Certyfikacja gazociągu Nord Stream 2 została wstrzymana. Kto straci najbardziej, gdyby bałtycka rura nie została uruchomiona?
Wydaje się, że niewiele łączy Ukrainę przygotowującą się do rosyjskiego ataku z gwałtownym wzrostem inflacji w Europie. Jednak ceny energii w Europie (a przez to inflacja) wzrosły przez niedobór gazu ziemnego, co, jak wielu uważa, jest celowo wywoływane przez Kreml, aby osłabić jedność Zachodu w sprawie Ukrainy. Ceny energii to tym samym jeden z kilku instrumentów "wojny hybrydowej" w zestawie narzędzi Władimira Putina.
Rurociąg o długości 1230 kilometrów, wart 10 mld euro, przy pełnej przepustowości podwoiłby bezpośrednie możliwości eksportu gazu z Rosji do Niemiec do 110 mld metrów sześciennych rocznie.
Niemiecki urząd regulacji energetyki zawiesił procedurę certyfikacji NS2. Decyzja o ostatecznej certyfikacji zostanie podjęta dopiero w drugiej połowie 2022 roku. Nie zmniejsza to jednak obaw Waszyngtonu, Warszawy i Kijowa, że NS2 może zostać wykorzystany przez Rosję do celów politycznych. Obawy te nasiliły się jeszcze bardziej po tym, jak w listopadzie przepływy gazu z Rosji spadły do sześcioletniego minimum. W odpowiedzi ceny hurtowe tego surowca wzrosły do około 800 dolarów za 1000 metrów sześciennych, czyli znacznie powyżej normalnego poziomu około 300 dolarów.
Szacuje się, że gdyby Rosja zwiększyła eksport gazu o 20 proc., obniżyłoby to cenę rynkową gazu na rynkach zachodnioeuropejskich o 50 proc. Eksperci twierdzą natomiast, że NS2 nie musi nawet istnieć, aby Gazprom mógł wysyłać gaz do Europy.
„Istnieją wystarczające zdolności przesyłowe na istniejących trasach, ale Kreml od miesięcy podejmuje decyzję o pogłębieniu niedoboru gazu ziemnego w magazynach UE poprzez odmowę rezerwacji dodatkowych zdolności przesyłowych poza zakontraktowanymi poziomami na tych trasach” - mówi DW dr Benjamin L. Schmitt, naukowiec z Uniwersytetu Harvarda i były doradca Departamentu Stanu ds. europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. To, jego zdaniem, wzmacnia przekonanie, że Rosja wykorzystuje swój gaz jako środek nacisku i może zmusić regulatorów w Niemczech i Brukseli do przyspieszenia certyfikacji NS2.
Amerykańsko-niemieckie wspólne oświadczenie w sprawie NS2 zobowiązało Niemcy do nałożenia na Rosję sankcji na poziomie UE w przypadku gdyby Moskwa zaczęła wykorzystywać gazociąg jako broń polityczną. „I to się dzieje właśnie teraz” - twierdzi dr Benjamin Schmitt z Uniwersytetu Harvarda.
„Jednak Berlin nie przyznał się jeszcze nawet publicznie do tej rzeczywistości, nie mówiąc już o szukaniu sankcji na poziomie UE” - podkreśla Schmitt. To jest de facto osłabienie samego porozumienia, pod którym podpisały się same Niemcy.
Komisja Europejska oświadczyła, że jest gotowa nałożyć dodatkowe sankcje na Rosję, rozszerzając te, które nałożono po aneksji Krymu w 2014 roku. Wszyscy członkowie UE muszą się zgodzić na sankcje, ale jak dotąd pozostają podzieleni w kwestii tego, jak postępować z Rosją.
Eksperci twierdzą, że kraje europejskie nie ucierpią znacząco, jeśli NS2 zostanie zatrzymany, ponieważ mogą uzyskać potrzebny im gaz poprzez istniejące rurociągi.
Stany Zjednoczone, które w ostatnich latach odnotowały wzrost produkcji gazu i spadek cen, szukają nowych rynków zbytu. Zarówno Polska, jak i Ukraina wyraziły zainteresowanie kupnem LNG od amerykańskich dostawców, ale może minąć wiele lat, zanim będzie gotowa infrastruktura do komercyjnego wykorzystania tego surowca.
Stany Zjednoczone mogą również skorzystać na podziałach politycznych w UE, podobnie jak ekspansywne Chiny, które już zaczęły przejmować infrastrukturę w Europie Wschodniej.
Polska i Ukraina czerpią obecnie dochody z opłat tranzytowych, które Gazprom płaci w zamian za przesyłanie swojego gazu przez ich sieci gazowe do Europy Zachodniej.
Kijów i Warszawa obawiają się również potencjalnego osłabienia ich politycznej siły przetargowej w przypadku ominięcia ich przez gazociąg biegnący pod Morzem Bałtyckim bezpośrednio do Niemiec. Jednak ze wszystkich zaangażowanych stron i zainteresowanych, jeśli NS2 zostałby ostatecznie zatrzymany, największym przegranym byłby Kreml.
„Zatrzymując NS2, Gazprom w celu eksportu gazu na rynek UE nadal musiałby opierać się na ukraińskim systemie przesyłu gazu. To byłby dodatkowy strategiczny czynnik odstraszający przed dalszą rosyjską destabilizacją Ukrainy” – zaznacza Benjamin Schmitt.
Tymczasem Polska zaczęła szukać nowych źródeł importu gazu, podpisując umowy z Norwegią, Katarem i USA, budując terminale LNG (skroplonego gazu ziemnego) na swoim wybrzeżu Morza Bałtyckiego i ma ambicje stać się regionalnym hubem gazowym.
Putin cały czas zaprzecza, że używa energii jako broni, choć daje do zrozumienia, że jedynym sposobem na zwiększenie przez Rosję eksportu gazu do Europy jest zgoda Niemiec na budowę gazociągu.
Ale Rosja ma najwięcej do stracenia, jeśli NS2 zostanie wstrzymany. Będzie to znacząca polityczna porażka dla Kremla, nawet jeśli nie będzie to kosztować Kremla wiele w kategoriach finansowych.
Zdaniem części ekspertów istnieje również możliwość, że Gazprom nie miał wystarczającej ilości gazu do wysłania do Europy, biorąc pod uwagę konieczność uzupełnienia magazynów po mroźnej zimie, przestoju w elektrowni Urengoj i wczesnym nadejściu zimnej pogody w tym roku. To wskazywałoby, że spółka ta nie ma możliwości, aby być prawdziwym stabilnym producentem, taką Arabią Saudyjską gazu dla Europy, a tym samym osłabiłoby to jego pozycję przetargową i geopolityczną.