddać. Będzie to więc dodatkowo obciążać nasze finanse publiczne, choć jest to przy tym kredyt nieco tańszy od kredytów stricte komercyjnych. Ale jednocześnie KPO nakłada nam kaganiec wydatkowania tych pieniędzy zgodnie z zasadami KPO – a zatem na obszary w tym systemie przewidziane – głównie na „zielone” inwestycje w przemyśle i budownictwie, modernizację energetyki w kierunku stosowania w niej odnawialnych źródeł energii itd.
Polska branża automotive utknęła w korku zaległych długów wskutek m.in. kosztownej transformacji energetycznej - alarmuje BIG InfoMonitor i BIK. Ich najnowsze dane pokazują, że zaległości płatnicze firm z sektora motoryzacji gwałtownie rosną i na koniec kwietnia br. wyniosły ponad 309 mln zł. Z kolei przeterminowane zobowiązania komisów samochodowych i dealerów nowych samochodów oraz mechaników przekroczyły 1,2 mld zł. Co doprowadziło do tej sytuacji? Pod jakimi warunkami może się poprawić?
Trzeba mieć na uwadze, że cały polski automotive żyje głównie z dostaw części do przemysłu motoryzacyjnego. Polska branża pracuje przede wszystkim na rzecz niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego – Volkswagena, Mercedesa, a znacznie mniej dla Toyoty. Niemniej jednak grupa Volkswagena jest największym odbiorcą wyprodukowanych u nas części. W związku z tym to, co się stało w Grupie Volkswagena, czy szerzej w europejskiej motoryzacji – w odniesieniu do azjatyckiej – można określić jako armagedon. Bo cała Grupa Volkswagena ma bardzo duże problemy z produkcją i ze zbytem, także coraz mniej sprzedają Mercedes i BMW. Po prostu w chwili, gdy Bruksela próbuje na siłę przestawić branżę automotive - i ją przestawia - na elektromobilność, powoduje to, że duża część wyprodukowanych dotąd samochodów nie sprzedawała się, albo sprzedają się nie jej, tylko inne produkty – czytaj: chińskie. Bardzo dobrze widać to u nas, w Polsce, gdzie Chińczycy bardzo mocno się w tej branży rozpychają. Oznacza to, że konkurencyjność na tym rynku będzie coraz większa.
Jakie to będzie niosło skutki?
Ta konkretna branża albo będzie musiała się bardzo mocno zmienić i jej rentowność stanie się coraz niższa, albo duża część tej branży najzwyczajniej w świecie padnie. To odbija się m.in. jej na polskiej części, w momencie, gdy cała Grupa Volkswagena sprzedawała mniej i miała ze sprzedażą duże problemy, bo nie miała części podzespołów. To bowiem spowodowało dodatkowo, że również okres płatności za poszczególne podzespoły w tym sektorze opóźniał się. W wyniku tego zaczęły powstawać wydłużające się zobowiązania finansowe. I dochodzi do sytuacji, w której część z podmiotów na polskim rynku automotive przestaje być wypłacalna, bo jeden drugiego nie jest w stanie dłużej kredytować. Dopóki ta sytuacja była jakoś poukładana i wszyscy na tym lepiej, lub nieco gorzej wychodzili, to akceptowali ten stosowany w automotive kredyt kupiecki, a więc finansowanie, w którym sprzedawca udziela kupującemu odroczonego terminu płatności za zakupione towary lub usługi. Ale gdy dzisiaj obrót pieniądza w ramach tego kredytu trwa dwa czy trzy razy dłużej niż wcześniej, to część z firm nie wytrzymuje takiej presji.
Jaki jest tego rezultat?
Naturalną koleją rzeczy będzie to, że polskie firmy działające na tym rynku, będą go traciły. A w konsekwencji będą upadały. Miejmy jednak nadzieję, że rynek unijny się w końcu odbuduje i być może Europa powinna się zastanowić, jak skutecznie bronić jej rynek przed produktami z innych krajów świata. Bo gołym okiem widać, że zestawienie produktów z krajów UE i chińskich sprawia, że te pierwsze przestają być konkurencyjne na świecie. Zresztą wystarczy porównać obecną sytuację w branży motoryzacyjnej z tą, mającą miejsce 20-25 lat temu: patrz przykład Dacii. Chodzi o to, że przecież nie wszystkie obecnie produkowane samochody muszą być naszpikowane ogromną ilością rozmaitych elementów elektronicznych. A więc o to, by na rynku UE powstawały przynajmniej odrobinę tańsze i mniej skomplikowane w produkcji pojazdy.
