Związkowcy alarmują: będziemy kupowali energię od Niemców, a własne kopalnie i elektrownie zlikwidujemy

Jutro (tj. 15 grudnia br.) w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach mają spotkać się sygnatariusze wrześniowego porozumienia dotyczącego transformacji górnictwa węgla kamiennego. Związki oczekują na to spotkanie z wielką niecierpliwością ale i niepokojem - UE znów zaostrza bowiem cele klimatyczne, co zapowiada kolejne kłopoty dla polskiego górnictwa. 

Na spotkaniu resort aktywów państwowych będzie reprezentował wiceminister Artur Soboń, który jest także pełnomocnikiem rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego. Jak podkreśla przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz w wypowiedzi dla PAP, minister Soboń jest bardzo sprawny jako negocjator.  
 

- Ale jego decyzyjność jest, jaka jest, poza tym on nie brał i nie bierze udziału w tych wszystkich rozmowach dotyczących kwestii klimatycznych - i nie ma zbyt dużego wpływu na politykę energetyczną  

zastrzega.

- Więc, żebyśmy nie doprowadzili do podpisania jakiegoś dokumentu, który stanie się bajką zmieniającą się w horror  - przestrzegł. 

Jego zdaniem, wobec olbrzymiego wyzwania społecznego i gospodarczego na Śląsku, premier Mateusz Morawiecki też powinien pojawić się w Katowicach. UE stawia bowiem na zaostrzenie celu klimatycznego i wyższą redukcję gazów cieplarnianych - zamiast 40 proc. aż 55 proc. w 2030 r. 

To zdaniem związków przekłada się na prace nad umową społeczną ws. transformacji górnictwa, która ma być wypracowana na gruncie porozumienia z 25 września. 

Kolorz podkreślił, że dotychczasowe prace w powołanych pod tym kątem zespołach bazowały na celu redukcji o 40 proc. uwzględnionym w projekcie Polityki Energetycznej Państwa.   - Już na 40 proc. ten pierwszy, na razie zatrzymany projekt PEP, był dla nas bardzo niekorzystny, także nie wiem, co będzie działo się przy 55 proc.  - zaakcentował.
 

- Chyba, że coś wyniknie z tych niejednoznacznych zapisów zakładających, że Rada Europejska uznaje potrzebę zapewnienia wzajemnych połączeń bezpieczeństwa energetycznego wszystkich państw członkowskich oraz poszanowania prawa wszystkich państw członkowskich do decydowania o swoim miksie energetycznym

dodał.

Ubiegłotygodniowy szczyt UE był przełomowy nie tylko jeśli chodzi o tzw. Zielony lad. W wyniku negocjacji z Niemcami, sprawującymi aktualnie prezydencję w Unii, polski i węgierski rząd dał się przekonać, żeby zagłosować za przyjęciem budżetu razem z pozostałymi 25 krajami. Treść rozporządzenia co prawda ma pozostać bez zmian, ale dołączony do niego zostanie dokument uzupełniający, uściślający pod jakimi warunkami mechanizm powiązania środków z przestrzeganiem praworządności będzie można uruchomić. 

- Inwestorzy bardzo dobrze przyjęli perspektywę ugody i uruchomienia miliardów na pomoc, w tym w szczególności polskiej gospodarce, która przez 7 następnych lat ma dostać ok. 617 mld zł bezzwrotnych dotacji oraz ok. 152 mld zł w formie niskoprocentowanych pożyczek. W środę polska i węgierska giełda były najmocniejszymi na Starym Kontynencie. W czwartek i w piątek dominowały już jednak spadki - szczególnie piątek, gdy WIG20 tracił ok. 2,5% 

komentuje Wojciech Kiermacz z Analizy Online.

Zdaniem związkowców sytuacja wygląda jak na giełdzie - dobre sygnały były mylące, a złe prawdziwe, bo Polska na unijnym porozumieniu straci. 

Zaniepokojeni ustaleniami UE są szczególnie związkowcy z PGG. Przewodniczący górniczej  - Solidarności - Bogusław Hutek uważa, że unijne dążenia do tzw. Zielonego Ładu wymusiły już na Polsce plany energetyki, która chce zmniejszyć zapotrzebowanie na węgiel aż o 7 milionów ton rocznie i to już od roku 2021.  

- Chcielibyśmy zatem usłyszeć, w jaki sposób ten zmniejszony popyt zostanie  - podzielony -  pomiędzy spółki węglowe - mówi o zbliżającym się spotkaniu z rządową delegacją Hutek.
 

- Polska Grupa Górnicza jest oczywiście największa, ale nie może być tak, że ciężar spadnie tylko na nią. Tutaj w sposób jasny musi się wypowiedzieć pełnomocnik rządu do spraw transformacji energetycznej i górnictwa, pan minister Soboń. Od tego, ile węgla będziemy mogli sprzedać rodzimej energetyce, zależeć będzie przecież wielkość wydobycia w poszczególnych kopalniach czy wielkość zatrudnienia, a więc również przebieg procesu alokacji pracowników z kopalń likwidowanych do tych nadal funkcjonujących

dodaje.

Plany zmniejszenia wydobycia węgla niepokoją też związki w Tauron Polska Energia. Słowa prezesa koncernu Tauron Polska Energia Wojciecha Ignacoka o konieczności  głębokiej transformacji spółki Tauron Wydobycie i o tym, że  po 2021 roku nie będzie już możliwe finansowe wspieranie działalności górniczej w ramach grupy, które padły w rozmowie z portalem WNP.pl, wzburzyły związkowców z Zakładowej Organizacji Koordynacyjnej (ZOK) NSZZ  Solidarność Tauron Wydobycie SA. 

Związki natychmiast wystosowały pismo do odpowiadającego za górnictwo ministra Artura Sobonia, domagając się jasnych deklaracji co do przyszłości kopalń Taurona. Według  Solidarności zapowiedzi prezesa Ignacoka stoją w całkowitej sprzeczności z treścią komunikatu podsumowującego spotkanie przedstawiciela rządu z Zarządem i stroną społeczną Tauron Wydobycie SA, do którego doszło 24 września - chodzi o zawarte tam gwarancje uczestnictwa związków zawodowych w pracach nad strategią dalszego funkcjonowania Tauron Wydobycie SA. 

- Jesteśmy tą sytuacją oburzeni, ale i zaskoczeni - podkreśla przewodniczący ZOK NSZZ  Solidarność Tauron Wydobycie SA Waldemar Sopata.  

- Wcześniej Zarząd koncernu Tauron Polska Energia jednoznacznie i publicznie deklarował, że do czasu przedstawienia przez rząd polityki energetycznej kraju nie będzie wykonywał żadnych ruchów. Strategia przewidywała stopniowe zwiększanie roli tak zwanej zielonej energii, ale miało to być tak, że przy wzroście ogólnego zapotrzebowania na energię  nadwyżkę stanowiłaby już  zielona energia, zaś energetyka konwencjonalna produkowałaby tyle samo energii, co dotychczas - nie byłaby w żadnym stopniu poszkodowana. To, co dzieje się teraz, jest dla nas nie do wiary, ale przede wszystkim nie do przyjęcia. Zacznijmy się traktować poważnie  - apeluje.

Rząd i zarządy spółek węglowych są jednak w sytuacji trudnej, bo ustalenia z UE narzucają im konieczność redukcji wydobycia,  a - co za tym idzie - kosztów, w tym związanych z zatrudnieniem. Jak wyjaśnił premier Morawiecki na piątkowej konferencji prasowej podsumowującej szczyt UE, stronie polskiej zależało na porozumieniu. 
 

- W wyniku tego porozumienia Polska będzie mogła mieć środki na sprawiedliwą, w naszym tempie transformację klimatyczną, transformację gospodarczą, bo w ślad za transformacją klimatyczną zmienia się gospodarka 

zaznaczył szef rządu.

Związki nie są jednak z tych decyzji unijnych zadowolone. Zauważają, że zapotrzebowanie na węgiel na świecie rośnie, a tylko Europa jak samotny błędny rycerz walczy z paliwami kopalnymi. W Azji wydaje się ogromne środki na nowe kopalnie, a dostęp do tego surowca trwa prawdziwa walka. Ceny paliw rosną, a cena węgla koksującego w Chinach osiągnęły najwyższy od czterech lat poziom – poinformował serwis mining.com. 

Tymczasem polskie kopalnie przygotowują się do wielkiej redukcji zatrudnienia. Jak informuje PGG, trwają analizy i przygotowywane są założenia regulaminu zwolnień grupowych. Związkowcy podkreślają, że jedne kopalnie - głównie w PGG - są zamykane, a zapowiada się, że powstaną nowe. Wiele wskazuje na to, że wkrótce ruszy nowa kopalnia węgla Mysłowicach. Starania o jej uruchomienie trwały blisko 10 lat. Koncesję na wydobycie inwestor ma już praktycznie na wyciągnięcie ręki. Górnicy obawiają się też, czy UE przyzna pieniądze na reformę PGG. Umowa rządu ze związkami zostanie  przedstawiona Komisji Europejskiej i jest niezbędna do uzyskania zgody na udzielenie pomocy publicznej.  
- Oczywiście, aby przygotować takie dokumenty dla Komisji będzie potrzeba czasu. To jest cała szafa dokumentów – kopalnia po kopalni - powiedział wiceszef MAP.
 

 - Trudno mi podzielać taki optymizm, jaki wykazywał premier na konferencji dotyczącej porozumienia z UE w sprawie podwyższenia celu klimatycznego do 2030 r., bo raczej wyciągam wnioski, że oddaliśmy dużo pola, jeśli chodzi o naszą suwerenność energetyczną i o naszą ścieżkę dotyczącą osiągnięcia celów klimatycznych wynikających z porozumienia paryskiego

komentuje szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności. 

Zaznaczył np., że środki z tzw. funduszu modernizacyjnego w większości pójdą najpewniej na odnawialne źródła energii.  - Co prawda jest tu zapis o możliwości wyboru najbardziej odpowiednich technologii, umożliwiających zbiorową realizację celu na 2030 r., w tym na przejściowe technologie. Jednak chodzi tu wyłącznie o gaz, a nie o nowoczesne niskoemisyjne technologie węglowe  - zastrzegł Kolorz. 

- Wszyscy, którzy choć trochę interesują się energetyką wiedzą, że energia odnawialna jest droga i będzie droga, szczególnie ta z off-shore'ów, no i jest energią niestabilną - bo czy to panele fotowoltaiczne czy wiatraki, to czas ich pracy to gdzieś 60 proc. w skali roku. Te 40 proc. trzeba czymś zapewnić. Czy to będzie atom? Nie wiem. Nawet jeśli będzie, to nie szybciej, niż za 20 lat  - podkreślił. 

Uznał, że szczególnie zadowolone z ustaleń szczytu mogą być Niemcy, bo to firmy z tego kraju będą budowały polskie wiatraki na morzu.  

- Oni gdzieś tam na szczycie odpuścili trochę kwestię praworządności, ale gospodarczo na nas kupę kasy zarobią, a my energetycznie będziemy krajem zupełnie zależnym. Będziemy kupowali energię głównie od Niemców, a własne źródła energii zlikwidujemy - zdiagnozował.

- Jeżeli to atom miałby być tylko tym stabilnym źródłem energii, i być może gaz, to będzie dobrze, gdy uzyskamy atom za 20 lat, a w międzyczasie zlikwidujemy sobie prawie całkowicie energetykę bazującą na paliwach kopalnych i przy okazji większość przemysłu energochłonnego - to jest pytanie, jak nasza gospodarka będzie wówczas wyglądała  - zauważył.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: