Piotr Bartkiewicz: Główne struktury ekonomiczne pozostały nienaruszone [NASZ WYWIAD]

- Na szczęście dla całej gospodarki jej główne struktury ekonomiczne pozostały nienaruszone w większości sektorów. Przy tym kupowanie w sklepach nie jest problemem. I spora część przemysłu, zwłaszcza ta powiązana z eksportem czy produkcją dóbr konsumpcyjnych radzi sobie dobrze. Obserwujemy w tym segmencie „V”- kształtne odbicie – mówi w rozmowie z FilaryBiznesu.pl Piotr Bartkiewicz, analityk z banku Pekao SA.


Maciej Pawlak: Czy w związku ze wzrostem liczby zakażeń COVID-19 w ostatnich tygodniach należy się liczyć z pogorszeniem się ogólnej sytuacji makroekonomicznej w naszym kraju na jesieni br.?

Piotr Bartkiewicz: Moim zdaniem trzeba się liczyć z taką ewentualnością. I to z kilku powodów. Po pierwsze wiele zależy od tego czy zostaną wprowadzone jakieś dodatkowe obostrzenia epidemiczne w poszczególnych regionach. Obecnie ministerstwo zdrowia przeszło na strategię walki z koronawirusem w wymiarze lokalnym, wobec wybranych powiatów, które są teraz w strefach żółtej i czerwonej. Ich mieszkańcy stanowią obecnie ok. 5 proc. całej populacji Polski. Wiemy, że te strefy mogą być rozszerzone, a wówczas wpływ lokalnych obostrzeń wzrośnie. Ponadto należy się liczyć z możliwością, że w wielu szkołach dzieci nie pójdą do szkoły. A jest to problem także dla gospodarki, bo to oznacza niższą podaż na rynku pracowników, wskutek konieczności pozostania w domach setek tysięcy osób - rodziców czy opiekunów dla sprawowania opieki nad dziećmi. Kolejnym problemem jest reakcja na wzrost zagrożenia epidemicznego społeczeństwa jako konsumentów. Obostrzenia odgórne - to jedno, natomiast sposób, w jaki my do tego podchodzimy, z czego rezygnujemy, na jakie ryzyko się decydujemy, to druga rzecz, nie mniej ważna. Weźmy choćby casus Szwecji, gdzie odgórnych obostrzeń nie było, ale Szwedzi siedzą karnie w domach i pracują zdalnie, chętniej niż Polacy. Zatem jeśli Polacy wystraszą się fali rosnących zachorowań, będzie to miało też skutki ekonomiczne. A ponadto musimy uwzględnić sposób postrzegania tego problemu przez same firmy. Dla nich obecny wzrost zachorowań także oznacza stan niepewności. Widzimy już pierwsze sygnały tego, że inwestycje firm w naszym kraju bardzo poważnie spowalniają. Tej niepewności nie da się w żadnym wypadku usunąć, dopóki zagrożenie, o którym mówimy, nie zniknie całkowicie. 

Co nas zatem czeka w najbliższych miesiącach?

Moim zdaniem druga połowa obecnego roku okaże się swoistym papierkiem lakmusowym określającym tendencje w gospodarce także w dłuższej perspektywie. Prawdopodobnie będzie to widoczne w danych makroekonomicznych GUS za kolejne miesiące. O ile dotąd martwiliśmy się bardziej poziomem konsumpcji, wielkością sprzedaży czy produkcji przemysłowej, w najbliższym czasie przedmiotem zmartwienia zapewne będzie budownictwo czy inne gałęzie przemysłu.

Wg GUS sprzedaż detaliczna w lipcu br. wraca na ścieżkę wzrostu, a ministerstwo rozwoju dodaje w komentarzu, że podobny wzrost nastąpi w sierpniu. Czy ta tendencja ma szansę przetrwać w kolejnych miesiącach?