Wg najnowszych danych GUS w czerwcu br. wskaźniki ogólnego klimatu koniunktury w większości sektorów wskazują na stabilizację koniunktury w gospodarce. W porównaniu z majem największa poprawa koniunktury wystąpiła w sekcji zakwaterowanie i gastronomia oraz działalność finansowa i ubezpieczeniowa. Jednak najbardziej pesymistyczne oceny formułują firmy przemysłowe (minus 7,7), a wartość wskaźnika jest poniżej średniej długookresowej (plus 0,7). Z kolei w budownictwie wskaźnik ten kształtuje się na poziomie minus 4,7 (w maju było to minus 3,6). Obniżył się także w handlu detalicznym (z 0,2 do -0,9) i hurtowym (z 2,2 do minus 0,5), a tylko nieco zwiększył się w transporcie i gospodarce magazynowej (z minus 1,4 w maju do minus 0,8 w czerwcu). Dlaczego to właśnie przedsiębiorcy z tych branż formułują najbardziej pesymistyczne oceny koniunktury?
To branże tak istotne, jak przemysł czy budownictwo, które wskutek wytwarzania konkretnych produktów, ciągną w dłuższym okresie gospodarkę. A gdy okazuje się, że przemysł czy budownictwo „cienko przędą” to odbija się to również na sektorach, które dziś święcą triumfy, czyli na finansach. Wiemy, że nie żadnych tanich kredytów mieszkaniowych nie będzie. Zarówno premier, jak i cały rząd powiedzieli jasno, że o żadnych zerowych czy 2-procentowych kredytach mieszkaniowych nie ma dziś mowy, a także o jakiejkolwiek formie wsparcia dla kredytobiorców. Zatem to się odbije bez wątpienia na mieszkalnictwie i branży deweloperskiej.
A może nastąpi wzrost budownictwa indywidualnego?
Myślę, że nie. Bo przecież także i ono jest oparte w dużej mierze na kredytowaniu. A kredyty mieszkaniowe przez ostatnie miesiące wcale nie są tanie, zaś porównując koszty takich kredytów z ich odpowiednikami w krajach zachodnioeuropejskich – wręcz są one u nas droższe. Biorąc jeszcze pod uwagę sytuację w naszym przemyśle i logistyce, to pokazuje, że coraz mniej wytwarzamy, a więc także logistyka będzie siadała. Moim zdaniem najgorsze rzeczy w gospodarce, jakie można sobie wyobrazić w gospodarce, to: zatrzymanie przemysłu oraz budownictwa. Jeśli oceny koniunktury u przedsiębiorców w obu branżach są ujemne, to jest się rzeczywiście czym martwić. Myślę, że jeszcze nie jest może obecnie najgorzej, jak można to sobie wyobrazić, bo mimo wszystko sytuacja jest relatywnie stabilna. Jednak sam fakt, że we wszystkich tych branżach oceny koniunktury u przedsiębiorców mają wartości ujemne, nie jest korzystny. Bowiem wartości te powinny być dodatnie, żeby Polska się nadal solidnie rozwijała.
Jednak są ujemne.
Bardzo niepokoją te ujemne wartości zwłaszcza w przypadku przemysłu, a także budownictwa szeroko pojętego. Ponadto patrzmy na to, co się obecnie dzieje w polskich samorządach. Obecnie kończą one inwestycje, które realizowały w ramach Programu Inwestycji Strategicznych skierowanego właśnie do samorządów. Zaś ostatnie takie inwestycje zostaną prawdopodobnie zakończone do końca br. I więcej już podobnych takich przedsięwzięć nie będzie. Dla samorządów obecne władze nie przewidziały żadnych pieniędzy na kontynuację tego programu, zapoczątkowanego jeszcze w 2021 r., a więc za czasów rządów PiS. A przecież gdyby środki na te cele się znalazły, w dużej mierze mogłyby pobudzać i rozwijać rynek pracy i sektor budownictwa - w miarę równomiernie na terenie całego kraju. Mimo, iż bezrobocie statystycznie nie rośnie, ilość rąk do pracy systematycznie się zmniejsza wskutek stale zmniejszającego się przyrostu naturalnego.