Już ok. 3,7 mld zł pożyczyli Polacy na zakup mieszkań w programie "Bezpieczny Kredyt". Liczba złożonych wniosków wkrótce przekroczy zakładane na cały 2023 roku 50 tys. - napisał w opublikowanej dzisiaj analizie ekspert HREIT Bartosz Turek.
Analityk zwrócił uwagę, że w ciągu 11 tygodni wartość udzielonych kredytów z dopłatą od państwa wyniosła 3,7 mld zł, a liczba złożonych wniosków (43 tys.) niedługo przekroczy zakładane na cały 2023 roku 50 tys.
Autor opracowania HREIT przypomniał, że w Ocenie Skutków Regulacji dołączonej do projektu ustawy, która wprowadziła program "Bezpieczny Kredyt", spodziewano się, że wartość udzielonych preferencyjnych kredytów w całym 2023 roku wyniesie 3,2 mld zł. Jego zdaniem to "kolejny argument potwierdzający, że jeśli nie stanie się nic niespodziewanego, to pieniędzy w tym programie zabraknie i to już nawet za kilka miesięcy".
Bartosz Turek zauważył, że w myśl ustawy BGK nie może ogłosić wstrzymania naboru wniosków już w 2023 roku, tylko - jak napisał - "skorzysta z budżetu przewidzianego na 2024 rok, kiedy to rząd planuje wydać na dopłaty do kredytów 941 mln zł. W kolejnym roku jest to 1107 mln zł".
Jak zaznaczył, zgodnie z ustawą trzeba będzie wstrzymać przyjmowanie wniosków w momencie, w którym na dany rok zostanie wykorzystane 90 proc. przewidzianych pieniędzy albo 75 proc. tych zabudżetowanych na rok przyszły.
- To znaczy, że w momencie, w którym "licznik dopłat" osiągnie w 2024 r. niewiele ponad 830 mln zł, BGK ogłosi koniec przyjmowania wniosków. Zakaz ten zacznie obowiązywać dzień po tym ogłoszeniu - wyjaśnił Turek.
Ekonomista nie wykluczył również skrajnego scenariusza, który zakłada, że pod koniec 2023 roku będziemy świadkami ogromnego popytu na kredyty z dopłatą ze strony osób, które będą chciały skorzystać z dofinansowania, póki będzie ono jeszcze dostępne.
- W efekcie może dojść do tak kuriozalnej sytuacji, że pracownicy banków będą witać Nowy Rok w biurach, wprowadzając do ostatniej chwili dane potencjalnych kredytobiorców do systemów. W ten sposób "zaklepana" kolejka po tańszy kredyt będzie potem skutkować faktycznym udzielaniem kredytów nawet do wiosny 2024 roku" - stwierdził ekspert HREIT.
Według ekonomisty, dostępne dziś informacje i prognozy sugerują, że w 2024 roku pieniędzy wystarczy na udzielenie około 7 tys. kredytów.
W jego ocenie, nawet jeśli pieniędzy na dopłaty zabraknie, to "po szale na preferencyjne kredyty rynek nie przejdzie automatycznie w fazę stagnacji", m.in dlatego, że wnioski składane przed zamrożeniem programu będą generowały transakcje zawierane przez kolejne co najmniej 1-2 miesiące. Ponadto - jak uważa ekonomista - na co najmniej kwartał przed kolejnym otwarciem naboru wniosków w kolejnym roku potencjalni beneficjenci będą aktywnie na rynku poszukiwać mieszkań do zakupu, aby przygotować się do kolejnej rundy naboru wniosków.
Ponadto - jak wskazał Turek - pieniądze wtłoczone na rynek mieszkaniowy poprzez udzielanie preferencyjnych kredytów pozostaną na nim i będą generowały kolejne transakcje.
- Chodzi o to, że część osób, które sprzedadzą mieszkanie kwalifikujące się do dopłat, najpewniej często też będą dokonywały zakupu kolejnej nieruchomości
- wyjaśnił.
Ekspert ocenił, że obniżka stóp procentowych przez RPP we wrześniu br. stanowi najpewniej dopiero początek cyklu obniżania kosztu pieniądze w Polsce. "Jeśli utrzyma się przy tym dobra sytuacja na rynku pracy, to zaowocować powinno to wzmożonym popytem na mieszkania na tzw. szerokim rynku" - przewiduje Turek.
Dodał, że "nawet jeśli chwilowo skończą się pieniądze na dopłaty, nie należy wnioskować, że osoby kupujące pierwsze mieszkanie zupełnie znikną z rynku. Część faktycznie może wstrzymać się na kilka miesięcy, ale część, aby nie czekać na otwarcie nowej puli środków, zdecyduje się na zakup bez dopłat" - zastrzegł analityk.