Absurdalny pomysł Brukseli może spowodować upadek polskiego górnictwa

Gdyby rozporządzenie Parlamentu Europejskiego w sprawie emisji metanu weszło w życie w obecnym kształcie - czyli z obowiązkiem ograniczenia emisji do 5 ton metanu na 1000 ton węgla – to w 2030 roku trzeba będzie zamknąć 2/3 kopalń należących do naszej spółki - mówi Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górnicze (PGG).


Związkowcy z PGG alarmują, że rozporządzenie o redukcjach emisji metanu, które Parlament Europejski ma zatwierdzić już marcu - mocno forsowane przez Komisję Europejską - oznacza likwidację większości kopalń węgla energetycznego i koksowego w Polsce. Dlaczego rozporządzenie to w przemyśle uznano za ogromne zagrożenie?
Tomasz Rogala: Jest to projekt absurdalnie sprzeczny z założeniami unijnej zielonej transformacji, niesprawiedliwy i krzywdzący dla europejskiego przemysłu oraz zachęcający do importu surowca z innych kontynentów. W istocie mamy do czynienia z kolejną próbą eliminacji węgla w Europie przed czasem. W tym celu sięgnięto po instrument w postaci odgórnie narzuconego limitu emisji metanu z kopalń do atmosfery na poziomie 5 ton, a wkrótce 3 ton metanu w przeliczeniu na każde tysiąc ton wydobytego węgla. Nie wiadomo, kto i w jaki sposób wyliczył tę normę, natomiast wiadomo, że europejskie kopalnie nie będą mogły jej spełnić. Dzisiaj emitują bowiem średnio 8-14 ton metanu na kilotonę urobku i mimo ciągłego rozwoju technologii wychwytywania i wykorzystania metanu zaproponowane przez Brukselę poziomy emisji są po prostu nieosiągalne z technicznego punktu widzenia.

W unijnych kuluarach mówi się , że kary za łamanie tego rozporządzenia mogą być nawet 20 razy wyższe niż obecne opłaty za emisję dwutlenku węgla.
Za emisje powyżej limitu na przedsiębiorcę nakładane mają być kary, które w projekcie zdefiniowano jako „skuteczne, proporcjonalne, odstraszające, pozbawiające korzyści gospodarczych”, a także „rosnące” w miarę dalszych przekroczeń normy. Będą to więc drakońskie opłaty karne, górnicy obawiają się, że mogą one sięgnąć nawet dwudziestokrotności obecnych opłat za emisje dwutlenku węgla w unijnym systemie handlu emisjami ETS, czyli w tysiącach euro za tonę metanu. Opłaty, które nakładane mają być już od 2027 rorku na węgiel energetyczny, a trzy lata później na surowiec koksujący do wyrobu stali, spowodują oczywiście znaczące zwiększenie kosztów wydobycia węgla, co przełoży się na cenę detaliczną. W praktyce kary skutkować będą koniecznością błyskawicznego zamykania zdecydowanej większości aktywów w spółkach wydobywczych już w ciągu kilku najbliższych lat. Szacuje się, że największy unijny producent węgla energetycznego – PGG S.A. – zmuszony zostanie do zamknięcia dwóch trzecich swych kopalń, a w jeszcze gorszej sytuacji znajdzie się największy europejski dostawca węgla koksującego – JSW S.A., którego wszystkie zakłady odznaczają się silną metanowością złóż.

Inwestorzy już zareagowali na te prognozy. Kurs akcji JSW na giełdzie mocno poszedł w dół - w ciągu miesiąca o ponad 10 procent - a analitycy zalecają sprzedaż tych walorów.
Warto dodać, że w Polsce wejście w życie unijnego rozporządzenia metanowego zniweczy realizację umowy społecznej z harmonogramem likwidacji kopalń do 2049 roku, co już obecnie wywołuje olbrzymie zaniepokojenie pracowników i związkowców, którzy widzą w rozporządzeniu śmiertelne zagrożenie i zapowiadają walkę w obronie setek tysięcy miejsc pracy w górnictwie i wokół branży.

Na czym polega wspomniana dyskryminacja producentów europejskich i stymulowanie importu węgla spoza UE?
Rozporządzenie traktuje przedsiębiorstwa unijne nieporównanie ostrzej niż obce, gdyż od importerów węgla wymagać będzie się jedynie deklaracji o emisyjności kopalń pochodzenia surowca, jednak nie przewidziano jakichkolwiek narzędzi do weryfikacji danych. W rezultacie importerzy unikną kar za przekroczenie emisji. Jeśli w UE mamy ponosić drastyczne konsekwencje emisji metanu z kopalń, to pozycja importerów nie może być uprzywilejowana, muszą zostać objęci identycznymi obowiązkami. W przeciwnym razie „uczciwa konkurencja” i „sprawiedliwa transformacja” w UE okażą się tylko pustymi hasłami. Rozporządzenie metanowe doprowadzi do szybszej likwidacji europejskiego sektora wydobywczego, którego miejsce zastąpi węgiel importowany z Australii, RPA, Ameryki Południowej czy USA. Unia Europejska - wbrew deklaracjom o odchodzeniu od węgla – zwiększa jego zużycie, a import węgla silnie wzrasta i odpowiada już za 70 proc. zużycia w UE. Spada jedynie produkcja węgla w krajach UE, a udział europejskich kopalń w globalnych emisjach metanu jest znikomy. Co gorsza wskutek importu ślad węglowy powiększy się jeszcze o emisje związane z transportem surowca drogą morską na odległość wielu tysięcy kilometrów między kontynentami. Proponowane w rozporządzeniu metanowym przepisy w żaden sposób nie wpłyną zatem na spadek zapotrzebowania Europy na węgiel, pogorszą jednak globalny bilans emisji. Jest to zupełnie sprzeczne z głównymi założeniami UE w zakresie zielonej transformacji. Obecny kryzys w sektorze energetycznym dostatecznie mocno nadwyrężył już kruche łańcuchy dostaw surowców i wydaje się, że dalsze testowanie wytrzymałości systemu przy pomocy zupełnie nieracjonalnych przepisów nie jest najlepszym rozwiązaniem przeżywanych dzisiaj trudności.

Skomentuj artykuł: