Rybacki: Produkcja przemysłowa w Polsce osiąga poziomy zerowe lub ujemne [WYWIAD]

Produkcja przemysłowa osiąga poziomy zerowe, lub ujemne. Od miesięcy dochodzi w najlepszym razie do jej słabych wzrostów - co i tak oceniane jest wówczas jako zjawisko dość zaskakujące. Oprócz tego na wyniki eksportu ma z pewnością wpływ słabość gospodarki niemieckiej - przecież wciąż najważniejszej w naszym handlu zagranicznym, słabość branży motoryzacyjnej - to na pewno ciąży na słabych wynikach eksportu. Ponadto w Europie występuje problem z drogą energią. Wobec tego łącznie nie występują obecnie warunki sprzyjające istotnym wzrostom naszej produkcji przemysłowej. Zdecydowanie pogarsza to jej konkurencyjność. Niestety nie ma obecnie prostego mechanizmu wyjścia z tej sytuacji. Warunki te będą wciąż niestety uderzały w nasz eksport. Dlatego poprawy w tym zakresie nie zobaczymy zbyt szybko - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl dr Jakub Rybacki z Zakładu Ekonomicznych Analiz Empirycznych Akademii Leona Koźmińskiego.

Maciej Pawlak: Inflacja według szybkiego szacunku w lipcu 2025 r. wyniosła według GUS 3,1% w porównaniu z lipcem ub. roku, a w stosunku do czerwca br. wzrosła o 0,3%. Jak wytłumaczyć fakt, że mimo wzrostu lipcowej inflacji w stosunku do poprzedniego miesiąca, jednocześnie spadła z 4,1% w czerwcu br.? Czy już na dłużej inflacja będzie mieścić się w celu inflacyjnym Rady Polityki Pieniężnej NBP (tj. w granicach 1,5-3,5%)?

Jakub Rybacki: Jeśli dokonuje się porównania wysokości inflacji rok do roku, to musimy pamiętać, że jest ona rezultatem złożenia jej wyniku aktualnego z tym sprzed 12 miesięcy. Mamy obecnie sytuację, w której jej dynamika roczna spada, a jednocześnie rośnie miesięczna. Bieżące miesiące wyglądają dobrze, bowiem inflacja dość systematycznie spada, porównując ją w danym miesiącu do inflacji z miesiąca poprzedzającego. Tymczasem rok termu obserwować można było dużo większy jej wzrost. Tak było. Jest to, jak to zwykle określają eksperci, tzw. efekt wysokiej bazy. Przy czym to właśnie w lipcu ub. roku władze dokonały częściowego odmrożenia cen nośników energetycznych, co miało istotny wpływ na spadek wysokości obecnej inflacji w lipcu br. liczonej rok do roku.

A co z jej jednoczesnym wzrostem liczonym miesiąc do miesiąca, tj. porównywanym z czerwcem br.?

Lipiec to okres, w którym rosną ceny ze względu na wzrastającą liczbę turystów (z kraju i zagranicy), którzy płacą wysokie rachunki za koszty pobytu w hotelach i restauracjach w ośrodkach wypoczynkowych. To zjawisko nie stanowi zresztą jakiegoś zaskoczenia. W sumie inflacja w sierpniu, jak i w następnych miesiącach, powinna mieścić się w celu inflacyjnym RPP NBP. Ale jednocześnie istotnym mankamentem jest tzw. inflacja bazowa, tj. obejmująca wzrosty cen artykułów poza żywnością i nośnikami energii, a więc przede wszystkim towarów przemysłowych i usług. Otóż wzrost tych cen dalej jest wciąż relatywnie wysoki. A więc w granicach górnego pułapu celu inflacyjnego, tj. ok. 3,5%, a nie taki, który długoterminowo gwarantowałby ich stabilność. Zaś inflacja podstawowa spadła do poziomów dużo niższych, niż te obserwowane w pierwszych miesiącach obecnego roku. I zapewne utrzyma się na tych poziomach co najmniej w horyzoncie najbliższego kwartału. A myślę, że i dłużej. Bowiem ceny nośników energii mają pozostać nieodmrażane przynajmniej do końca obecnego roku. Mimo to, dalej nie ma jeszcze takiego komfortu, że wysoka inflacja, na pewno jeszcze nie powróci.

Dlaczego?

Np. jeżeli pojawią się duże wzrosty inflacji bazowej, czy zaburzenia w cenach ropy naftowej na światowych rynkach, czy w cenach importowanych artykułów żywnościowych, to może znów dojść do sytuacji, że inflacja przekroczy cel inflacyjny. Jak widać istotny wpływ na pozom inflacji mają czynniki międzynarodowe, od nas niezależne. Myślę przy tym, że znaleźliśmy się już na etapie, że powrót do inflacji dwucyfrowej raczej nam nie zagraża. Jeśli coś może zagrażać, to lekkie przekroczenie górnej granicy celu inflacyjnego, tj. 3,5% - np. do 4-5%, ale nie powyżej 10%.

Według danych ostatecznych GUS w całym 2024 r. obroty towarowe handlu zagranicznego wyniosły w cenach bieżących 1 523,4 mld zł w eksporcie oraz 1 521,0 mld zł w imporcie. Dodatnie saldo ukształtowało się na poziomie 2,3 mld zł. W porównaniu z 2023 r. eksport spadł o 5,6%, a import o 3,0%. W walutach USD i euro eksport wzrósł odpowiednio o: 0,3% i 0%, zaś import o: 3,0% i 2,7%. Czym wytłumaczyć dość słabe wyniki eksportu praktycznie we wszystkich trzech walutach?

W grę wchodzi tu wciąż obserwowane słabe funkcjonowanie naszego przemysłu. Produkcja przemysłowa osiąga poziomy zerowe, lub ujemne. Od miesięcy dochodzi w najlepszym razie do jej słabych wzrostów - co i tak oceniane jest jako zjawisko dość zaskakujące. Oprócz tego na wyniki eksportu ma z pewnością wpływ słabość gospodarki niemieckiej - przecież wciąż najważniejszej w naszym handlu zagranicznym, słabość branży motoryzacyjnej - to na pewno ciąży na słabych wynikach eksportu. Ponadto w Europie występuje problem z drogą energią. Wobec tego łącznie nie występują obecnie warunki sprzyjające istotnym wzrostom naszej produkcji przemysłowej. Zdecydowanie pogarsza to jej konkurencyjność. Niestety nie ma obecnie prostego mechanizmu wyjścia z tej sytuacji. Warunki te będą wciąż niestety uderzały w nasz eksport. Dlatego poprawy w tym zakresie nie zobaczymy zbyt szybko. A jeśli będziemy oceniać nie tylko nasz eksport, ale także utrzymujący się deficyt w naszej wymianie handlowej, tj. przewagę wielkości importu nad eksportem, w tym przypadku nie widać też realnych perspektyw poprawy.

Z czego to wynika?

Z jednej strony mamy w miarę stabilny wzrost konsumpcji - stabilnie importujemy towary z zagranicy. Istotną rolę odgrywają jednak przy tym nasze wydatki zbrojeniowe, których wysokość w dużej mierze podnosi wysoki poziom technologii stosowanych w kupowanym sprzęcie wojskowym. Pogarsza to saldo polskiego handlu zagranicznego, a jednocześnie nasz deficyt fiskalny. Z drugiej strony perspektywicznie widzę pewien wzrost polskiego eksportu, ale relatywnie mały - z pewnością nie na poziomie, do którego przyzwyczailiśmy się przed okresem kryzysu energetycznego, kiedy przez ponad 5 lat produkcja przemysłowa wzrosła o ponad 50%. Niestety obecnie przemysł rośnie wolno, a przy tym nie pomaga mu zarówno kondycja europejskiej gospodarki, jak i sytuacja w światowym sektorze energetycznym.

W wywiadzie dla PAP Biznes prezes Budimexu Artur Popko spodziewa się, że w 2025 r. produkcja budowlano-montażowa w Polsce utrzyma się na poziomie zbliżonym do 2024 r. Zaś odbicie na tym rynku oczekiwane jest dopiero w 2026 r. Dlaczego produkcja budowlano-montażowa, jedna z głównych lokomotyw wzrostu PKB, może liczyć na większą poprawę wyników dopiero w przyszłym roku?

Pewnie tak faktycznie będzie. Obecnie np. mieszkaniowy segment polskiego budownictwa nie doświadcza specjalnych wzrostów. Jego sytuacja jest dość przeciętna, ani dobra, ani słaba. Wyniki całej branży będą determinowane przez budownictwo infrastrukturalne i specjalistyczne. W przyszłym roku zapewne dojdzie do zwiększania wydatków z KPO. W tym okresie będzie kładziony nacisk na wzrost realizacji rozmaitych inwestycji infrastrukturalnych. To one powinny spowodować większe odbicie całej branży niż inwestycje w budownictwie mieszkaniowym.

Jednym z segmentów naszej gospodarki, odnotowujących dość wysoki rozwój pozostaje sektor bankowy. Zysk netto sektora bankowego w I półroczu br. wyniósł 23,3 mld zł, a zatem wzrósł o 18,2% w porównaniu z I półroczem ub.r. - poinformował NBP. Na czym polega wyjątkowa odporność sektora bankowego na rozmaite kryzysy dotykające inne branże naszej gospodarki?

Zastanówmy się, na czym najbardziej zarabia sektor bankowy - tu odpowiedź może być jedna: na utrzymujących się wysokich stopach procentowych. Inflacja i jeszcze nie tak niedawne podwyżki stóp wspierają dobrą kondycję polskiego sektora bankowo-finansowego. Jeśli stopa realna, czyli różnica między poziomem inflacji, a stopami procentowymi NBP jest duża, to przynosi największe zyski banków. Taka sytuacja istnieje zresztą w całej Europie. Gdy popatrzymy na statystyki EBA - unijnego Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (ang. European Banking Authority), to również w innych krajach UE sytuacja sektora bankowego jest podobna, co i u nas. Myślę jednak, że ta sytuacja będzie się zmieniać - raczej na gorsze dla banków, bowiem zarówno unijny Europejski Bank Centralny, jak i podobnie - nasza Rada Polityki Pieniężnej NBP - rozpoczęły cykl obniżek wysokości stóp procentowych. To powinno spowodować obniżenie wyników finansowych banków.
 

Źródło