Myślę, że tak. Czy mamy do czynienia z typową recesją? W takiej musi dojść do pewnych dostosowań, powinniśmy umieć określić, czy będzie można zakumulować gotówkę, a może potanieją czynniki produkcji. Tego jednak nie obserwujemy. Mamy bowiem do czynienia z epidemią, tj. katastrofą naturalną. Na szczęście dla całej gospodarki jej główne struktury ekonomiczne pozostały nienaruszone w większości sektorów. Przy tym kupowanie w sklepach nie jest problemem. I spora część przemysłu, zwłaszcza ta powiązana z eksportem czy produkcją dóbr konsumpcyjnych radzi sobie dobrze. Obserwujemy w tym segmencie „V”- kształtne odbicie. W ostatnich miesiącach funkcjonowanie tych segmentów napędzane było w dużej mierze powrotem do stanu wyjściowego. Produkcja przemysłowa ogółem pozostaje na poziomie poniżej 3 proc. w porównaniu z poziomem sprzed epidemii, sprzedaż detaliczna - okazała się niższa o ok. 1,5 proc. A więc bardzo blisko poziomów wyjściowych. Będziemy zatem w najbliższym czasie obserwować prawdopodobnie niskie, w sumie jednak pozytywne, dynamiki tych segmentów gospodarki.

Także produkcja sprzedana przemysłu wzrosła w wielu jego segmentach i zapewne (tak uważa ministerstwo rozwoju) wzrost utrzyma się w sierpniu, głównie w sprzedaży żywności i samochodów. Czy rolnictwo może okazać się branżą, która na jesieni pozwoli gospodarce znacząco zmniejszyć skutki kryzysu, gdyby sytuacja pandemiczna nie została opanowana?

To jest jednak relatywnie mało znaczący sektor w skali całej gospodarki. Stanowi ok. 2 proc. jej wartości dodanej. Z drugiej strony wiele wskazuje, że będzie urodzaj. Sytuacja w tym sektorze rzutuje przede wszystkim na poziom cen produktów rolnych i żywności - rzecz jasna im taniej, tym lepiej dla konsumentów. A to z pewnością wpłynie pozytywnie na poprawę nastrojów w społeczeństwie.

Czy niespełna 5-proc. deficyt (ok. 110 mld zł) przewidziany w znowelizowanym budżecie na obecny rok nie okaże się założony na zbyt optymistycznym poziomie?

Co prawda rząd przeznaczył ponad 130 mld zł na kolejne odsłony Tarcz antykryzysowych, ale nie są to porównywalne z planowanym deficytem wielkości. Na Tarcze składają się przecież rozmaite programy pożyczkowe, gwarancje kredytowe, a jedynie po części pomoc bezzwrotna budżetu. W dodatku część środków zaksięgowana jako wydatki w tegorocznym budżecie zostanie faktycznie wydana dopiero w 2021 r. Moim zdaniem jednak do kolejnej nowelizacji budżetu pod kątem powiększenia deficytu raczej nie dojdzie. Bo jego obecny poziom został założony przy stosunkowo pesymistycznym scenariuszu makroekonomicznym. I przy uwzględnieniu wykonania budżetu za pierwsze siedem miesięcy br. z deficytem na poziomie 16,3 mld zł.

Co dalej z budownictwem mieszkaniowym? W ostatnich miesiącach wykazywało dobre rezultaty, ale dotyczyło to głównie inwestycji w realizacji i oddawanych do użytku, zaś inwestycji mieszkaniowych rozpoczynanych oraz zgłaszanych do wybudowania jest coraz mniej.

Ewidentnie już obecnie rysuje się spadek aktywności w tym sektorze. Niewątpliwie deweloperzy zareagowali na fakt, że popyt na nowe mieszkania się zmniejszył. Widać to w spadającej liczbie zapytań o kredyty mieszkaniowe. Więc ten sektor budownictwa wyhamuje. Przed nami szykuje się w nim okres zastoju. Z drugiej strony nie jest przecież powiedziane, że okresy wzrostu są dane na zawsze. W historii gospodarki obserwujemy okresy wzrostów przeplatane spadkami. Jednak w przypadku budownictwa, zwłaszcza mieszkaniowego, musimy uwzględnić długość - często dwuletnią - cyklu budowlanego. Oznacza to, że obecne spadki w ilości rozpoczynanych budów, jak i w występowaniu o pozwolenia na budowy, przełożą się na spadki ilości mieszkań oddawanych do użytku w 2021 i na początku 2022 roku. Zatem ten segment budownictwa czeka nie tylko w nadchodzących miesiącach, ale i latach, funkcjonowanie na hamującej fali. Przy tym nie spodziewałbym się w nim jakichś większych spadków cen na budowane mieszkania.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: