Szef związku zawodowego IG Metall Joerg Hofmann zaproponował, aby w nadchodzącej rundzie negocjacji układów zbiorowych uzgodnić czterodniowy tydzień pracy jako opcję dla przedsiębiorstw, by w ten sposób zapobiec redukcji zatrudnienia. Firmy takie jak Daimler, ZF i Bosch właśnie przystały na skrócenie czasu pracy.
Czterodniowy tydzień pracy byłby odpowiedzią na zmiany strukturalne w sektorach takich jak przemysł samochodowy. Umożliwiłoby to utrzymanie miejsc zatrudnienia w przemyśle, zamiast je likwidować
W przyszłości, oprócz przemysłu samochodowego droga ta powinna być otwarta dla wszystkich firm z branży metalowej i elektrycznej.
Z pewnymi rekompensatami płacowymi dla zatrudnionych, tak aby pracownicy mogli sobie na nie pozwolić
Dzisiejsze wydania niemieckich gazet zajmują się propozycją związku zawodowego IG Metall.
Dziennik „Handelsblatt" z Duesseldorfu pisze:
„Czterodniowy tydzień ma sens tylko wtedy, gdy pomaga przezwyciężyć krótkoterminowy kryzys. Nie jest to jednak odpowiedni instrument dla zmian strukturalnych, którym poddawany jest w szczególności przemysł motoryzacyjny. Podobnie jak w przypadku przedłużenia dodatku za pracę w niepełnym wymiarze godzin, za którym opowiadał się w weekend wicekanclerz Olaf Scholz, istnieje również niebezpieczeństwo cementowania przestarzałych struktur przy skróceniu czasu pracy”.
„Die Rheinpfalz" z Ludwigshafen jest zdania:
„W dłuższej perspektywie czasowej, aby uniknąć masowych zwolnień, potrzebne są inne środki niż praca w skróconym wymiarze godzin. Decydujące pytanie będzie brzmiało: Czy przedsiębiorstwa i ich pracowników stać na czterodniowy tydzień pracy? Gdyż jedno jest jasne: takie skrócenie czasu pracy, i o to właśnie chodzi, nie będzie możliwe przy pełnym wynagrodzeniu”.
Natomiast dziennik „Neue Osnabrücker Zeitung" komentuje:
„Zabezpieczenie miejsc pracy jest jednym z głównych zadań w czasie koronakryzysu. Do tej pory w Niemczech się to całkiem udało. Dodatek za pracę w skróconym wymiarze godzin okazuje się być wart swojej ceny, dlatego też istnieją silne argumenty za wydłużeniem okresu uprawniającego do 24 miesięcy. Ale jedna rzecz musi być jasna: rekompensata za krótki czas pracy nie jest rozwiązaniem stałym. Wypłaty wynagrodzeń ze składek i kasy państwowej nie są modelem zrównoważonym. Zatrudnienia nie da się przez lata sztucznie utrzymać na wysokim poziomie. To w końcu nadmiernie obciąża każde państwo opiekuńcze”.
Z kolei „Kölner Stadt-Anzeiger" konstatuje:
„Dobrą wiadomością jest to, że minister finansów uważa finanse publiczne za tak solidne, że rząd federalny może sobie pozwolić na przedłużenie horrendalnie drogiego programu. A jednak jesteśmy świadkami gigantycznego eksperymentu. Czy po raz drugi uda nam się zanurkować pod huraganem kryzysu? W czasie kryzysu finansowego w latach 2008 i 2009 Scholz udowodnił, że jest to możliwe. Jednak minister wie również, że tym razem obowiązują inne normy. W szczytowym momencie kryzysu finansowego było 1,4 miliona pracowników zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin. W maju tego roku było ich 6,7 miliona. I nikt nie może przewidzieć, kiedy skończy się pandemia i ograniczenia ekonomiczne. (...)Natomiast pomysł partii Lewica, by ograniczyć czas pracy do 30 godzin tygodniowo, wydaje się być marzeniem. Nigdy nie był to dobry przepis na kryzys”.