Wyprzedaż rocznika: Powrót do cennej tradycji?

Sprzedawcy samochodów wreszcie zdecydowali się na bardzo popularną kiedyś  wyprzedaż rocznika. W ten sposób w końcu zaczynają walczyć o klienta, który uciekł na rynek aut używanych, bo nowe są za drogie.

Komisja Europejska pod naciskiem różnych grup - ekologicznych i biznesowych - wymyśliła sobie zakaz sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku. Polska jest zdecydowanie przeciwko, ale nasze stanowisko jest odosobnione, bo Niemcy nie zablokowały w końcu przyjęcia dyrektywy w tej sprawie ze względu na swoje interesy - ich przemysł motoryzacyjny jest potężny.

Zdaniem premiera Mateusza Morawieckiego, "w warunkach obecnego kryzysu cele Europejskiego Zielonego Ładu są zbyt radykalne". - Narażają gospodarkę, miejsca pracy i wielu obywateli UE na komunikacyjne wykluczenie - podkreślił szef rządu. W swoim kolejnym podcaście podkreślił, że choć samochody zeroemisyjne to z pewnością przyszłość transportu, to obecne regulacje proponowane przez Brukselę są zbyt kosztowne dla większości obywateli Unii Europejskiej (UE). Zdaniem premiera, jeśli wziąć pod uwagę regulacje zakazujące rejestracji samochodów spalinowych zawierające wyłączenia dla producentów aut luksusowych, to trudno oprzeć się wrażeniu, że rozwiązania przegłosowane przez europarlamentarzystów uwzględniają głównie interesy tych 10 procent najbogatszych, czyli m.in. ich właśnie. 

Transformacja energetyczna nie może być wprowadzana w imię ideologii

Eurodeputowani z ugrupowań dominujących w Parlamencie Europejskim (PE), zdaniem premiera, "robią to kosztem mniej majętnej połowy społeczeństwa i biedniejszych krajów unijnej dwudziestki siódemki". - Choć co do zasady regulacje dotyczą w tym samym stopniu każdego kraju członkowskiego, to w krajach Europy Środkowo-Wschodniej ich wpływ na społeczeństwo dodatkowo potęgują różnice w rozwoju gospodarczym i technologicznym oraz poziomie bogactwa między nowymi i starymi krajami Unii - podkreślił premier. Zdaniem premiera Morawieckiego "transformacja energetyczna nie może być wprowadzana w imię ideologii ani ograniczać wolności wyboru stylu życia". - Paradoksalne jest, że te pomysły wypływają u nas od opozycji - powiedział premier. Szef rządu zaznaczył, że "regulacje związane z ochroną środowiska powinny być efektem zgody większości społeczeństwa" i dodał, że "chodzi tak samo o cele klimatyczne, jak i o sposoby i tempo dochodzenia do tych celów". - Dlatego transformacja energetyczna w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości zaczyna się od stworzenia możliwości i zapewnienia pieniędzy - wskazał Mateusz Morawiecki i dodał, że "od lat systematycznie zwiększamy nakłady na to, by Polacy oddychali czystym powietrzem, żebyśmy jako społeczeństwo odciskali jak najmniejsze piętno na środowisku naturalnym". Premier podkreślił, że rząd rozumie potrzebę redukcji emisji gazów cieplarnianych i wskazał, że "to, o co ciągle zabiegamy w sprawie zielonej transformacji, to uczynienie jej sprawiedliwą, a przez to też bardziej realną". 
 

Niemcy się złamały

Podobne stanowisko - choć z nieco innych, nie społecznych, a bardziej ekonomicznych pobudek - zajmowały Niemcy. Zdaniem „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Faktyczny zakaz dopuszczania do ruchu nowych samochodów osobowych z silnikiem spalinowym jest interwencją idącą zbyt daleko. Tym bardziej, że preferowany przez polityków samochód elektryczny ma zerową emisję CO2, ale dzieje się tak tylko w przypadku spalin, ale nie przy produkcji pojazdu ani podczas ładowania baterii. Właśnie dlatego, że wszyscy są co do tego zgodni, że trzeba pomóc klimatowi, wymogi prawne muszą uwzględnić spojrzenie całościowe. Musi ono obejmować produkcję baterii i energii elektrycznej z jednej strony, jak również produkcję paliwa i silnika z drugiej strony”.
Jednak „Heilbronner Stimme” jest zdania, że: „Minister transportu Niemiec Volker Wissing udaje, że chce uratować silnik spalinowy. A przecież wie, że to tak nie działa, nie w takim zakresie, jak byłoby to potrzebne, aby zaoferować niemieckim dostawcom alternatywę dla transformacji w kierunku e-mobilności. Dlatego przekonuje, że w 2035 roku będzie tyle zielonego wodoru, że wszystkie problemy energetyczne zostaną rozwiązane i zostanie jeszcze pod dostatkiem dla silnika spalinowego. A przecież niemieccy producenci samochodów już dawno wyznaczyli kierunek. Przydatne są tu jasne warunki ramowe, co wyraźnie zaznaczył w swojej krytyce opóźnień szef Audi. Zamiast więc używać paliw syntetycznych jako wymówki dla samochodów, które byłyby napędzane konwencjonalną benzyną, FDP powinna wspierać rozbudowę globalnej gospodarki wodorowej. Samo zablokowanie nic tu nie da”.
Według „Badische Zeitung”:„Nie tylko trzeba uporać się ze zwrotem w polityce bezpieczeństwa, ale także z transformacją w energetyce i w transporcie. Chodzi o poprawienie wydajności i neutralności klimatycznej transportu w tym uprzemysłowionym kraju europejskim. Skalę tego wyzwania pokazuje analiza natężenia ruchu przedstawiona przez ministra transportu Volkera Wissinga. Do 2051 roku ruch drogowy wzrośnie w całym kraju, a ciężarówki pozostaną dominującym środkiem transportu. Wissing spodziewa się wzrostu rzędu 54 procent. Wyciąga z tego wniosek, że także w przyszłości trzeba stawiać na rozbudowę dróg. To mało ambitny plan. Jasne, że nie obejdziemy się w przyszłości bez samochodów, ciężarówek, ani bez nowych autostrad. Ale propozycja starych rozwiązań jest rozczarowująca. Niemcy nie osiągną wyznaczonych sobie celów odnośnie klimatu i środowiska”.
 

Zieloni twardo przeciw spalinowym

UE nie odłożyła jednak decyzji o zakazie sprzedaży aut z silnikami spalinowymi. Minister transportu Niemiec Volker Wissing nie był przeciwko. KE oraz Niemcy poinformowały, że osiągnęły porozumienie w kwestii zakazu rejestracji samochodów spalinowych po 2035 r. - Przepisy złagodzono - przekazał minister Wissing. - Pojazdy wyposażone w silnik spalinowy będą mogły być rejestrowane po 2035 r., jeśli będą wykorzystywać wyłącznie paliwa neutralne pod względem emisji CO2 - przekazał niemiecki minister transportu. Neutralnych, czyli syntetycznych - czyli produkowane głównie w Niemczech.
Niemcy swoje wygrały, a Polska ma nadal problem, bo sprzedaż nowych aut spada. Tymczasem nasz przemysł motoryzacyjny też jest silny. - Zakaz rejestracji nowych pojazdów spalinowych uderzy w zwykłych ludzi – podkreśla wiceminister aktywów państwowych Jan Kanthak. Wskazując na problemy związane z przejściem w 100 proc. na auta elektryczne, zauważył m.in., że nie jest do końca ekologiczne rozwiązanie. - Zakaz rejestracji samochodów spalinowych od 2035 roku, spowoduje znaczący spadek samochodów na rynku i możliwość korzystania z tego typu pojazdów przez zwykłych ludzi – zaznacza Kanthak. Wiceszef MAP krytycznie odniósł się również do perspektywy zastąpienia samochodów spalinowych w 100 proc. autami elektrycznymi, „ponieważ nie jest to do końca ekologiczne rozwiązanie”. - Aby naładować samochód elektryczny, trzeba naładować ten samochód przez energię wytworzoną przez węgiel albo gaz, więc nie mówimy o zielonej, czystej energii – zauważył. Kanthak zwrócił również uwagę na baterie stosowane w autach elektrycznych.  - Jest tam cała tablica Mendelejewa i jeśli zobaczymy, że 90 proc. litu, który jest niezwykle ważnym elementem baterii elektrycznych, pochodzi z Chin, to widzimy, że cały przemysł motoryzacyjny może się w pewnym stopniu uzależnić od woli i chęci ewentualnej dostarczania tego typu materiału ze strony - jednak komunistycznych - władz w Pekinie – stwierdził.
 

Unia na zielono - i nie ma odwrotu 
 

Planowany i przyjęty jak dotąd przez Parlament Europejski zakaz rejestracji pojazdów emitujących spaliny od 2035 r. wynika z unijnych regulacji dla osiągnięcia neutralności klimatycznej w UE do 2050 roku.
Rada UE i PE 27 października 2022 r. zawarły porozumienie dotyczące bardziej rygorystycznych norm emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych i dostawczych. Zgodnie z nim od 2035 r. w żadnym państwie członkowskim UE nie będzie można rejestrować nowych samochodów osobowych i dostawczych z silnikami spalinowymi - z wyjątkiem zaznaczonym powyżej. 14 lutego br. Parlament Europejski zatwierdził cele redukcji emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych i pojazdów dostawczych. To element pakietu „Gotowi na 55”. Nowe regulacje torują drogę do celu, jakim są zerowe emisje CO2 z nowych samochodów osobowych i dostawczych w 2035 roku. Unijny cel polega na zmniejszeniu emisji CO2 wytwarzanych przez nowe samochody osobowe i dostawcze o 100 proc. w stosunku do roku 2021. Pośrednie cele redukcji emisji na 2030 rok ustalono na 55 proc. dla samochodów osobowych oraz 50 proc. dla samochodów dostawczych. 

Wszystkie te regulacje sprawiają, że nowe samochody drożeją. Dlatego też popyt na nowe auta spada. Stąd promocje -  na rynku można już znaleźć więcej ofert zakupu pojazdów przecenionych nawet o 20%, jak wynika z raportu Carsmile. Część z nich to opóźniona wyprzedaż rocznika. 

Tesla wyznacza kierunek

Zapoczątkowała je polityka Tesli, a wzmocniły doniesienia o obniżkach wprowadzanych przez chińskich producentów elektryków, w tym m.in. zapowiedź koncernu BYD, który swoim nowym modelem Seagull chce walczyć o miano najtańszego elektryka na świecie - na rynku chińskim auto zadebiutowało z ceną odpowiadającą niespełna 11 tys. USD, czyli mniej niż 50 tys. zł. Amerykański portal TrueCar szacuje z kolei, że w marcu średni rabat udzielony przy sprzedaży auta w Stanach Zjednoczonych wyniósł 3,5%, a odważne zachęty dla kupujących auta uważane są za jedną z głównych przyczyn odrodzenia popytu na samochody na tamtejszym rynku. – Tesla swoimi obniżkami zaczyna wywierać presję na innych producentów. Rynek podzielił się na dwa obozy: część marek zaczyna walczyć o klienta coraz odważniej sięgając po rabaty, aby w ten sposób pobudzić niską sprzedaż nowych aut w Polsce. Ale jest też spora grupa importerów, którzy mając jeszcze w pamięci sytuację sprzed roku, gdy klienci wprost wyrywali sobie samochody z rąk, przyjęła postawę wyczekującą – mówi Michał Knitter, wiceprezes Carsmile. Wg szacunków Carsmile, Tesla obniżyła już ceny swoich samochodów w Polsce średnio o 15% względem połowy ubiegłego roku. Przykładowo Tesla Y w wersji LR potaniała o 55 tys. zł (obecnie kosztuje niespełna 260 tys. zł a rok temu było to 315 tysięcy). Flagowy model Tesla 3 w wersji RWD został z kolei przeceniony w ciągu roku z 230 tysięcy zł do 206 tysięcy. Tak duże obniżki spowodowały skokowy wzrost udziału Tesli w rejestracji nowych aut w Polsce, wywołując spore zamieszanie w krajowych statystykach. Przykładowo w marcu Model 3 wskoczył na drugą pozycję najchętniej kupowanych aut klasy premium.  – W przypadku innych marek nie możemy mówić o obniżkach cen katalogowych, tylko stopniowym, wciąż jeszcze bardzo wybiórczym, powrocie polityki rabatowej. Przykładem marki, która od kilku miesięcy odważnie walczy o klienta w Polsce jest Audi. Inni robią to bardzo małymi kroczkami lub wcale. Zachęty dla kupujących zwykle dotyczą tylko wybranych modeli i tylko niektórych wersji wyposażenia, nie są kompleksowe, jak w przypadku koncernu Elona Muska  – wyjaśnia Michał Knitter. Jego zdaniem, marki, które zdecydowały się na poluzowanie swojej polityki cenowej oferują obecnie rabaty na poziomie 5-10%, choć pojawiają się też przypadki okazjonalnych upustów sięgających nawet 20%. Ceny katalogowe wciąż jednak idą w górę, choć zdecydowanie wolniej niż w 2022 roku.

Skomentuj artykuł: