Dr Rybacki: Niemcy bardzo mocno się zwijają w sektorach energochłonnych [WYWIAD]

Niemcy bardzo mocno się zwijają w sektorach energochłonnych swojej gospodarki, a nasz przemysł produkował komponenty pod tę branżę. Wkrótce dojdą zmiany w sektorze motoryzacyjnym w związku z Zielonym Ładem, więc po jakimś czasie pewnie zajdą w związku z tym problemy w Polsce. Z drugiej strony w tej branży produkujemy w większości części, na które jest popyt także przy starszych samochodach. Wobec tego perspektywa jest taka, że jeśli chcemy teraz mocno rozwijać się eksportowo, to w obecnej sytuacji, gdy zachodnioeuropejskie gospodarki mają małą szansę na odbicie, pewnie nasi eksporterzy będą musieli szukać odbiorców produkowanych towarów i usług wśród naszych najbliższych sąsiadów - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl dr Jakub Rybacki, kierownik Zespołu Makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym

Maciej Pawlak: Według ekspertów NBP poziom eksportu do Niemiec na koniec III kw. 2024 r. okazał się najniższy od 2014 r. Z czego to wynika? Jakie są perspektywy polskiego eksportu do tego kraju?

Jakub Rybacki: Generalnie wygląda to tak, że większość głównych państw UE, takich jak Niemcy, Włochy, Francja, przeżywa okres zapaści albo bardzo słabego wzrostu gospodarczego i ciężko oczekiwać wyraźnych impulsów w handlu z Niemcami. Jest też tak, że Niemcy bardzo mocno się zwijają w sektorach energochłonnych swojej gospodarki, a nasz przemysł produkował komponenty pod tę branżę. Wkrótce dojdą zmiany w sektorze motoryzacyjnym w związku z Zielonym Ładem, więc po jakimś czasie pewnie zajdą w związku z tym problemy w Polsce. Z drugiej strony w tej branży produkujemy w większości części, na które jest popyt także przy starszych samochodach. Wobec tego perspektywa jest taka, że jeśli chcemy teraz mocno rozwijać się eksportowo, to w obecnej sytuacji, gdy zachodnioeuropejskie gospodarki mają małą szansę na odbicie, pewnie nasi eksporterzy będą musieli szukać odbiorców produkowanych towarów i usług wśród naszych najbliższych sąsiadów.

A tak bardziej konkretnie?

Na pewno będzie też występował duży popyt na wschodzie, na Ukrainie, na rozmaite materiały potrzebne do rozwoju ich gospodarki. Z drugiej strony także w obrębie krajów Trójmorza, do tej pory pojawiały się inicjatywy wzmożenia wymiany handlowej. Myślę, że pojawią się też próby sięgania po rynki bardziej egzotyczne dla nas, zapewne głównie w Azji, która się w tym momencie rozwija się najszybciej.

Także według ekspertów NBP w III kw. 2024 r. import z Chin wzrósł o 15,1 proc., podczas gdy w przypadku innych krajów spadł o 1,3 proc. W ten sposób udział importu z Chin w imporcie z ogółem w III kw. ub. roku sięgnął 15,8 proc., tymczasem rok wcześniej było to 13,8 proc. Dlaczego, mimo znaczącej odległości geograficznej Chin od Polski i kosztów z tym związanych, z punktu widzenia naszych przedsiębiorców import z tego kraju jest wystarczająco opłacalny?

Import z Chin dotyczy przede wszystkim elektroniki. W tym przypadku chodzi więc pewnie o branżę, w której państwo środka ma przewagę, którą wykorzystuje. Dochodzi też do importu związanego z bardziej specjalistycznymi maszynami. Pewnie w praktyce wygląda to tak, że gdyby przeszukać jakiś sprowadzony z zagranicy produkt z zakresu elektroniki, to zawiera w większości przypadków rozwiązania chińskie albo amerykańskie. Tak jest zwłaszcza w przypadku bardzo specjalistycznych narzędzi. To zjawisko występuje głównie w elektronice. W odniesieniu do jakichś mniejszych komponentów, typu ładowarki, to są one raczej made in China. Podobnie pochodzi stamtąd parę rodzajów smartfonów. W obecnej sytuacji, w której w naszym kraju rosną szybko płace i konsumpcja, zwiększa się również import. A w przypadku dóbr typowo konsumenckich Chiny odgrywają większą rolę. Zaś jeśli u nas w przyszłym roku pojawi się większy popyt inwestycyjny, to pewnie będziemy importować z bliższych lokalizacji.

Grudzień był kolejnym miesiącem, w którym kwoty płacone za kupowane mieszkania spadały – wynika z najnowszego odczytu indeksu urban.one przygotowanego dla portalu Bankier.pl przez Bazę Cen Cenatorium. Także, mimo, że w kolejnych miesiącach ub. roku, według danych GUS, wciąż liczba mieszkań oddawanych do użytku była niższa niż rok wcześniej, średnie ceny sprzedaży mieszkań na rynku wtórnym – w największych polskich miastach obniżyły się w ciągu IV kwartału 2024 r. od niespełna 1 do 6%. Czy obniżenie cen mieszkań potrwa dłużej?

Trudno powiedzieć. Na pewno jest tak, że różne indeksy, będą pokazywały różną skalę zmian cen. Trochę inaczej wygląda to w przypadku największych aglomeracji, niż w miastach średniej wielkości. Z kolei w przypadku danych, pochodzących z NBP, na temat cen na polskim rynku mieszkań okazały się one średnio w całym kraju o 6% wyższe w 2024 w porównaniu z 2023 rokiem. Jeśli w ostatnich latach mieliśmy na tym rynku trend wzrostowy, to w tym momencie zapanowała stabilizacja, nawet trochę stagnacja.

I jak sytuacja będzie się dalej rozwijać?

Na pewno stopy procentowe NBP będą spadały, ale będzie to spadek powolny. Oznaczać to więc może sygnał pro-popytowy, ale nie za mocny. Na pewno w ostatnich latach odczuwalny był dołek w budownictwie mieszkaniowym. A zatem skoro w tym sektorze sytuacja będzie się  klarowała, to z upływem czasu ilość mieszkań, które będą oddawane na rynku, będzie rosła. To oczywiście będzie oddziaływać na obniżanie się cen, chociaż do pewnego stopnia także i na ich wzrost. Skoro średni poziom wynagrodzeń się poprawia, oznacza to, że gospodarstwa domowe będą dysponować wyższymi dochodami. A to z kolei oznacza, że będą miały za co kupować mieszkania. Równocześnie pensje rosną również przez inflację, a to z kolei stanowi argument, który mocno przemawia za wzrostem cen na rynku mieszkaniowym. Jeśli zatem zestawimy łącznie wszystkie te czynniki, to okaże się, że możemy znaleźć argumenty zarówno za obniżkami cen na tym rynku, jak i wzrostem. Jednak wydaje się, że realnie można zebrać najwięcej argumentów za tym, że ten rynek, po słabszych latach w okresie pandemicznym, już obecnie zaczął odbijać.

Stopa bezrobocia rejestrowanego w styczniu 2025 r. wyniosła 5,4 proc. - tyle samo, co przed rokiem i była o 0,3 pkt proc. wyższa niż w grudniu 2024 r. - wynika z szacunków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Czy relatywnie niskie bezrobocie, jakie mamy od dłuższego czasu, może wzrosnąć w tym roku np. wskutek wycofywania się części zachodnich inwestorów z Polski i likwidacji przez nich zakładów pracy, bądź znaczącego ograniczania w nich produkcji?

Ta nieco podwyższona stopa bezrobocia w grudniu: zarówno 2024, jak i poprzedniego roku, wynika z istnienia sezonowości w niektórych branżach w zapotrzebowaniu na pracowników oraz w poziomie ich bieżącego zatrudniania. Odpowiadając bezpośrednio na zadane pytanie myślę, że stopa bezrobocia będzie także w kolejnych miesiącach i latach niska. Przy tym głównym czynnikiem odgrywającym największą rolę na rynku pracy w naszym kraju, będą zmiany demograficzne.

Co to w praktyce oznacza?

Co roku więcej ludzi opuszcza nasz rynek pracy, niż na nim się pojawia. Będziemy mieli raczej sytuację, w której ofert wciąż jest dużo, a liczba osób, które mają zaspokajać jest relatywnie mniej. Więc raczej gdybyśmy się chcieli czegoś obawiać na naszym rynku pracy, to w większym stopniu szerszego problemu niedoboru pracowników, przynajmniej w części branż, niż bezrobocia.

 

Źródło