Czy konflikt na Wschodzie uderza w naszą gospodarkę?

Ewentualne zakłócenia w handlu z Ukrainą czy Rosją i Białorusią nie miałyby dla wzrostu gospodarczego Polski większego znaczenia - uważa główny ekonomista PZU Paweł Durjasz. Wskazał na niewielki udział tych krajów w naszej wymianie handlowej, poza ropą i gazem.

Durjasz ocenił w opublikowanym we wtorek lutowym komentarzu gospodarczym, że wdrożenie w Polsce tarcz antyinflacyjnych powinno obniżyć inflację w lutym poniżej 8 proc. rok do roku, a w kolejnych miesiącach – do wakacji - poniżej 7 proc. r/r. Zwrócił uwagę, że styczniowe dane o aktywności gospodarczej wskazują, iż ten rok zaczął się dla polskiej gospodarki zaskakująco dobrze, ale w pierwszym kwartale trzeba liczyć się z osłabieniem dynamiki konsumpcji wskutek wzrostu cen oraz następstw zmian regulacji podatkowych.

- Jeśli rząd nie przedłuży działania tarcz antyinflacyjnych, to w lipcu i sierpniu odnotujemy wzrost inflacji, która osiągnie tegoroczny szczyt w okolicy 9,5 proc. r/r - uważa ekonomista. Zastrzegł, że wysokość inflacji w tym roku zależy także od tego, czy ponownie wzmogą się zakłócenia w łańcuchach dostaw i jak szybko zostaną wyeliminowane. - Bardzo istotne będzie także kształtowanie się cen gazu i paliw – także w kontekście możliwego konfliktu Rosja-Ukraina - zaznaczył. Jego zdaniem ryzyko tego konfliktu potęguje niepewność w światowej i polskiej gospodarce.

Ekonomista zauważył, że choć mnożą się ostrzeżenia, że Rosja jest bardzo bliska inwazji na pełną skalę, to - według niego - ciągle możliwy wydaje się scenariusz podtrzymywania przez nią obecnego napięcia na granicy, z ewentualnymi działaniami militarnymi ograniczonymi do Donbasu. - W takim przypadku nerwowe reakcje rynków finansowych byłyby raczej ograniczone i krótkotrwałe. Ewentualne zakłócenia w handlu z Ukrainą czy Rosją i Białorusią nie miałyby dla wzrostu gospodarczego Polski większego znaczenia, z uwagi na niewielki udział tych krajów w naszej wymianie handlowej (poza ropą i gazem) - wskazał Durjasz w komentarzu.

Przyznał, że sytuacja na granicy Rosji i Ukrainy pozostaje skrajnie napięta, ale - jak dotąd - wydaje się, że Rosja „przelicytowała”, a jej szantaż okazał się kontrproduktywny. Państwa NATO jednomyślnie odrzuciły żądania Kremla, grożąc poważnymi retorsjami w razie inwazji. „Infrastruktura wojskowa” NATO przybliżyła się do granic Rosji zamiast – jak żąda Kreml - się od nich oddalić. Ukraina została dozbrojona, a kwestia jej suwerenności znalazła się w centrum uwagi całego świata - podkreślił Durjasz.

Według głównego ekonomisty PZU, koszty inwazji – także dla rosyjskich przywódców - okazałyby się poważne. - Niczego nie można wykluczyć, ale nawet po uznaniu przez Kreml niepodległości separatystycznych +republik+ w Donbasie wojna z Ukrainą na pełną skalę – bo ograniczona trwa nieprzerwanie od 8 lat - nie jest jeszcze przesądzona. W najlepszym z najgorszych scenariuszy ryzyko poważnych konsekwencji gospodarczych dla Polski pozostawałoby ograniczone - dodał Durjasz.

Jego zdaniem, najpoważniejsze skutki miałoby ograniczenie dostaw rosyjskiego gazu do UE, uderzające we wzrost gospodarczy i komplikujące walkę z inflacją. Ekonomista uważa, że mimo optymistycznych deklaracji Komisji Europejskiej, skompensowanie trwającego dłużej ubytku rosyjskiego gazu w obecnych warunkach rynkowych zapewne nie byłoby łatwe. - Jest to jednak broń obosieczna, bo wstrzymując dostawy Rosja podkopałaby swoją wiarygodność jako dostawcy, dodatkowo motywując państwa UE do przyspieszenia procesów dywersyfikacyjnych. Chiny zaś, jako odbiorca rosyjskiego gazu, wykorzystują swą silną pozycję przetargową i zbijają ceny. Trudno sobie także wyobrazić blokowanie szlaku kolejowego łączącego UE i Polskę z Chinami - wskazał Durjasz.

W jego opinii uniknięcie otwartej inwazji oznaczałoby, że ewentualne reakcje rynków finansowych – osłabienie złotego, spadki na giełdach – byłyby raczej ograniczone i krótkotrwałe. - Zmalałoby także ryzyko mocnego wzrostu cen ropy i gazu, choć Rosja poprzez utrzymywanie zagrożenia inwazją może wysokie ceny surowców energetycznych podtrzymywać - ocenił ekonomista.

Przyznał przy tym, że istnieje istotne ryzyko otwartego konfliktu Rosja-Ukraina i związanej z tym "erupcji" cen gazu i ropy naftowej oraz zaburzeń na rynkach finansowych.

Prezydent Rosji Władimir Putin podpisał w poniedziałek dekret o uznaniu separatystycznych "republik ludowych" w Donbasie - Donieckiej i Ługańskiej. Putin i przywódcy separatystów w Donbasie podpisali też umowy o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy z Rosją. Jak podał Reuters, Putin wydał rozkaz wojskom rosyjskim wkroczenia na terytorium wschodniej Ukrainy. W opublikowanej w nocy odezwie do narodu ukraińskiego prezydent Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Kijów kwalifikuje uznanie przez Rosję niepodległości dwóch "republik" jako naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej państwa ukraińskiego.

Prezydent USA Joe Biden podpisał w poniedziałek rozporządzenie nakładające sankcje i zakazujące handlu i inwestycji z samozwańczymi "republikami ludowymi" w Donbasie. Rozporządzenie daje mu też uprawnienia do objęcia restrykcjami osób działających na ich terenie.

Według przepisów rozporządzenia, zakazany jest jakikolwiek import lub eksport towarów, usług czy technologii między USA i donbaskimi "republikami ludowymi", a także zaangażowanie osób i podmiotów zarejestrowanych w USA w jakiekolwiek transakcje finansowe.

Źródło

Skomentuj artykuł: