Czy mamy nadal rynek pracownika czy już pracodawcy?

Z rynku pracy płyną dość optymistyczne wieści. Stopa bezrobocia nie zmieniła się bowiem względem poprzedniego miesiąca i wyniosła w sierpniu 6,1 proc. – jak wynika z szacunkowych danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Co równie ważne - w rejestrach urzędów pracy figuruje pół tysiąca mniej osób niż przed miesiącem, a firmy nie zgłaszają na razie wielkich planów redukcji zatrudnienia.

Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, że nadszedł znów czas sprzyjający wyłącznie pracodawcom i tym samym koniec rynku pracownika. Co prawda niektórzy pracodawcy na wieść o rosnącym bezrobociu odczuli ulgę i celowo przekazywali takie informacje, żeby „zmotywować” pracowników do działania. Jednak eksperci wskazują ostrożność przy wyciąganiu takich wniosków.

Ze wstępnych danych Ministerstwa Rodziny wynika, że liczba bezrobotnych w końcu sierpnia br. wyniosła 1 029,0 tys. osób i w porównaniu do poprzedniego miesiąca spadła o o 0,05 proc. Spadek liczby bezrobotnych odnotowano w sumie w 10 województwach. 

- Nasze szacunki to kolejny dowód na to, że po okresie zamrożenia gospodarki i wynikających z tego ograniczeniach sytuacja na rynku pracy wydaje się stabilizować. Pierwsze niepokojące reakcje pracodawców i związane z nimi zapowiedzi zwolnień wyraźnie osłabły. Niewątpliwie wpływ na to miały działania zaproponowane w tarczy antykryzysowej, która przyczyniła się do ochrony 5 mln miejsc pracy

mówi minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg. 

Kilka dni temu Eurostat opublikował dane dotyczące stopy bezrobocia w Unii Europejskiej w lipcu br. Polska ze stopą bezrobocia na poziomie 3,2 proc. jest drugim krajem w UE o najniższej stopie bezrobocia. Lepszy wynik mają tylko Czechy (2,7 proc.).

Wypadamy znacznie lepiej niż unijna średnia notowana na poziomie 7,2 proc. 

Przyglądając się uważnie kryzysowi i związanym z nim zwolnieniom można wskazać wiele argumentów przemawiających za tym, że trudno ogólnie myśleć o rynku pracy, jak o rynku pracodawcy

zaznacza  Magdalena Zagrodnik, Business Partner w Walter Herz. 

Jej zdaniem, w kryzysie szczególnie wyraźnie ujawniły się mocne i słabe strony pracowników oraz różnice pomiędzy pracownikami najlepszymi i ocenianymi jako przeciętni.

Nie każdy pracownik w kryzysie jest zagrożony. Najlepsi ludzie zostali w firmach i nadal walczą o siebie i pracodawcę. Dzięki ich ciężkiej pracy firmy wychodzą z kryzysu, a ich pewność siebie i pozycja umacnia się.

uważa ekspert.

Jej zdaniem, ci pracownicy z pewnością po kryzysie będą mogli negocjować nowe warunki pracy z pracodawcami, jeśli kondycja firmy będzie dobra. 

Na rynku pracy są widoczne awanse, więc pod tym względem nic się nie zmieniło. Najlepsze osoby pomimo kryzysu są stale doceniane

uważa  Magdalena Zagrodnik. 

Trudno jednak kryć, że COVID spowodował, że wiele osób straciło pracę. W opinii ekspertów, pandemia często była jednak jedynie pretekstem do zwolnienia mniej rokujących pracowników. 

Firmy zwolniły pracowników, którzy np. od dawna nie realizowali celów biznesowych, ale byli nadal w organizacji ze względu na chęć utrzymania dobrej atmosfery w zespole

uważa  Magdalena Zagrodnik. 

Według badań pracuj.pl około 77 proc. pracowników nadal chętnie zmieniłoby firmę, gdyby otrzymało lepszą ofertę finansową, a 44-60 proc. osób obawia się obniżki warunków bądź utraty obecnej pracy. Wyniki prezentowane na portalu pracuj.pl pokazują też, że wiele zwolnionych osób jest skłonnych przebranżowić się lub przyjąć pracę poniżej kwalifikacji, a nawet obniżyć swoje oczekiwania finansowe, by zdobyć zatrudnienie. 

Możemy tu mówić o jeszcze większej dysproporcji, jaka ujawnia się pomiędzy najlepszymi fachowcami i osobami ze znacznie niższymi kompetencjami i możliwościami. Trzecia grupa to taka, gdzie na rynek pracy trafiły całe działy w tym świetni eksperci ponieważ kryzys spowodował, że przedsiębiorstwa zamykały oddziały bądź likwidowały całe działy - dodaje. 

zaznacza  Magdalena Zagrodnik.

Ale ta grupa pracowników szybko sobie poradziła z szukaniem nowego zatrudnienia. Ekspert Walter Herz zauważa, że kolejna, jaskrawa dysproporcja, jaką możemy dostrzec w obecnej sytuacji dotyczy płci, ale i osób z dziećmi, czy bezdzietnych.

Podczas lockdown-u to jednak kobiety w większości pracowały w domu, jednocześnie opiekując się dziećmi. Ich produktywność zawodowa była więc mniejsza w porównaniu z mężczyznami, którzy w tym czasie mogli pracować dłużej i cały swój czas poświęcać firmie. Niezależnie od kompetencji zawodowych obu stron, mężczyźni mogli być oceniani wyżej ze względu na lepsze efekty pracy. Kobiety, które dzieliły swój czas na opiekę nad dziećmi i pracę mogą teraz na tym samym stanowisku zarabiać znacznie mniej niż mężczyźni

podkreśla  Magdalena Zagrodnik.

W atmosferze COVID-u jeszcze większego znaczenia nabrały również kwestie dotyczące umów. W ostatnim czasie częściej traciły pracę osoby zatrudnione na czas określony czy będące na umowach cywilno-prawnych. Dlatego teraz umowa o pracę będzie jeszcze bardziej pożądana przez pracowników, bo daje większe poczucie bezpieczeństwa. Pracodawcy pozbywają się też dorabiających rencistów i emerytów. Społecznie nie jest to wielki problem - bo mają oni środki na utrzymanie. Ale osobiście dla wielu ludzi to poważna sprawa, ponieważ są przyzwyczajeni do swojej pracy, a jej brak burzy ich życie i przyzwyczajenia.

Źródło

Skomentuj artykuł: