Czy prąd stanie się w Europie luksusem?

Zieloni w Unii Europejskiej chcą zmienić rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla tak, aby do końca dekady ich cena potroiła się. Tymczasem eksperci alarmują, że doprowadzi to do sytuacji, w której prąd stanie się w Europie luksusem.

Sprzedaż uprawień do emisji dwutlenku węgla prowadzona jest w Europie od blisko 18 lat. Za organizację owego rynku odpowiada Komisja Europejska – organ wykonawczy UE. Sprzedaż pozwoleń na emisję CO2 jest – obok podatku węglowego czy cukrowego – swoistym rodzajem podatku Pigou. Tego typu daniny nakładane są na czynności generujące negatywne czynniki. W przypadku elektrowni mowa o emisji szkodliwego CO2, a w przypadku produktów dosładzanych – o rosnącej liczbie zachorowań na schorzenia serca. Cena uprawnień do emisji CO2 tylko w zeszłym roku wzrosła o 140 proc. do ponad 50 euro za tonę. Niektórzy spodziewają się wzrostu cen do 100 euro, bo KE nie chce ograniczyć spekulacji na rynku uprawnień, a żądania Zielonych tylko podbijają ceny. Zieloni opowiadają się za bardzo wysokimi cenami uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Oczekują, że osiągną poziom 150 euro za tonę do 2030 r.

Spekulacja na rynku uprawnień do emisji CO2 wywołała protesty w wielu krajach, również w Polsce. Nasz rząd zwrócił się do KE o zbadanie roli podmiotów finansowych w kreowaniu ostatnich skoków cen. Jak informuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska, w marcu br. minister Michał Kurtyka skierował pismo do KE o dokładną analizę sytuacji na rynku uprawnień i przyczyn gwałtownego wzrostu cen. Resort przypomina, że w przeszłości była przeprowadzona interwencja na rynku uprawnień w postaci tzw. backloadingu (zabrano wówczas z rynku 900 mln uprawnień do emisji), a obecnie funkcjonują mechanizmy rezerwy stabilizacyjnej. – Są to mechanizmy, które wpływają na podaż uprawnień na rynku i niewątpliwie stanowią ingerencję w ten rynek, ich celem jest podniesienie cen uprawnień do emisji – podkreśla resort. W dyrektywie dotyczącej systemu EU ETS jest przewidziany mechanizm interwencji w przypadku zbyt wysokich cen uprawnień do emisji, jednak ze względu na jego konstrukcję, jest on w praktyce bardzo trudny do zastosowania – może zostać wdrożony w momencie, gdy przez pół roku utrzymują się ceny 3-krotnie wyższe niż średnia cena uprawnień w ostatnich dwóch latach. Nawet obecnie, przy wysokich cenach uprawnień do emisji ten warunek nie został spełniony. Ceny więc nieustannie rosną, podobnie jak oczekiwania ekologicznych radykałów. Ich zdaniem handel emisjami w UE powinien obejmować też lotnictwo i żeglugę, a darmowe pozwolenia na emisje dla firm powinny wygasnąć. Problem w tym, że społeczeństwa nie wytrzymują już kosztów związanych z polityka klimatyczną UE. - Wobec błyskawicznie rosnących cen energii, w UE zrobiło się nerwowo. Oczywiście, Bruksela nie chce przyjąć do wiadomości, że jednym z powodów drożejącego prądu jest zbyt radykalna, pospieszna i kosztowna polityka klimatyczna - podkreśla Izabela Kloc, poseł PiS do Parlamentu Europejskiego, członek komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii. Jej zdaniem, krytycy Zielonego Ładu mają teraz gorzką satysfakcję. Przestrzegali, że jednym ze skutków chaotycznej i wymuszonej transformacji energetycznej będzie wzrost ceny prądu, który najbardziej uderzy po kieszeni średnio i mniej zamożnych Europejczyków. - Podwyżki właśnie ruszyły i to w galopującym tempie. W Hiszpanii i Portugalii hurtowe ceny za megawatogodzinę sięgnęły 190 euro - zauważa Kloc. - W podobnej skali prąd drożeje również we Włoszech, Francji, generalnie w większości krajów UE. Na tym tle sytuacja w Polsce nie wygląda aż tak źle, bo nasz cenowy rekord wynosi 107 euro - dodaje. W Europie już słychać pomruki społecznego niezadowolenia. Wielką akcję protestacyjną przeprowadziły związki zawodowe w Hiszpanii. - Przypomnijmy, że podczas ostatniej zimy ten kraj borykał się z najpoważniejszymi zakłóceniami w dostawach energii. Prąd wtedy podrożał, ale nie na taką skalę, jak obecnie, a mamy dopiero początek jesieni - zaznacza Kloc. - Po raz pierwszy od wielu dekad, bogate społeczeństwa Europy zachodniej zaczęły się bać biedy i mrozu. Strach przed reakcjami swoich obywateli zajrzał w oczy także niektórym rządom państw członkowskich. Trudno zapomnieć o skali i skutkach protestów „żółtych kamizelek” we Francji, które wybuchły z powodu wzrostu ceny paliwa. Obecne podwyżki prądu będą miały dla gospodarki i społeczeństwa o wiele gorsze konsekwencje, choćby z tego powodu, że dotkną wszystkich, a nie tylko jednego kraju - dodaje.

Hiszpanie żądają stworzenia scentralizowanej, unijnej platformy zakupu gazu ziemnego. Postulują też zablokowanie spekulacji finansowych na rynkach uprawnień do emisji dwutlenku węgla (ETS). Ten apel jest zbieżny z propozycjami Polski. - Szkoda, że przeciwnikiem ingerowania w ETS jest Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE odpowiedzialny za Zielony Ład. Jego zdaniem wolny rynek sam najlepiej rozwiąże wszelkie problemy - wyjaśnia Kloc.

Pod naciskiem państw członkowskich obudziła się na chwilę UE. Ministrowie do spraw energii spotkali się niedawno w Słowenii z unijną komisarz Kadri Simson. Debatowano, jak skoordynować wysiłki na rzecz powstrzymania bezprecedensowego wzrostu cen na hurtowym rynku energii. Niestety, spotkanie to nie przyniosło konkretnych efektów. Unijna komisarz odpowiedzialna za sprawy energii zaoferowała jedynie utworzenie „skrzynki narzędziowej” do rozwiązania problemu bez konkretnych szczegółów i wytycznych. Generalnie, na wszelkie apele o ustabilizowanie dostaw i cen prądu Bruksela ma jedną odpowiedź: rozszerzyć i przyspieszyć tempo rozbudowy Odnawialnych Źródeł Energii. - Problem w tym, że część liderów UE nie potrafi albo nie chce prawidłowo zdiagnozować przyczyn podwyżek - tłumaczy Kloc. - Obarczanie winą warunków pogodowych jest – delikatnie mówiąc – mocno naciąganie, ponieważ w porównaniu z poprzednimi latami obecne zimy są dosyć łagodne. Z kolei inni bagatelizują dywersyjne działania Rosji, choć to one powodują, że gaz nie może stać się teraz energetycznym kołem ratunkowym, ponieważ drożeje jeszcze szybciej, niż prąd. Trudno uwierzyć, że przerwy w dostawach wynikają z problemów technicznych w sieciach Gazpromu. Po prostu Moskwa sygnalizuje Europie, że trzeba jak najszybciej uruchomić rurociąg Nord Stream 2 - podkreśla. Na unijnych salonach nikt też nie ma odwagi wskazać najważniejszej przyczyny podwyżek cen prądu, czyli zawodności Odnawialnych Źródeł Energii. - Przy wszystkich swoich wadach, energetyka węglowa ma jedną, oczywistą zaletę. Gwarantuje stabilność systemu przesyłania i dostaw prądu - zauważa polska posłanka. - Nie można tego powiedzieć o energetyce odnawialnej, która jest uzależniona od kaprysów pogody i nie można jej magazynować. Poprzedniej zimy prawie cała Europa dostała sygnał ostrzegawczy, że ten system się nie sprawdza. Mimo tego, Bruksela rzuca wszystkie siły i środki w promocję „zielonej” energii. Skutki tej ryzykownej strategii widzimy w rachunkach za prąd.

Źródło

Skomentuj artykuł: