"Moim zdaniem nie ma istotnego zagrożenia co do dalszego pogorszenia się sytuacji finansów publicznych. Raczej można dostrzec stopniową poprawę w tym zakresie. Tym szybszą, im mocniej cała gospodarka będzie odbijać w ciągu całego 2021 roku". Z Piotrem Bujakiem, głównym ekonomistą PKO Banku Polskiego, rozmawia Maciej Pawlak.
Dochody budżetowe od stycznia do listopada br. w porównaniu z takim samym okresem ub.r., jak poinformował minister finansów Tadeusz Kościński, okazały się wyższe. Przy czym deficyt budżetowy na koniec tego okresu wyniósł ponad 13 mld zł. Czy możemy być spokojni w związku z tym, że te większe dochody będą mogły w dużej części pokryć wydatki, gdyby doszło do trzeciej fali pandemii na przełomie stycznia i lutego?
Cały czas towarzyszy nam duża niepewność. Nie wiemy dokładnie jak będzie wyglądać sytuacja epidemiczna. Możliwy jest czarny scenariusz z kolejną falą pandemii, jeszcze większą od dotychczasowych. Ale też nie można wykluczyć, że pandemia wkrótce, w ciągu najbliższych kilku miesięcy znajdzie się pod kontrolą. Nie tylko ze względu na proces szczepień. Mamy nadzieję, że za kilka miesięcy nastąpi powrót do lepszej pogody, lepszej odporności naturalnej, nabytej wskutek przechorowania COVID-19 przez bardzo dużą liczbę osób. Wobec tego możliwe są różne scenariusze. Negatywne i pozytywne.
A ten realny?
Bazowy, najbardziej prawdopodobny, jest taki, że nie będzie gorzej niż dotychczas. Wydaje się, że biorąc pod uwagę program szczepień, ale też sporą zachorowalność, nie powinno być większej fali, niż obecna, druga, jesienna. Jednocześnie widzimy, że nasza gospodarka się przystosowała się do pandemii. I mimo, że druga fala była dużo poważniejsza i tragiczna w skutkach biorąc pod uwagę zdrowie i życie ludzkie, to gospodarka zniosła ten okres zaskakująco dobrze. W efekcie - także finanse publiczne wypadają lepiej niż można było oczekiwać w momencie, gdy pandemia się zaczynała. W związku z tym wydaje się, że nawet w scenariuszu utrzymywania się trudnej sytuacji epidemicznej, jeszcze przez jakiś czas stan finansów publicznych nie będzie się pogarszać, bo gospodarka funkcjonuje w miarę normalnie. W dużym stopniu się przystosowała. I jak widać po bieżących wynikach budżetu państwa dochody podatkowe kształtują się całkiem dobrze. A wręcz odnotowujemy wzrost w istotnych dla gospodarki kategoriach. Zatem moim zdaniem nie ma istotnego zagrożenia co do dalszego pogorszenia się sytuacji finansów publicznych. Raczej można dostrzec stopniową poprawę w tym zakresie. Tym szybszą, im mocniej cała gospodarka będzie odbijać w ciągu całego 2021 roku.
Jakie są realne prognozy rozwoju gospodarczego na przyszły rok?
Naszym zdaniem najbardziej prawdopodobny scenariusz to mocny wzrost gospodarczy i dość wysoka inflacja. Realny wzrost PKB - ponad 5 proc., a inflacja - ponad 3 proc. Co łącznie powinno dać nominalny wzrost PKB o ponad 8 proc., czyli mocniejszy niż przed pandemią. Wielkość ta w uproszczeniu stanowi bazę podatkową. Zwłaszcza w odniesieniu do wielkości odprowadzanego VAT. Prognoza makroekonomiczna ekonomistów PKO Banku Polskiego, dużo bardziej optymistyczna, niż ostrożne założenia budżetowe, wskazuje na znaczną poprawę sytuacji finansów publicznych w 2021 roku. Według niej deficyt całego sektora finansów publicznych spadnie do poziomu poniżej 4 proc. PKB, wobec ok. 9 proc. w tym roku.
Produkcja sprzedana przemysłu od stycznia do listopada br. wobec takiego samego okresu w ub. roku okazała się o 5,4 proc. wyższa.
To faktycznie ciekawe. Cały zestaw danych dotyczących polskiej gospodarki za październik i listopad okazał się lepszy od oczekiwań. A więc te dwa miesiące, kiedy trwała druga fala pandemii, zaskoczyły pozytywnie. Oznacza to, że - jak powiedziałem - nasza gospodarka się zaadaptowała. Dowodem na to są dane za ostatnie dwa miesiące. W listopadzie osiągnęliśmy lepszą od wcześniejszych prognoz wielkość produkcji przemysłowej, podobnie lepszą od prognoz dynamikę płac (tu akurat nasi ekonomiści spodziewali się podwyżki dynamiki w przeciwieństwie od innych prognoz). Lepsza od prognoz, w tym naszych - i tak optymistycznych, okazała się także dynamika zatrudnienia. W listopadzie było ono stabilne w stosunku do października (mimo, że oczekiwano powszechnie spadku, ze względu na wprowadzone wówczas restrykcje, które uderzyły w kilka sektorów gospodarki).
Czy także w kolejnych miesiącach nie dojdzie do fali zbiorowych zwolnień?
Nie. W grudniu przecież obserwujemy odbicie w gospodarce, zwłaszcza bardzo wyraźne w handlu. Trudno się wobec tego byłoby spodziewać, by w obecnym miesiącu zatrudnienie spadło. Co prawda w grudniu, podobnie, jak w styczniu i lutym, od lat obserwujemy zjawisko sezonowości w odniesieniu do wielkości zatrudnienia. To przecież okres zimowy, a więc występuje mniejszy popyt na pracowników - głównie w budownictwie, a także np. w rolnictwie. Zatem w tym okresie zatrudnienie ogółem zapewne spadnie, a stopa bezrobocia nieco wzrośnie. Ale tylko ze względu na sezonowość. Wobec tego rynek pracy okazuje się zaskakująco odporny na pandemię. I to pozwala patrzeć w przyszłość z ostrożnym optymizmem. Nawet przy założeniu, że jeszcze zimą czy wczesną wiosną wystąpi kolejna fala zakażeń.
Od nowego roku wejdzie w życie tzw. podatek cukrowy oraz od sprzedaży detalicznej. Jak to się może przełożyć na ewentualne znaczące podwyżki cen towarów w sklepach i w związku z tym na wzrost inflacji?
Czynniki regulacyjne przyczynią się do utrzymania inflacji na poziomie zbliżonym do tego, co obserwowaliśmy w trakcie obecnego, mijającego roku. Inflacja zatem niewiele może się obniżyć w ciągu 2021 roku. Jeśli już, to na początku roku, przy tzw. efekcie wysokiej bazy. A zatem w porównaniu z dużymi podwyżkami cen na początku tego roku. Natomiast główną przyczyną umiarkowanego poziomu inflacji (choć w granicach odchyleń od tzw. głównego celu RPP, czyli nieco poniżej 3,5 proc.) będzie spodziewane odbicie gospodarcze, wzmocnienie popytu. To będzie ją utrzymywać na umiarkowanym, lekko podwyższonym poziomie.