Mastodon to platforma, o której głośno zrobiło się kilka miesięcy temu, gdy Elon Musk przejmował Twittera. Pewna część użytkowników, w obawie przed nowymi porządkami, dokonała eksodusu i pojawiła się na szerzej nieznanej wówczas platformie. Liczba aktywnych użytkowników Mastodona jednak zmalała, a dziś trwają burzliwe dyskusje, czy sieć ta nie stanie się przedmiotem zakupu ze strony BigTech. Wyjście z Twittera dało jednak początek nowemu trendowi w świecie social media.
O Mastodonie na naszych stronach pisaliśmy w listopadzie 2022 r., gdy platforma ta zyskiwała na popularności. Powodem była panika części użytkowników Twittera przed praktykami, jakie miał wprowadzić nowy właściciel serwisu z niebieskim ptaszkiem - Elon Musk. Eksodus pewnej części twitterowiczów przed zapanowaniem na portalu mowy nienawiści w wykonaniu białych suprematystów i rasistów podkręcany był przez celebrytów i aktywistów okołopolitycznych. Efektem było przeniesienie się nawet kilkumilionowej grupy na Mastodona, platformę, która początkowo nie była przygotowana na taki ruch.
Mastodon, określany jako połączenie Twittera i Reddita, oparty jest o oprogramowanie open source i bazuje na kilku tysiącach serwerów z własnymi moderatorami i zasadami. Plusem Mastodona ma być to, że decyzyjność nad serwisem jest całkowicie zdecentralizowana. Jedynym formalnym pracownikiem Mastodona jest jego założyciel, 29-letni obecnie Eugen Rochko, który pracę nad serwisem rozpoczął w 2013 r. Mastodon jest częścią Fediwersum - zbioru opartych na oprogramowaniu open source serwisów społecznościowych niezależnie od siebie funkcjonujących, lecz wchodzących z sobą w interakcję (obok Mastodona są to m.in. PeerTube oraz Friendica).
Założyciel Mastodona, Eugen Rochko, Niemiec żydowsko-rosyjskiego pochodzenia, twierdził, że Mastodon nie będzie drugim Twitterem, a otworzy "nowy paradygmat mediów społecznościowych".
Mastodon wydaje się na pierwszy rzut oka bardziej skomplikowaną platformą niż Twitter, jednak nie zniechęciło to internautów do imigracji. "The Guardian" szacuje, że w ciągu miesiąca od zakupu przez Muska Twittera, liczba użytkowników Mastodona wzrosła ośmiokrotnie do ponad 2,5 mln. Jednak, jak podaje redakcja, od tamtego czasu liczba ta zmalała do 1,2 mln, a jednym z powodów ma być właśnie sposób funkcjonowania serwisu.
- Wiele osób przybyło i uznało to za trochę zbyt trudne - ocenia Nathan Schneider z University of Colorado Boulder. Mastodon opiera się na mniejszych społecznościach zgromadzonych wokół konkretnych serwerów i między innymi tym różni się od "globalnego" Twittera. Część użytkowników, m.in. promujących się za pośrednictwem Mastodona, twierdzi, że społeczność tam rzeczywiście dostrzega jego aktywność, w przeciwieństwie do dużych serwisów, takich jak Twitter, Facebook czy Instagram. Zwolennicy platformy podkreślają możliwości prowadzenia spokojnych, merytorycznych rozmów i małą liczbę trolli i innych dokuczliwych zjawisk. Ta pewnego rodzaju niszowość platformy skutecznie trzyma na dystans reklamodawców, którzy nie widzą szczególnej perspektywy inwestowania na Mastodonie.
Z drugiej strony Mastodon ma wielu krytyków w kwestii zarówno "user-friendly", funkcjonalności, jak i wspomnianej niszowości. Nie brakuje komentarzy, że ciekawy i czasem istotny społecznie content pojawiający się na niezależnej platformie nie przebija się do szerszego audytorium.
Organizacja Mastodon - jako niemiecka organizacja o charakterze non-profit - opiera swoje finansowanie przede wszystkim na crowdfundingu, a sam Rochko - jak podaje "Guardian" - miał odrzucać oferty płynące z Doliny Krzemowej, obawiając się o utratę tożsamości przez projekt. - Mastodon nie zamieni się we wszystko to, czego nienawidzisz na Twitterze - powiedział założyciel platformy. Wśród użytkowników da się jednak dostrzec obawy, czy prędzej lub później platforma nie stanie się jednak obiektem zakupu ze strony gigantów BigTech.
W ocenie ekspertów, niełatwy sposób funkcjonowania platformy i obecny model finansowania, mogą być przyczyną powolnego upadku popularności Mastodona, którą zdobył za sprawą zawirowań na Twitterze. Nie pozostaną tam raczej długo użytkownicy, którzy szukali alternatywy dla serwisu kierowanego od kilku miesięcy przez Elona Muska.
Jednocześnie, Mastodon musi się zmierzyć z konkurencją, a taką może być działający w zdecentralizowanej sieci serwis Bluesky, założony przez byłego szefa Twittera - Jacka Dorseya. Choć sama inicjatywa sięga 2019 r., to w ostatnim czasie prace nad nią znacząco przyspieszyły, a ważnym krokiem było uruchomienie aplikacji mobilnej w ostatnich tygodniach. Przysporzyło to Bluesky sporej popularności, przede wszystkim wśród opiniotwórczych i widocznych w mediach społecznościowych środowisk. Obecnie liczbę pobrań aplikacj w AppStore i Google Play szacuje się na ok. pół miliona. Platforma dostępna jest zarówno dla osób zaproszonych przez obecnych użytkowników, a - jak wskazuje CNN Business - "poczucie ekskluzywności zwiększyło tylko ekscytację związaną z dołączeniem do Bluesky", jak również istnieje lista oczekujących testerów beta, do której może dopisać się każdy (obecnie to ponad 1 mln osób). Duży skok nowych użytkowników odnotowano w miniony czwartek, gdy ich liczba w porównaniu z dniem poprzednim - podwoiła się.
Czy nowy serwis podzieli los Mastodona? Eksperci unikają na razie kategorycznych sformułowań i przyglądają się projektowi zainicjowanemu przez Dorseya.
Konkurencja może faktycznie pomóc użytkownikom znaleźć pożądane funkcje, takie jak lepsza ochrona prywatności, przenośność oprogramowania czy bardziej znacząca moderacja treści - ocenił w rozmowie z CNN Business Mark Bartholomew z University at Buffalo School of Law.
Pomysłodawcy Bluesky przekonują, że projekt pokazuje, „jaki mógłby być Twitter”, a sam Dorsey ubolewał nad tym, że serwis, którym poprzednio kierował, skomercjalizował się i stał się w praktyce „firmą”. Póki co Bluesky pozostaje „cukierkiem za szybą”, a data pełnego uruchomienia platformy nie jest na razie znana.
Do stworzenia zdecentralizowanej platformy, o czym donoszą media, szykuje się również Mark Zuckerberg. Projekt nosi roboczą nazwę P92, a koordynuje go Adam Mosseri, szef Instagrama. Komentatorzy są jednak sceptyczni, zauważając, że Zuckerberg angażuje się we wszystko, co akurat zyskuje popularność, a wiele z tych przedsięwzięć nie przeszło próby czasu. Może to jednak potwierdzać inną kwestię – że istnienie w Fediwersum to nowe „must be” w mediach społecznościowych.