Czy jawne płace doprowadzą do równości?

Pracodawcy będą zobowiązani do przedstawiania informacji o wysokości płac i ewentualnych różnicach w wynagrodzeniach - to projekt nowej dyrektywy przedstawiony przez Komisję Europejską. Duże firmy będą musiały co roku publikować raporty płacowe, a małe będą informować o pensjach tylko na wyraźną prośbę pracownika. 

W ub. poniedziałek minął termin, w którym polskie związki zawodowe i organizacje pracodawców miały złożyć opinie w sprawie planowanej zmiany. Związki są zdecydowanie za tym rozwiązaniem, lecz pracodawcy mają dużo wątpliwości. Nie podoba się im, że każdy pracownik będzie mógł domagać się od firmy informacji o przeciętnym wynagrodzeniu w grupie pracowników wykonujących takie same obowiązki, w podziale na płeć. Pracodawcy uważają, że to niepotrzebny dodatkowy koszt. Obawiają się też naruszenia tajemnicy przedsiębiorstwa i prywatności zatrudnionych - większość chce zachować wyłącznie dla siebie informację o zarobkach.

Jednak zdaniem Solidarności rewolucja powinna pójść nawet dalej i uprawnienia do informacji o zarobkach osób pracujących w tej samej firmie powinni dostać też związkowcy. Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych też popiera tę inicjatywę KE. Od dawna zachęca do podpisania petycji Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych oraz WeMove dotyczącą jawności zarobków kobiet i mężczyzn. W Europie kobiety zarabiają średnio 16% mniej niż mężczyźni. Dlatego EKZZ oraz WeMove apelują o wprowadzenie prawa znoszącego tajność wynagrodzeń. 

Projekt od dawna dyskutowany jest w UE, ale dopiero, gdy trafi do oceny Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej, czyli poszczególnych państw członkowskich, może zyskać akceptację. Natomiast rządy będą mieć dwa lata na dostosowanie krajowego prawa do nowych wymogów. Zakres projektu jest szeroki i nie dotyczy tylko jawności płac. Nowe rozwiązania dotyczą też rekrutacji. Na tym etapie pracodawcy będą musieli przedstawić informację o początkowym poziomie proponowanego wynagrodzenia lub przedział zarobków, na jakie może liczyć kandydat - będą to musieli podać w ogłoszeniu o naborze lub przed rozmową kwalifikacyjną. Przepisy mają też jednoznacznie potwierdzać, że firma nie może pytać o dotychczasowe zarobki w poprzednich miejscach zatrudnienia (teraz też nie ma ku temu podstawy prawnej).

Solidarność też popiera tego typu rozwiązania i od dawna walczy o godne płace. Ubóstwo, wykluczenie społeczne, złe warunki pracy, niskie dochody to determinanty społeczno-ekonomiczne odpowiedzialne w znaczącym stopniu za sytuację zdrowotną dużej części populacji – w tym na proces starzenia się – ocenia Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” w swojej opinii na temat rządowego dokumentu „Zielona księga w sprawie starzenia się”. Prezydium Solidarności wysuwa postulat, aby szczególnymi działaniami rządu były objęte te rodzaje pracy, które wpływają niekorzystnie lub wręcz negatywnie na jakość życia, a w konsekwencji na trudną starość. - Takim działaniem jest obowiązek promowania dobrych miejsc pracy i zwalczania pracy niestandardowej, niedającej zabezpieczenia socjalnego, która powoli staje się nową formą pracy nierejestrowanej – czytamy w opinii.

Przypomnijmy tutaj, że rząd już w tym zakresie poczynił istotne zmiany. Od 1 stycznia 2021 roku ZUS zobowiązany jest do prowadzenia ewidencji umów o dzieło. - Liczymy, że rejestr pozwoli przede wszystkim dokładniej oszacować liczbę zawieranych w Polsce umów o dzieło - wyjaśnia prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska. - Zgromadzone w rejestrze informacje będą wykorzystywane do celów statystyczno-analitycznych, także do badania kierunków rozwoju przedsiębiorczości. To rozwiązanie ułatwi także weryfikację istnienia obowiązku ubezpieczeń społecznych - wskazuje szefowa ZUS.

Do zgłoszenia zawarcia umowy o dzieło są zobowiązani wszyscy płatnicy składek oraz osoby fizyczne, bez względu na to, czy są zarejestrowane w ZUS jako płatnik składek czy też nie. Opinie o nowych wymaganiach wobec firm są sprzeczne.

- PiS potrzebuje pieniędzy, więc stara się sprawdzić, jak umowy o dzieło są zawierane. Będzie to taka próba wyłapywania umów o dzieło, które nie do końca są umowami o dzieło - w ten sposób Robert Gwiazdowski skomentował w programie Newsroom WP nowe przepisy, które weszły w życie od stycznia.

Odpowiadając na pytanie, dlaczego w ogóle pracodawcy próbują omijać przepisy, zatrudniając na umowę o dzieło, zamiast umowę o pracę, wskazał na kwestie "podatkowo-ubezpieczeniowe". Inne opinie wyrażają związkowcy. Do tej pory ZUS wiedział jedynie o umowach o dzieło zawartych – obok umowy o pracę – między pracodawcą i pracownikiem. Zdaniem ekspertów związkowych, specjalny rejestr umów o dzieło jest konieczny.

rzypomnijmy, że zgodnie z założeniami tarczy antykryzysowej osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych (umowy zlecenia, umowy o dzieło) oraz samozatrudnieni mogą liczyć na wypłatę świadczenia postojowego. Solidarność zwraca uwagę, że przy braku informacji o umowach o dzieło mogłoby dochodzić do nadużyć w kontekście wypłaty świadczeń z tarczy antykryzysowej. Związki liczą też na ograniczenie umów o dzieło. Często bowiem umowy o dzieło spełniały przesłanki umowy zlecenia czy umowy o pracę, a mimo to składki od nich nie były płacone - co jest niekorzystne dla pracownika - choć osoba przyjmująca zamówienie wykonywała właściwie stale te same czynności w określonym czasie. Teraz kontrolerzy ZUS będą mieli ułatwione zadanie, żeby wyłapać takie praktyki i będą mogli szybciej i łatwiej sprawdzić, czy dochodzi do nadużyć i czy przypadkiem nie powinna nastąpić zapłata składek na ubezpieczenie społeczne.

Zdaniem Solidarności, właściwym kierunkiem jaki powinno przyjmować się w tym zakresie jest też kwota wolna od podatku w wysokości 30 tys. zł. Jak donoszą media, ma być to jeden z elementów Nowego Ładu, planu rządu PiS na odbudowę gospodarki po pandemii. Zdaniem szefa KK NSZZ Solidarność Piotra Dudy, związek ten podobnych rozwiązań domaga się od lat.

- Jest to dla nas nie mniej ważne niż handel w niedziele, obniżenie wieku emerytalnego czy emerytury stażowe. Gdyby tak się stało i kwota faktycznie została podniesiona do aż 30 tys. zł, to byłby wielki krok do przodu – komentuje Duda i podkreśla, że skorzystałoby na tym wielu Polaków, a rozwiązania w kraju zostały nagle zbliżone do tych we Francji czy w Niemczech.

- Skorzystaliby na tym ci zarabiający na poziomie minimalnego wynagrodzenia, ale również ci zarabiający 3-4 tys. zł brutto. To byłaby sprawiedliwość, bo oznaczałaby nie tylko, jak krzyczą od kilku lat politycy PSL, „emerytury bez podatku”, ale dla tysięcy pracowników zarabiających na poziomie minimalnego wynagrodzenia „płace bez podatku” – wskazuje Piotr Duda.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: