Pandemia wywołała wielkie zamieszanie na rynku mieszkaniowym i związanym z nim bankowym rynku kredytów. W pewnym momencie zainteresowanie zakupami jak i kredytami gwałtownie spadło. Jednak zdaniem Bartosza Turka, głównego analityka HRE Investments, po wspomnianym załamaniu popytu na kredyty mieszkaniowe niemal nie ma już śladu.
Wartość długów, o które wnioskujemy jest prawie taka sama jak przed rokiem. Przede wszystkim kusząca jest cena – oprocentowanie kredytów jest o 1/3 niższe niż przed rokiem
To przede wszystkim skutek polityki NBP, który w ramach polityki wspierania inwestycji oraz firm obniżył stopy procentowe, a tym samym koszty kredytów.
Problem w tym, że banki znacznie bardziej wybiórczo akceptują wnioski. Szczególnie mocno dotyka to osób, które chciałyby kupić swoją pierwszą w życiu nieruchomość
Związek Banków Polskich przyznaje, że sytuacja związana z pandemią wirusa COVID-19 ma wpływ na funkcjonowanie sektora bankowego. Jedną z konsekwencji obecnej sytuacji jest ryzyko nadmiernego ograniczenia dostępności kredytu (credit crunch). Ze zjawiskiem credit crunch polski sektor bankowy borykał się już w II połowie 2008 r. W rezultacie kredytowanie gospodarstw domowych spadło wówczas o 25%, zaś kredytowanie przedsiębiorstw zmniejszyło się o 33%. Cała sytuacja zmniejszyła polski PKB o 1 punkt procentowy (ogółem PKB Polski zmniejszył się wówczas z 5,0% w 2008 r. do 1,7% w 2009 r.). Bankowcy proponują więc działania, które mogą złagodzić problem dostępu do kredytów, w tym m.in.: usunięcie barier w emisji listów zastawnych, zwiększenie dostępności zabezpieczeń kredytowych po stronie przedsiębiorstw – dotyczy to przede wszystkim MSP i mikro-firm oraz jednostek samorządowych; wsparcie faktoringu, gwarancje do kredytów, emisje zielonych obligacji przez samorządy, zwolnienie z podatku bankowego kredytów udzielonych po 15 marca 2020 r., przeznaczenie 50% pobranego podatku bankowego na zasilenie funduszu przymusowej restrukturyzacji w BFG.
Zdaniem ZBP, postulowane powyżej zmiany o charakterze systemowym wymagają poniesienia kosztów niewspółmiernie niższych od skutków credit crunch dla gospodarki, a udzielone w ten sposób wsparcie pozwoli na przynajmniej częściowe zminimalizowanie skutków kryzysu gospodarczego w tych obszarach, których funkcjonowanie jest uzależnione od regulacji wewnętrznych, a nie od sytuacji na rynkach światowych. Swoje pomysły na problemy kredytowe mają też przedsiębiorcy. Rada Przedsiębiorczości proponuje np. szybkie uruchomienia rządowego wsparcia dla budownictwa mieszkaniowego. Miałoby ono mieć formę gwarancji dla banków, finansowanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Wg Rady, gwarancje BGK pozwoliłyby obniżyć poziom wkładu własnego dla osób biorących kredyt hipoteczny na swoje pierwsze mieszkanie. Prezydent Pracodawców RP Andrzej Malinowski podkreśla, że w Polsce wciąż brakuje ok. 2,1 mln mieszkań.
Chociaż kondycja sektora budownictwa mieszkaniowego w dobie pandemii na tle innych sektorów nie jest najgorsza, to niezbędne są rozwiązania systemowe. Z jednej strony pozwolą na kontynuację trendu zwyżkowego w sektorze, a z drugiej dadzą milionom Polaków łatwiejszy dostęp do kredytów hipotecznych i wymarzonego, własnego, pierwszego mieszkania
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments wspiera te pomysły.
Chodzi o to, że z rynku mieszkaniowego wypychani są nabywcy pierwszych – relatywnie tańszych nieruchomości. Też dzięki temu rośnie średnia wartość kredytu, o który Polacy wnioskują. Dzieje się tak dlatego, że banki stawiają znacznie większe wymagania potencjalnym kredytobiorcom
Chodzi o wyższe wymagania odnośnie wkładu własnego (dziś standard to 20% ceny mieszkania, a nie 10% jak jeszcze kilka miesięcy temu). Do tego banki w mniejszym stopniu akceptują dochody z prowadzonej firmy lub z „umów śmieciowych”. To wszystko najmocniej dotyka osób, które w normalnych warunkach dziś decydowałyby się na zakup swoich własnych „czterech kątów”. Sytuacja zmusza ich jednak albo do zasilenia grona najemców, albo - co gorsza – odłożenia na przyszłość planów dotyczących symbolicznego wejścia w dorosłe samodzielne życie
Dlatego, jego zdaniem, w rozwiązaniu tego problemu mógłby choć częściowo pomóc system gwarancji kredytowych, który na przykład w Nowej Zelandii ułatwia dojście do własności osobom kupującym pierwsze własne „cztery kąty”.
Działa on tak, że jeśli ktoś posiada w gotówce 5% wkładu własnego, to resztę wymaganego przez bank wkładu (20%) gwarantuje publiczny podmiot. Z tego wsparcia mogą skorzystać osoby mające pracę i posiadające zdolność kredytową, które jedynie nie odłożyły wymaganego wkładu własnego
Ten mechanizm także w Polsce mógłby się przydać – szczególnie dziś - w momencie, w którym większość banków znacznie podniosła wymagania odnośnie wkładu własnego. Byłoby to bez wątpienia lepsze rozwiązanie niż działający w latach 2014-18 program „Mieszkanie dla młodych”
Przypomnijmy, że w jego ramach kredytobiorcy otrzymywali dopłaty do kredytu, które traktowali jako substytut wkładu własnego. W ramach programu budżet wydał prawie 3 mld złotych, co pomogło w zaciągnięciu kredytów na łączną kwotę około 25 mld złotych.
Bazując na systemie gwarancji możliwe byłoby osiągnięcie takich samych efektów kosztem kilka lub nawet kilkanaście razy niższym