Jak umowa UE-USA wpłynie na polską gospodarkę?

Polska gospodarka straci na amerykańskich cłach kilka miliardów złotych; wzrost polskiego PKB może być o 0,1 pkt proc. niższy - ocenił Piotr Bujak z PKO BP. Dodał, że wynegocjowana umowa handlowa UE-USA będzie miała też pozytywne efekty, ale będą one ograniczone.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i prezydent USA Donald Trump uzgodnili w weekend w Turnberry, w zachodniej Szkocji, umowę handlową między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Von der Leyen przekazała, że zgodnie z porozumieniem 15-procentowa stawka celna obejmie przeważającą część eksportu unijnego do USA, m.in. przemysł samochodowy, półprzewodnikowy i farmaceutyczny.

- W ujęciu rocznym w skali całej polskiej gospodarki można te straty szacować na poziomie kilku miliardów złotych. To mogą być straty tego rzędu. Według naszych szacunków wzrost polskiego PKB może być z tego tytułu niższy o 0,1 pkt proc. 

- ocenił w rozmowie z PAP główny ekonomista PKO Banku Polskiego Piotr Bujak.

Ekonomista zaznaczył, że w przypadku wypracowanej umowy UE-USA mamy do czynienia z kilkoma efektami. Po pierwsze, produkty unijne, w tym polskie, po nałożeniu ceł na amerykańskim rynku staną się droższe i przez to mniej konkurencyjne dla amerykańskich konsumentów. To narazi europejskich i polskich eksporterów na straty, które jego zdaniem z pewnością będą odczuwalne, ale na razie są trudne do oszacowania. Wysokość tych strat będzie zależała m.in. od tego, jakimi cłami będą objęte towary z innych gospodarek niż UE, z którymi europejscy producenci konkurują na amerykańskim rynku.

Zdaniem Bujaka wypracowanie umowy może mieć pozytywny efekt w przypadku ograniczonej liczby branż. Jak wyjaśnił, w sytuacji, gdy na amerykański rynek trafia jakiś produkt z UE, który nie jest produkowany lokalnie, nawet po uwzględnieniu 15-procentowej stawki celnej będzie on tańszy niż konkurencyjny produkt z jednego z np. azjatyckich krajów, w przypadku których stawka celna będzie wyższa niż w przypadku UE.

- Może się okazać, że konkurencyjność niektórych europejskich towarów zwiększy się, ale mówimy o efekcie, który wystąpi w bardzo ograniczonym stopniu, w ograniczonym zakresie. Taki paradoksalnie pozytywny efekt może mieć miejsce w pewnych niszach rynkowych, niestety raczej w odniesieniu do nielicznych towarów lub grup towarów. Zasadniczy efekt ceł będzie negatywny

 - ocenił główny ekonomista banku.

Dodał, że pozytywnym efektem względem chaosu z ostatnich miesięcy od rozpoczęcia wojen handlowych przez D. Trumpa będzie też to, że znika niepewność, a pojawi się jakaś przewidywalność. Biznes będzie wiedział, na czym stoi.

Bujak przypomniał też, że nowa umowa ze Stanami Zjednoczonymi ma obniżyć cła z przejściowo obowiązującej obecnie efektywnej stawki 27,5 proc. do 15 proc., ale wysokość amerykańskich ceł pierwotnie, czyli przed tzw. dniem wyzwolenia, była znacznie niższa. - Trzeba podkreślić, że względem sytuacji z okresu eskalacji wojen handlowych i podwyższonej niepewności teraz jest lepiej, ale względem punktu wyjściowego sprzed „dnia wyzwolenia” jest gorzej. Trzeba o tym pamiętać w analizie sytuacji i wpływu na poszczególne podmioty - stwierdził ekonomista.

Zwrócił też uwagę na fakt, że wciąż nie wszystkie zapisy umowy handlowej są znane. Niewiadomą jest np. pełna lista wyłączeń, tj. produktów zwolnionych z cła. Wciąż nie ma też pewności, jak będzie wyglądała kwestia kwot na obniżone cła w przypadku stali i aluminium.

Rozmówca PAP stwierdził też, że na wojnie handlowej USA i finalnie umowie handlowej z UE stracą też same Stany Zjednoczone, mimo że sam amerykański budżet na wpływach z ceł zyska.

- To w pewnym stopniu może pomagać redukować bardzo wysoki w Stanach Zjednoczonych deficyt fiskalny i ograniczać silny przyrost długu publicznego. Natomiast cenę zapłacą konsumenci, bo przecież trudno sobie wyobrazić, żeby ciężar podwyższonych ceł, najwyższych od dekad, w całości wzięli na siebie producenci i eksporterzy. Według powszechnych oczekiwań ekonomistów, w tym z amerykańskiego banku centralnego, znaczny wzrost efektywnej stawki celnej na import do USA spowoduje wzrost inflacji, więc cenę zapłacą amerykańscy konsumenci, czyli amerykańska gospodarka poniesie istotny koszt tych działań

 - dodał.

Według analiz PKO BP efektywna stawka celna dla państw Europy wzrosła z przedziału od 1,5 - 4 proc. do maksymalnie 17 proc. od sierpnia. W komentarzu banku zaznaczono, że na skutek wyższych ceł najbardziej ucierpią gospodarki mające istotną wymianę handlową z USA, czyli m.in. Niemcy, Włochy i Finlandia. Polska i inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej odczują negatywne skutki pośrednio - poprzez spadek popytu z zachodnich państw UE.

„Szacujemy, że nowe cła ograniczą wzrost PKB w Niemczech w tym roku o około 0,4 pp, a w państwach EŚW o około 0,1 pp względem scenariusza bez ceł. Bardziej negatywny wpływ będzie widoczny w przyszłym roku, choć będzie on tylko nieznacznie silniejszy niż w roku bieżącym. Długoterminowy wpływ ceł na PKB może skutkować maksymalnie spadkiem o 1 proc. w państwach UE względem scenariusza dotychczasowych ceł” - ocenili ekonomiści banku.

Negocjacje w sprawie umowy handlowej między USA a UE trwały od marca, kiedy amerykańska administracja ogłosiła wprowadzenie pierwszej rundy ceł na europejski import. Były to 50-procentowe cła na stal i aluminium; potem w negocjacjach pojawiała się stawka 30 proc. ceł na europejski eksport do USA. Jak mówiła w niedzielę von der Leyen, bez zawarcia umowy z USA ta stawka weszłaby w życie od 1 sierpnia.

Nałożenie wysokich ceł na większość państw świata Trump zapowiadał już w kwietniu; jak wskazywał, celem jest minimalizacja deficytu handlowego USA. Poszczególne kraje rozpoczęły wtedy negocjacje ws. nowych umów handlowych z USA; do tej pory umowy Stany Zjednoczone zawarły m.in.: z Wielką Brytanią i Japonią. Największym partnerem handlowym USA pozostaje jednak Unia Europejska.

Źródło