W Trybunale Sprawiedliwości UE we wtorek odbędzie się rozprawa w sprawie, którą Polska i Węgry wytoczyły Radzie UE i Parlamentowi Europejskiemu w związku z przyjęciem dyrektywy o pracownikach delegowanych. Na tym etapie nie zapadną jeszcze żadne decyzje.
Warszawa argumentuje, że nowe przepisy w sposób nieproporcjonalny ograniczają swobodę świadczenia usług i to właśnie tego dotyczy skarga. Ze względu na to, że przepisy w tej kwestii nie mogą być oddzielone od reszty dyrektywy, Polska wniosła o stwierdzenie jej nieważności w całości.
Polskie firmy uważają, że przepisy dotyczące delegowania pracowników uderzają w ich interesy, zwiększając koszty ich działalności na Zachodzie. Podczas prac nad tymi regulacjami, które zostały przegłosowane przez Parlament Europejski w maju 2018 r., podnoszono alarm, że wypchną one polskich przedsiębiorców z zachodnich rynków.
Największe kontrowersje wzbudza ograniczenie możliwości delegowania pracowników do tych samych prac w tym samym miejscu do 12 miesięcy, z możliwością przedłużenia o 6 miesięcy. To przedłużenie jest możliwe na podstawie uzasadnionego wniosku przedstawionego przez przedsiębiorcę wyznaczonej instytucji państwa przyjmującego. Po tym okresie pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego.
Dla polskich przedsiębiorców wysyłających pracowników do krajów zachodnich będzie to oznaczało wyższe koszty. Obecne przepisy (nowe regulacje mają wejść w życie w połowie 2020 r.) wymagają, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Zmiany przepisów w tej sprawie przewidują wypłatę wynagrodzenia na takich samych zasadach, jak w przypadku pracownika lokalnego.
W skardze do Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) polskie władze zarzucają dyrektywie, że narusza ona swobodę świadczenia usług wewnątrz Unii. Warszawa przekonuje, że naruszenie to wynika m.in. ze zobowiązania do zagwarantowania pracownikom delegowanym wynagrodzenia, wraz ze stawką za godziny nadliczbowe, określonego zgodnie z ustawodawstwem lub praktyką państwa, do którego są wysyłani.
Polska kwestionuje ponadto zobowiązanie do zagwarantowania pracownikom delegowanym wszelkich warunków zatrudnienia, które wynikają z prawa lub praktyki państwa delegowania. Chodzi o przypadki gdy rzeczywisty czas delegowania przekracza 12 miesięcy (18 miesięcy w przypadku złożenia przez usługodawcę umotywowanego powiadomienia).
Zdaniem władz w Warszawie dyrektywa narusza też zapisy traktatu UE w sprawie swobody przedsiębiorczości. Unijne restrykcje - jak argumentuje Polska - nie mają na celu ułatwienia wykonywania działalności na własny rachunek (ułatwienia świadczenia usług transgranicznych), lecz są sprzeczne z tym celem.
Prawnicy rządu stawiają też zarzut naruszenia traktatu w związku z tym, że zaskarżona dyrektywa ma zastosowanie do sektora transportu drogowego. "Polska twierdzi w szczególności, że głównym celem zaskarżonych przepisów, odnoszących się do wynagradzania pracowników delegowanych, jest ograniczenie swobody świadczenia usług poprzez zwiększenie obciążenia usługodawców, tak by zlikwidować ich przewagę konkurencyjną wynikającą z niższych stawek płac obowiązujących w państwie siedziby" - czytamy w skardze, która została wniesiona w październiku 2018 r.
Polskie władze podkreślają, że zmiany te nie są uzasadnione względami interesu publicznego, np. kwestią ochrony socjalnej pracowników, uczciwej konkurencji, a naruszają one wymóg proporcjonalności. Wtorkowa rozprawa w związku ze skargami Polski i Węgier nie zakończy się jeszcze orzeczeniem, ale będzie okazją do tego by kraje te mogły przedstawić swoje argumenty.